piątek, 15 marca 2013

Lalki w ogniu

Lubię książki podróżnicze, można się na chwilkę bez wychodzenia z domu przenieść w jakiś inny świat. Większość jest pełna cudownych zdjęć, mniej lub bardziej zaskakujących przygód i tego czegoś nieuchwytnego, co w jakiś sposób każe zazdrościć tym ludziom odwagi, ale wcale nie umniejsza do nich sympatii. Czasem jednak mam wrażenie, że opis danego miejsca jest trochę wygładzony, a to co nieciekawe, co mogłoby zrazić jest przemycane ukradkiem.
Gdy pani w bibliotece polecała mi "Lalki w ogniu" Pauliny Wilk pomyślałam sobie, że kolejna książka o barwnych, nieco mistycznych Indiach, pełnych różnych cudów i dobrego jedzenia. No, ale jak to ja przetrawiłam to, poczekałam aż ją kupią do biblioteki, co oczywiście się nie stało bo przegrała z jakimiś romansidłami. Na jakiś czas o niej zapomniałam, ale książka dała o sobie znać, gdy kupowałam "Gorączkę" Michniewicza. Jakoś tak ten dzieciaczek z niesamowitymi oczami uśmiechał się do mnie z okładki. Pomyślałam sobie "Co tam, najwyżej zaniosę do biblioteki." i poczłapałam z nadmiarową książką do kasy.
Już po kilku stronach wiedziałam, że nie będzie to typowa książka podróżnicza jakiej się spodziewałam. Jest to raczej nasycony wyrazistymi obrazami reportaż, który pozwala poznać prawdziwe oblicze Indii. Nie to wygładzone na potrzeby marketingu, ale to prawdziwe nieokiełznane i pełne zastraszających kontrastów.
Już w pierwszym rozdziale trafiamy w zupełnie inny świat. Jak ten noworodek, którego babcia niesie do cyrulika żeby rytualnie ogolić mu głowę, lądujemy na gwarnej ulicy. Jest tam wszystko od widowni przyglądającej się rytuałowi, przez psy czekające na resztki z polowych kuchni po zmęczonego kulisa i znudzonego kierowcę taksówki. Już po tak króciutkim opisie można by dostać potężnej agorafobii, bo ludzi jest tak dużo i tak różnych. Ludzie dosłownie wchodzą na siebie nawzajem, bo jest tak ciasno.Podobnie jak ten maluch rozpoczynamy wędrówkę przez życie tego drugiego pod względem liczby ludności kraju na świecie.
Z każdym kolejnym rozdziałem poznajemy inny obraz tego kraju. Paulina Wilk opisuje wszystko, co możemy spotkać, a o czym nie przeczytamy w przewodnikach. Bo tam nikt nie wspomni o tym jak ludzie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne często na rogu ulicy i w jak skrajnej potrafią żyć biedzie - zasypiają tam gdzie siądą. Nie dowiemy się o różnych niuansach kulturowych, które potrafią piekielnie utrudnić hindusom wyjście na kolację z przyjaciółmi, bo albo utrudnia to podział kastowy albo religia. A nawet przygotowanie obiadu może się okazać wielkim logistycznym wyzwaniem.
O tym jest właśnie ta książka. Autorka w każdym rozdziale pokazuje najróżniejsze aspekty życia w Indiach. Czasem może przerażać tak bardzo, że nie dostrzeże się nic więcej niż biedę i korowody żebrzących kalek. Tak właśnie miał mój kolega, któremu pożyczyłam "Lalki". Stwierdził, że autorce w tym kraju nic się nie podoba i nie rozumie po co tam jeździła tyle czasu. Jednak jak się wczytamy to spod tego brudu wychodzi coś jeszcze. Patrzymy na barwne stroje kobiet, których sari nie musi być tak krzykliwe jak w bollywoodzkim filmie. Podziwiamy ludzi, którzy potrafią przenosić i przewozić rzeczy w taki sposób, że staje się niemal akrobatyką, podczas gdy przeciętny europejczyk stanąłby nad towarem nie wiedząc co ze sobą zrobić. Trafiamy w miejsca tak dziwne jak olbrzymia pralnia, w której nie giną i nie mieszają się rzeczy należące do tysięcy ludzi albo na cmentarzysko książek, gdzie obok Harrego Pottera stoi "Mein Kampf".
Jeszcze inną kwestią jest religia, która w Indich zdaje się być zlepkiem wszystkich innych. Obok wesołego Ganeshy Hindus potrafi postawić obrazek z Jezusem, bo przecież jeden bóg więcej w domowym ołtarzyku nie robi różnicy, a poprosić o wsparcie i pomyślność więcej niż jednego boga nie zawadzi. Autorka obala mit o tym jak wdowy dobrowolnie poddawały się sati, a jednocześnie też opisuje jak w przyszłość ruszyło wydawanie za mąż swoich dzieci.
Z barwnych ulic współczesnych Indii, autorka zabiera nas w podróż w przeszłość tego kraju wyjaśniając dlaczego wyglądają dzisiaj tak, a nie inaczej. Poznajemy historię o Gandhim, czy o Indirze Gandhi, jaki wpływ miało na ludzi panowanie Imperium Brytyjskiego.
Książka jest tak ułożona, że mamy wrażenie iż spędzamy w tym kraju jeden dzień. Towarzysząc tym ludziom w każdym aspekcie ich życia. Dodatkowo całość podkreślają piękne zdjęcia i czasem żałuję, że jest ich w tej książce tak niewiele. Jednak z drugiej strony język jakim posługuje się Paulina Wilk jest bardzo plastyczny i przemawiający do wyobraźni w taki sposób, że można niemal poczuć zapach przypraw wymieszany z ulicznym pyłem.
Książkę ciężko jest jednoznacznie ocenić, podobnie jak same Indie. Sama spotkałam się z dwiema skrajnymi opiniami. Tą negatywną, o której pisałam wcześniej i pełną zachwytu opinię siostry koleżanki z roku. Moja jest chyba czymś pomiędzy, choć po pewnym czasie jaki upłynął od przeczytania tej książki chyba będę się bardziej skłaniać ku tej pochlebnej, ale z gorzkim posmakiem w tle i pewnie dlatego sięgnę po "Lalki w ogniu" jeszcze raz.

2 komentarze:

  1. Przez Ciebie nabrałam ochoty na przeczytanie tego typu książki :)

    OdpowiedzUsuń