Pokazywanie postów oznaczonych etykietą thriller historyczny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą thriller historyczny. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 listopada 2013

Krzyż Romanowów

No i nie bardzo wiem jak mam zacząć. Gdyby mi ktoś coś takiego powiedział to pewnie odparowałabym, że najlepiej jest zacząć od początku, ale jak wiadomo najtrudniej jest stosować się do własnych rad. A książka Roberta Masello tego nie ułatwia.
Od samego początku z "Krzyżem Romanowów" miałam problemy. Najpierw techniczne, bo książka ma dziwaczny format (23,5x16,5 cm), który nie wchodził w taką sprytną kieszeń w torebce, bo była zwyczajnie za wielka! Zaskoczyło mnie to, bo w tej mojej kangurzej torbie upychałam już różne grube tomiszcza, a ta książka powiedziała nie. Drugim problemem okazywała się pusta strona po każdym zakończonym rozdziale. Niby nic wielkiego, ale dostawałam białej gorączki patrząc jak się marnuje około 60 stron.
Kolejnym problemem okazała się piekielnie wysoko zawieszona poprzeczka. Nie tylko przeze mnie, ale i przez wydawcę, który obiecał: opowieść grozy, thriller medyczny i powieść historyczną trzymającą w napięciu od pierwszych stron w jednym. Ja do tego dołożyłam sobie fascynującą i przerażającą jednocześnie grypę hiszpankę, zaginioną Anastazję Nikołajewne Romanowową oraz okrytego złą sławą i aurą tajemniczości Grigorija Rasputina, które każde z osobna są materiałami na powieści sensacyjne, a złożone w jedną całość powinny być idealną książką. Niestety Masello wziął na siebie zbyt wiele. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że porwał się z motyką na słońce.
"Krzyż Romanowów" zaczyna się krótkim prologiem, w którym obserwujemy dwoje młodych ludzi, którzy próbują łódeczką dostać się na wyspę. Chłopak umiera zostawiając dziewczynę samą, a ta ostatkiem sił dociera do brzegu, ale nie spotyka tam ratunku tylko watahę wilków. Potem akcja przenosi się gdzieś do Afganistanu, gdzie poznajemy naszego głównego bohatera Franka Slatera, który chcąc ratować małą dziewczynkę łamie wszelkie możliwe regulaminy i koniec końców trafia przed sąd wojskowy. Kiedy wydaje się, że wszystko jest przegrane i trafi do więzienia, nagle zjawia się jego przełożona z Instytutu Patologii Sił Zbrojnych USA, która powierza mu misję na Alasce. Na pytanie dlaczego właśnie Alaska i dlaczego sprawa jest "na wczoraj" uzyskuje przerażającą odpowiedź. W wyniku globalnego ocieplenia na pewnej wyspie osunęła się ziemia z cmentarzem, na którym chowano ofiary hiszpanki i istnieje prawdopodobieństwo, że wirus mógł tam przetrwać, a teraz znów otwarły mu się drzwi do ataku. Slater kompletuje zespół i rozpoczyna misję sprawdzenia, czy ryzyko jest realne. Wszystko wydaje się być proste i nawet miejscowa burmistrz nie przeszkadza ekspedycji mimo iż się do niej dołącza. Sprawę natomiast komplikuje grupka mężczyzn, którzy skuszeni jednym znaleziskiem chcą ograbić inne groby z dawnej rosyjskiej kolonii. Nagle okazuje się, że całe przedsięwzięcie może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Jednocześnie śledzimy historię najmłodszej córki cara Mikołaja II. Opowieść o niej zaczyna się w Carskim Siole skąd razem z rodziną zostali siłą wyrwani przez rewolucjonistów i przewiezieni do Jekaterynburga, gdzie zostają rozstrzelani. Jednak Ansatazji udaje się wyjść cało z rzezi dzięki gorsetowi, w który powszywane były klejnoty i młodemu chłopakowi Siergiejowi. Para ucieka na kolonię założoną przez Rasputina i niestety miejsce, które dla Any miało stać się azylem, zostało koszmarem z powodu przywiezionej przez nią grypy. W konsekwencji wielka księżna zostaje sama i błąka się po wyspie...
Jak wspomniałam wcześniej Masello porwał się z motyką na słońce.Wszystkiego wydaje się stanowczo za dużo. Autor wprowadza do powieści zarówno elementy powieści historycznej, thrillera medycznego, low fantasy, a nawet taniego romansu. Przez to wszystko książka jest nużąca i przegadana. Jeśli coś zaczyna się robić ciekawe to nagle ginie w natłoku rozważań bohaterów lub setki innych mniej lub bardziej interesujących wątków. 
Niestety nie bronią się też tutaj bohaterowie. Mamy wyraźny podział na tych dobrych, czyli Slater (który swoją drogą bardzo mnie irytował) z ekipą ratującą świat i tych złych, czyli bracia Vane chcący dorobić się na okradaniu grobów oraz oczywiście rząd USA ze swoją armią. Przy czym Ci ostatni tak na dobrą sprawę są trudni do określenia w kategorii dobrych lub złych, są to raczej zamiatacze sprawy pod dywan. Bo tak na dobrą sprawę kończy się cała awantura z grypą hiszpanką - pozamiataniem, a w zasadzie zalaniem betonem. Jedynym wyjątkiem wśród bohaterów jest profesor Kozak, który jako jedyny z ekipy zrobił na mnie pozytywne wrażenie i wydawał się jedynym człowiekiem z krwi i kości.
Nie mogę jednak powiedzieć, że książka mi się zupełnie nie podobała. Robert Masello porządnie przygotował się do jej pisania. Odrobił lekcje z biologii. Nie zarzucał pseudonaukowymi teoriami na temat epidemiologii i immunologii, a to co opisywał wskazuje na dużą wiedzę zarówno praktyczną jak i teoretyczną. Podobnie jest z historią, chociaż tutaj pozwolił sobie na nutkę dowolności i fantazji. Zwłaszcza, że historia Romanowów do dzisiaj obrasta licznymi legendami.
Tak jak pisałam na początku. Miałam wobec "Krzyża Romanowów" spore oczekiwania i niestety książka ich nie spełniła. Była przegadana, a momentami wręcz nudna. Co więcej muszę powiedzieć, że jak na razie każdy thriller medyczny rozbija się o legendę Cooka, a Masello rozbił się z wielkim hukiem. Jednym słowem jestem mocno rozczarowana.

niedziela, 27 października 2013

Dorwać Młodego, czyli Zygmunt Miłoszewski i jego "Bezcenny"

Czy można zakochać się w książce od pierwszych stron? Wiedzieć, że będzie się ją długo pamiętać mimo, że nie doczytało się jej nawet do połowy? Tak, są takie książki, które pokochałam dosłownie od pierwszych słów i do których wracam z uporem godnym maniaka. Podobnie mam z filmami, jest kilka takich, w których już po kilku pierwszych ujęciach wiedziałam, że będę do nich często wracać. Takich filmów i książek, które mnie dosłownie powaliły na kolana jest bardzo mało i dawno nic mnie tak nie oczarowało. Zmieniło się to jednak, gdy wzięłam do ręki "Bezcennego" Zygmunta Miłoszewskiego, który porwał mnie dosłownie od pierwszej strony.
Historia rodem z filmów o Indianie Jonesie. Jeden z najcenniejszych polskich zabytków, który zaginął w czasie II Wojny Światowej ma szansę zostać odnaleziony i dosłownie wykradziony z rąk pewnego prominentnego amerykańskiego biznesmena. W tym celu premier powołuje do życia pewną nieco dziwaczną grupę, która ma to zrobić, a w przypadku gdyby im się to nie udało to państwo polskie się do nich nie przyzna. W skład tej grupy wchodzą dr Zofia Lorentz, która poświęciła swoje życie na odzyskiwanie zrabowanych Polsce dzieł sztuki i jest kobietą raczej trudną we współpracy. Lisa Tolgfors legendarna złodziejka, która aktualnie odbywa karę w polskim więzieniu za kradzież polskiego Moneta. Karol Boznański młody, ale dość cyniczny marszand, który prowadzi gospodarstwo ekologiczne i jeździ nietypowym ferrari combi. Do tego dochodzi emerytowany oficer służb specjalnych major Anatol Gmitruk, który kilka dni wcześniej popisał się wręcz brawurową akcją ratowania turystów uwiezionych w kolejce na Kasprowy, którą chciał wysadzić pewien terrorysta.
Towarzystwo jest bardzo nietypowe i średnio za sobą przepada. Lisa z założenia nie cierpi Gmitruka, Zofia dostaje szału na widok Lisy i nie bardzo wie jak ma zachowywać się wobec Karola, z którym kiedyś była, ale rozstała się z głośnym hukiem. Natomiast Anatol traktuje ich wszystkich jak bandę amatorów, których amerykanie zamkną w więzieniu jeszcze zanim uda im się w ogóle wejść do domu, w którym przechowywany jest obraz Rafaela. Kiedy w końcu udaje im się jakoś ogarnąć i mają cel na wyciągnięcie ręki nagle coś się zmienia. Obraz, który miał być prawdziwy okazuje się zwykłym oleodrukiem i pułapką, której udaje się uniknąć tylko dlatego, że jakiś anioł stróż postanowił ostrzec majora. Grupa niedoszłych złodziei ucieka ze Stanów z niczym. Postanawiają się dowiedzieć, co tak naprawdę stało się z "Młodym", dlaczego komuś zależało żeby ich złapać i przy okazji zabić dr Lorentz, tym samym zniechęcając polaków do dalszych poszukiwań obrazu Rafaela. Rozpoczynają więc śledztwo i pakują się w coraz większą awanturę, w której nie tyle chodzi o portret młodzieńca pędzla Rafaela, co o pewną tajemnicę. Tajemnicę, której ujawnienie może postawić do góry nogami całą najnowszą historię świata. Jak sobie poradzą z tym dr historii sztuki, złodziejka, cyniczny marszand i emerytowany żołnierz?
Od czego tu zacząć? Powiedzenie, że "Bezcenny" to książka genialna, pełna szalonych zwrotów akcji, zmyłek i niespodziewanych odpowiedzi na mnożące się pytania to mało.
Świetny pomysł rodem z książek awanturniczo-przygodowych, które czytałam będąc dzieckiem tym bardziej, że Boznański jeździł ferrari kombi. Skojarzenie z książkami o Panu Samochodziku murowane! Zaginiony skarb, który trzeba odzyskać w nie do końca legalny sposób, a potem jak się okazuje jednak odnaleźć, bo nic nie było takie oczywiste jak się wydawało. Kolejne skojarzenie z Indianą Jonesem i jego nie do końca legalnymi działaniami. Brawurowe ratowanie pasażerów uwięzionych w wagoniku kolejki na Kasprowy i kolejne skojarzenie tym razem z Brucem Willisem, albo innym filmowym twardzielem, który w pojedynkę ratuje świat. Próba kradzieży obrazu z posiadłości obwarowanej niczym Fort Knox? Wypisz wymaluj Catherina Zeta-Jones w "Osaczonych". Takich nawiązań do filmów, książek, ale i najświeższej historii można wyszukiwać setki. Jedne bardziej oczywiste, drugie mniej. Jedne bardziej brawurowe, a inne znów powodujące, że człowiek uśmiecha się pod nosem.
Mnożące się zagadki i co raz bardziej skomplikowane odpowiedzi na pytania. Konieczność szukania prawdy w rodzinnych historiach, które do tej pory były uważane za nieszkodliwe wariactwa człowieka, który przeżył obóz w Auschwitz. A najlepsze w tym wszystkim było to, że każda historia okazywała się mieć drugie dno i jak już wydawało mi się, że wiem jak cała ta awantura się skończy to nagle rozwiązanie było zupełnie gdzieś indziej. Do tego wszystko okraszone odpowiednią dawką tajemnicy, która nurtuje ludzi już od ponad siedemdziesięciu lat i wspaniałymi dziełami sztuki, z których każde kryje jakąś mniejszą lub większą tajemnicę.
Miłoszewski genialnie prowadzi akcję. Raz uspokaja ją żeby na spokojnie poznać historię obrazów, głównych bohaterów, po czym sprawia, że nabiera tempa i uderza z prędkością huraganu mocno podnosząc adrenalinę. Do tego wszystkiego pojawiają się ciekawe przerywniki, w postaci ludzi, którzy nie biorą bezpośrednio udziału w całym tym zamieszaniu, ale są świadkami małych jej fragmentów nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Naprawdę w paru momentach uśmiałam się wyobrażając sobie miny tych ludzi, gdy np. przejeżdża im przed nosem monstrum z przodem ferrai, a tyłem zwyczajnego rodzinnego kombi po zamarzniętym Bałtyku.
No i oczywiście nie byłabym sobą gdybym o tym nie wspomniała. Książka zaczyna i kończy się w moich ukochanych Tatrach. Pewnie też dlatego tak bardzo mocno trafiła mi do serca. Bo choć są one tam tylko tłem i nawet niezbyt długo to jednak są i skrywają tajemnicę, która wywróci świat do góry nogami.
Zygmunt Miłoszewski napisał coś czego mi osobiście brakuje w polskich kryminałach i thrillerach. Napisał książkę, która trzyma w napięciu od początku do końca i jest od początku do końca napisana, a nie na zasadzie: "mam świetny pomysł, ale nie wiem jak z niego wybrnąć", co niestety polskim autorom zdarza się nagminnie.
Polecam książkę wszystkim. Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Od wielkich tajemnic, przez szpiegów i płatnych morderców działających na zlecenie mocarstw po odrobinkę romansu. Czyta się świetnie, szybko i z dużą przyjemnością. Chętnie sięgnę po inne książki tego autora i mam nadzieję, że będę je pochłaniać z podobnym zainteresowaniem. A "Bezcenny" dołącza do moich książek, do których będę wracać z uporem maniaka i chyba muszę w końcu go dorwać, gdzieś w jakiejś księgarni.

P.S.
Film na podstawie tej książki może być genialny o ile nakręci go reżyser, który zna się na rzeczy. Przepraszam też za te pieśń pochwalną, ale odkąd rano skończyłam czytać to jeszcze nie ochłonęłam i podejrzewam, ze długo nie ochłonę z takich wrażeń.

Źródło ilustracji:
www.culture.pl

wtorek, 18 czerwca 2013

Cotton Malone na tropie, czyli Steve Berry i "Grobowiec cesarza"

Kiedy czytałam pierwszy rozdział książki Steva Berry pierwsze, co mi przyszło na myśl to Indiana Jones. Szaleńczy pościg za głównymi bohaterami i absurdalnie oklepana, niebezpieczna scena przechodzenia przez rozpadający się drewniany most linowy. Brakowało tylko bicza i kapelusza. Nie żeby było to coś złego, wręcz przeciwnie! To właśnie stanowi cały urok książek awanturniczo-przygodowych. Bo po przeczytaniu wspomnianego rozdziału i opisu z okładki właśnie do tego gatunku zaklasyfikowałam "Grobowiec cesarza". Jednak im dalej w las tym więcej drzew, a książka okazała się być o wiele poważniejsza niż wydawało się na początku.
Na samym początku mamy krótką retrospekcję, która kończy się tragicznie. Towarzysząca Malonowi kobieta spada w przepaść ze wspomnianego mostu linowego i wpada do rwącego górskiego strumienia. Pojawia się pytanie jak nasz bohater wpakował się w taką aferę, że ścigał go wojskowy helikopter? Na to pytanie odpowiadają nam kolejne rozdziały, w których razem z głównymi bohaterami wpadamy w spisek za spiskiem i do samego końca nie jesteśmy pewni kto tak naprawdę stoi po tej właściwej stronie.
Cassiopea Vitt w całą tę aferę wplątała się, gdy chciała pomóc rosyjskiemu geologowi Lwowi Sokołowowi, który mieszka w Chinach odnaleźć porwanego syna. Szukała ona lampy w kształcie nietypowego smoka, która miała być kluczem do rozwiązania pewnej zagadki i przy okazji umożliwić odzyskanie zrozpaczonym rodzicom dziecka, ale wszystko się komplikuje. Kobieta chowa lampę i po tym jak ją złapano wciąga w to swojego przyjaciela, który nie wie o co może chodzić. Cotton Malone były agent służb specjalnych, który jest obecnie na emeryturze i prowadzi w Kopenhadze księgarnię stara się pomóc kobiecie. Stara się dowiedzieć o co może chodzić i tym sposobem tak jakby wraca z emerytury, ponieważ do akcji wkraczają wywiady amerykański i rosyjski. Obu służbom zależy na odnalezieniu lub zabiu (niepotrzebne skreślić) naukowca, który bada zjawisko mogące się okazać niebezpieczne, a przy okazji wpłynąć trochę na sytuację polityczną w Chinach.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze najemnik Victor Tomas, który teoretycznie współpracuje z Chińczykami, a dokładniej z Karlem Tangiem (wiceprzewodniczący) oraz Rosjanami. Malone nie jest zadowolony z takiej współpracy z kilku powodów: nie ufa temu człowiekowi, nie potrafi do końca powiedzieć po czyjej on stoi stronie, bo często wpadają przez niego w kłopoty oraz podświadomie wie, że czują to samo do panny Vitt.
Kolejną odsłoną jest sytuacja polityczna w Chinach i gra jaką prowadzą między sobą Karl Tang i jego oponent Ni Yong. Obaj mężczyźni są potencjalnymi następcami obecnego prezydenta, który coraz bardziej podupada na zdrowi. Każdy z nich ma też inną wizję prowadzenia państwa. Pierwszy w duchu całkowitego legalizmu (rządy twardej ręki) i dąży do celu nie zważając na nic i nikogo. Drugi skłania się bardziej w stronę filozofii konfucjańskiej i elementom demokracji, ale nie jest też do końca świadom co zamierza jego przeciwnik. Do tej rozgrywki wtrąca się też co chwilę tajemnicze bractwo Ba, którego korzenie sięgają jeszcze czasów pierwszego cesarza. Przywódca tego bractwa eunuchów Pau Wen też wydaje się być kimś w rodzaju podwójnego agenta i nigdy nie wiadomo po czyjej stronie stanie. Odpowiednio do sytuacji pomaga jednemu albo drugiemu z potencjalnych następców prezydenta, a Malona i Vitt traktuje jak pionki, które umożliwiają mu zrealizowanie celu.
Wszystko to jest mocno osadzone i wzbogacone historią Chin od samych początków istnienia państwa, aż
do masakry na placu Tiananmen w 1989 roku. Mamy dokładną charakterystykę stanu państwa i obraz rewolucji, którą przeprowadził Mao oraz tego co było po niej. Natomiast głównym wątkiem z historii starożytnej jaki przeplata się przez całą książkę od samego początku jest cesarz Qin Shi i jego grobowiec otoczony armią z terakoty uznawany za jeden z cudów świata.
Książka jest pełna niespodziewanych zwrotów akcji, zdrad i wyznań. Trzyma w napięciu do ostatniej strony, nie da się jej odłożyć i spokojnie zająć czymś innym. Steve Berry serwuje nam dużą dawkę wiedzy historycznej, ale w taki sposób, że pozwala ona na zrozumienie tego, co się aktualnie dzieje i nie wyhamowuje zbytnio akcji. Czasem zdarza się, że porządna garść faktów historycznych powoduje jeszcze jej przyspieszenie. Także klimat miejsc, w których znajdują się bohaterowie jest świetnie odtworzony.
Sami bohaterowie są bardzo ciekawi. Bo choć Malone, Vitt i spółka są dość schematyczni, to już cała reszta jest nietypowa i dodatkowo z zupełnie innego kręgu kulturowego, co też podniosło autorowi poprzeczkę. Ni Yong, Pau Wen i Karl Tang to świetnie zbudowane postacie pod niemal każdym względem, co sprawia, że nie sposób przejść obok nich obojętnie, a często rozgryźć ich zamiary.
Od strony historycznej nie mam nic do zarzucenie i podziwiam nawet wyobraźnie autora, który pokusił się na stworzenie obrazu wnętrza cesarskiego grobowca oraz wszystkich możliwych artefaktów w nim złożonych. Przez to jeszcze bardziej chciałabym go zobaczyć i zastanawiam się, czy kiedykolwiek będzie możliwe otwarcie tego grobowca. Moje obawy się nie spełniły!
Pisarz wysnuł też jeszcze jedną ciekawą teorię, z którą wywołuje sporo dyskusji. Jest to ropa abiotyczna, czyli taka która nie powstaje ze szczątków organicznych i jest odnawialna. Wyniki badań i teorię na ten temat opublikowano nawet w Science, więc jest coś na rzecz.
Książka też porusza kilka ważnych społecznych tematów. Jednym z nich jest fakt, że w wyniku regulacji jakie narzuca państwo na chińskich obywateli (tylko jedno dziecko) kwitnie handel dziećmi, a konkretniej chłopcami. Dzieci są porywane i sprzedawane, a państwo zamiata ten problem pod dywan i udaje, że go nie ma. Temat trudny i warto zwrócić na niego uwagę.
Książkę mimo sporych gabarytów czyta się bardzo szybko. Mimo nagromadzenia różnych wątków, zdrad, forteli i kłopotów nie gubiłam się. Z wielką chęcią sięgnę po inne książki tego autora i mam nadzieję, że będą równie dobre jak "Grobowiec cesarza", który bardzo polecam, choć z Indianą Jonsem nie ma on za wiele wspólnego. Jest to naprawdę świetny thriller historyczny, w którym autor wybrnął z trudnego tematu.


Źródła ilustracji:
zdjęcia pochodzą z moich prywatnych zbiorów z wystawy Armii Terakotowej w 2007 w CH Silesia