Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anna Kańtoch. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anna Kańtoch. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 stycznia 2015

Tajemnica diabelskiego kręgu...

Przy pierwszym kontakcie Anna Kańtoch oczarowała mnie niesamowitym "13 aniołem", którego z miejsca pokochałam. Za nietuzinkowy, pełen sprzeczności świat, w który zostali rzuceni ciekawi i niejednoznaczni bohaterowie. Miałam, więc nadzieję, że reszta książek, które wyszły spod jej pióra będzie w równie intrygujący sposób czytelnika pochłaniać. Dlatego też bardzo długo polowałam na zbiory opowiadań o Domenicu Jordanie, ale nimi się trochę rozczarowałam. Kiedy, więc zobaczyłam w księgarni "Tajemnicę diabelskiego kręgu" pomyślałam sobie, że można dać autorce jeszcze jedną szansę. Po za tym z pleców okładki uśmiechała się do mnie notka wydawcy o aniołach i tajemniczych wydarzeniach. Zupełnie zignorowałam przód (bo przecież nie ocenia się książek po okładce) i wspomnienie o głównej bohaterce, a to wszystko przez mistrzowsko napisany prolog, który spowodował niesamowitą ciekawość dalszego ciągu.
Kiedy jednak wróciłam do domu i bardziej trzeźwym okiem spojrzałam na zawartość to przestraszyłam się, że będzie to horror dla trochę młodszej młodzieży. No i niestety nie pomyliłam się, co w cale nie znaczy, że książka była zła. Po prostu nie mój przedział wiekowy.
Gdy z nieba w powojennej Polsce, w której twarde rządy sprawują komuniści nagle spadają anioły ludzie zaczynają mieć nadzieję na odmianę swojego losu. Zaślepieni nią zdają się nie zauważać, że to oni muszą pomagać tym istotom ukrywając je przed SB. Nina, czyli główna bohaterka widziała jak spadały anioły i początkowo jak wszyscy w jej otoczeniu była nimi urzeczona. Jednak stopniowo zaczęła podchodzić do sprawy bardziej trzeźwo. Kiedy jednak zostaje wezwana do ukrywającego się na jej osiedlu aniołów nawet nie domyśla się jak bardzo wywróci się jej świat do góry nogami.
Anioł wysyła ją na wakacje do starego klasztoru w Markotach i chociaż dziewczyna nie rozumie motywów istoty to z chęcią jedzie. W końcu, co może być strasznego w wakacjach nad jeziorem i zabawie z innymi dziećmi. Jednak kłopoty zaczynają się już na początku podróży, ale to tak naprawdę przedsmak tego, co ją czeka. Gdy dociera do klasztoru wszystko zaczyna wydawać jej się dziwne, a perspektywa udanych wakacji zaczyna się rozwiewać. Nic nie wydaje się normalne począwszy od zachowania przebywającego tam anioła, dwójki dziwnych pomocników, przez nie radzącą sobie z opieką nad dziećmi panią Cecylią, po tajemniczy krąg wyjałowionej ziemi, który z każdym wieczorem zdaje się powiększać. Miejsce to przyciąga, a jednocześnie odstręcza martwotą, powykręcanymi drzewami, czuć że skrywa się tam jakaś mroczna, niebezpieczna tajemnica. A w tym wszystkim jest trzynaścioro zupełnie różnych dzieci, wśród których ma być wybraniec mogący uratować świat przed złem.
Na pierwszy rzut oka nic ciekawego. Ot, kolejne dziecko mające uratować świat przed złem i nawet nie trudno się domyślić kto to może być. Wszystko już na samym początku staje się jasne i jedyną zagadką, której trudno się domyślić są ci aniołowie, ale jej rozwiązanie było chyba najbardziej rozczarowującym elementem książki. Jednak jest coś w sposobie pisania Anny Kańtoch, że doczytałam te książkę do końca.
Autorka tworzy niesamowicie barwne postacie. O żadnym z bohaterów, którego poznajemy nie można powiedzieć, że jest nijaki. Niestety często trąci stereotypowymi bohaterami z książek dla młodzieży, co bywa strasznie irytujące. Dodatkowo na początku jeszcze trudno pozbyć się wrażenia, że przynajmniej na początku historia wygląda dziwie znajomo. Klasztor przypominający tajemniczy zamek, jezioro z czymś niepokojącym w swoich głębinach i trójka przyjaciół, którzy mierzą się z tajemnicą tego miejsca. Jakieś skojarzenia?
Na szczęście im dalej tym podobieństw mniej, ale trudno się potem pozbyć odruchu wyłapywania podobieństw. A u mnie jest to tym większe, że Harry Potter nigdy nie był moją ulubioną książką i dalej nie rozumiem dlaczego historia czarodzieja ofermy, za którego wszystko wszyscy robią, a on zbiera laury została wciągnięta w kanon lektur szkolnych w podstawówce. Mnie nie pytajcie.
Najmocniejszą stroną "Tajemnicy diabelskiego kręgu" jest klimat i realia w jakich osadzono wydarzenia. Powojenna zniszczona Polska, w której ludzie żyją w atmosferze ciągłego strachu czającego się gdzieś z tyłu głowy. Na wszystko brakuje, nie usunięto jeszcze wszystkich śladów wojny. No i ten wciskający się od samego początku mrok w środku lata. Anna Kańtoch operuje słowem w taki sposób, że chociaż główna bohaterka doprowadza do nerwicy, to czyta się dalej, bo atmosfera jest niemal namacalna. Raz przyłapałam się na tym, że po zgaszeniu światła (miałam powtórkę z rozrywki z lampą) pędziłam do łóżka oglądając się przez ramię.
Niestety nie mogłam pozbyć się wrażenia, że książka jest napisana dla dzieci, a w zasadzie dla tej trochę młodszej młodzieży. Książka trafiłaby w moje gusta gdybym dostała ją w gimnazjum kiedy to zaczytywałam się z koleżanką "Serią niefortunnych zdarzeń", czy "Szkołą przy cmentarzu", ale nie teraz. Nie potrafiłam polubić głównej bohaterki ani znaleźć wspólnego języka. Gdybym była młodsza pewnie byłoby inaczej, ale teraz Nina mnie po prostu irytowała.
"Tajemnica diabelskiego kręgu" jest dobrą książką, ale to nie mój przedział wiekowy dlatego czułam się nią rozczarowana, a rozczarowanie to podsyciło jeszcze rozwiązanie tajemnicy kim są naprawdę aniołowie. Obca rasa z kosmosu? Błagam, ale trąci tandetą (przynajmniej dla mnie). Na swoją obronę książka ma niesamowite ilustracje, które idealnie podsycają klimat historii.
Nie jest to pozycja dla starszych czytelników, ale mogę ją natomiast z czystym serca polecić dwunasto-, trzynastolatkom-.
Ciekawa jestem też opinii kuzynki. Nie ma ona co prawda trzynastu lat i chodzi już do liceum, ale to w dalszym ciągu młodzież :)


Źródło ilustracji:
http://www.matras.pl/media/catalog/product/cache/1/image/9df78eab33525d08d6e5fb8d27136e95/t/a/tajemnica_diabelskiego_kregu_IMAGE1_299910_5.jpg

piątek, 13 czerwca 2014

Diabeł na wieży i jego zepsute zabawki

Po bardzo długich poszukiwaniach i polowaniach w końcu udało mi się dostać obydwa tomy opowiadań o Domenicu Jordanie Anny Kańtoch. Byłam ich bardzo ciekawa, bo zbierały świetne recenzje, a ja sama  byłam i dalej jestem pod wrażeniem "13 anioła" tej autorki. Dlatego obie książki nie musiały czekać zbyt długo na swoją kolej tym bardziej, że miałam jechać do Lublina. Pięć godzin jazdy busikiem do i pięć godzin z oraz cztery wolne wieczory podczas, których nikt mi nie przeszkadzał aż prosiło się o to by zabrać więcej niż jedną książkę. Oprócz męczonego od kilku dni "Takeshiego" zabrałam ze sobą "Diabła na wieży". 
"Diabeł na wieży" to pierwszy tom opowiadań, w którym Anna Kańtoch przedstawia nam Domenica Jordana. Postać, o której możemy spokojnie powiedzieć, że nie wiemy o niej nic, a jednocześnie wszystko. Tak jak otaczający naszego głównego bohatera ludzie zakładamy, że jest szlachcicem albo przynajmniej chce żeby tak uważać. Jest lekarzem, który woli unikać leczenia żywych, ale za to fascynuje go magia, niewyjaśnione zjawiska i tajemnice - zagadki do rozwiązania. Z jednej strony chce być biernym obserwatorem, a z drugiej strony ma silne pragnienie zwrócenia na siebie uwagi, o czym może świadczyć ubieranie się tylko i wyłącznie w czerń, ale nie byle jaką tylko najmodniejszą. Nie wiadomo nic o jego przeszłości, za to w każdym opowiadaniu poznajemy jego teraźniejsze życie i światopogląd. Do tego wszystko osadzone w realiach odpowiadających siedemnastowiecznej Europie, gdzieś tak w okolicach Hiszpanii, Włoch, czy Francji, co sugerują stylizowane imiona, nazwiska, czy nazwy miejscowości.
Na pierwszą część składa się dziewięć opowiadań (Diabeł na wieży - tytułowe, Czarna Saissa, Damarinus, Serena i Cień, Długie noce, Pełnia lata), w których Domenic musi wysilić swój umysł, ale i wyobraźnię ponieważ nie wszystkie wydarzenia da się ogarnąć logiką. Mierzy się z demonami, magią, a przede wszystkim ludzkimi słabościami, które powodują, że pojawiają się problemy ponad ich siłę. Tak, więc próbuje uwolnić kobietę od prześladowania demona, którego wezwała albo dąży do poznania prawdy wypadku na wieży i wyjaśnieniu dziwnego zachowania matki zmarłego tragicznie chłopca, czy tajemnicy jaka kryje się za dziwnymi zgonami w pewnej górskiej wsi zimową porą.
Opowiadania są równie ciekawe jak nasz tajemniczy główny bohater. W jednych jest wartka akcja, a w innych bardziej detektywistyczny klimat, a wszystkie łączy aura tajemnicy. Opowiadania są napisane w sposób ciekawy i bardzo plastyczny. Autorka umiejętnie buduje klimat grozy i wciskającej się wszędzie tajemnicy, której czasem uchyla rąbka pozwalając czytelnikowi stworzyć sobie ze zlepków informacji obraz Domenica Jordana, a także tego co może być przyczyną wydarzeń w danej historii. Trochę to przypominało mi klimatem opowieści E.A. Poe. Czytało się naprawdę bardzo dobrze, a smaczku dodawały bardzo ładne ilustracje. "Diabeł na wieży" to bardzo fajny zbiór opowiadań, który warto przeczytać i pozostać przez jakiś czas pod jego lekko mrocznym urokiem. Anna Kańtoch zawiesiła sobie nimi bardzo wysoko poprzeczkę, a przede wszystkim nie rozczarowała mnie. Na coś takiego właśnie liczyłam w wykonaniu autorki  "13 anioła". Moje oczekiwania wobec "Zabawek diabła" były więc jeszcze większe niż w przypadku "Diabła na wieży", bo jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Podobnie jak w przypadku pierwszej części druga składa się z sześciu opowiadań (Mandracourt, Strażnik Nocy, Cień w słońcu, Ciernie, Karnawał we krwi, Zabawki diabła), w których znów obserwujemy jak Domenic Jordan zmaga się z... No właśnie z czym? Jest jakby inaczej, mroczniej, ale co z tego, gdy do tego wszystkiego pojawia się duża dawka ckliwego sentymentalizmu, a z tajemniczego Domenica Jordana robi się irytujący ekscentryk grubo podszyty ciekawski egoistą. Jak rozumieć ten świat w którym wszystko stoi na głowie? Mamy Kościół z księżmi, biskupami i świętymi, którzy nie są świętymi, a jedynie specjalnymi duszami, które po śmierci mogą czynić cuda lub uprzykrzać ludziom życie do momentu wstąpienia w nowe ciało. Jak rozumieć to, że nakazuje się ludziom wiarę w Boga, w którego wątpią nawet biskupi? Autorka chciała wprowadzić coś nowego oprócz czarownic, wilkołaków, demonów i magii, ale chyba sama do końca tego nie przemyślała i spowodowała tym dość duży dysonans. Przez to wszystko gubi się cały klimat. Nie ma grozy i napięcia, a zwyczajnie wieje nudą. Domenic staje się przewidywalny do bólu, a odarty z tajemnicy i niedopowiedzeń jest kolejną irytującą postacią, która twierdzi, że pozjadała wszystkie rozumy i traktuje innych z góry. Ot, bohater jakich wiele. Robi się ckliwie i sentymentalnie, a przede wszystkim nudno. Opowiadania są przegadane do tego stopnia, że problem sprawia pomijanie opisów żeby przeczytać same dialogi, których jest jak na lekarstwo i nie są zbyt błyskotliwe. Krótko mówiąc tytułowy diabeł bawi się zepsutymi zabawkami. Dodatkowo przy założeniu w kreowaniu świata jaki przyjęła Anna Kańtoch tytuł jest zupełnie nietrafiony, chociaż chwytliwy.W porównaniu z pierwszymi opowiadaniami te są nudne i nieciekawe. Akcja cieknie jak krew z nosa i odechciewa się wszystkiego, a szkoda, bo gdyby autorka dalej trzymała klimat z "Diabła na wieży" byłby to jeden z genialniejszych zbiorów opowiadań w mojej kolekcji, a tak mam wrażenie, że próba połączenia ich w coś w rodzaju spójniejszej historii stała się gwoździem do trumny tej książki. Nawet ilustracje wydają się gorsze.
Podsumowując. Polecam "Diabła na wieży", a "Zabawki diabła" odradzam żeby sobie nie zepsuć dobrych wrażeń.

P.S.
Sędzia kretyn zepsuł mi mecz otwarcia Mundialu niesłusznym karnym i sędziowaniem ewidentnie na rzecz gospodarzy. Szkoda, bo gdyby nie to starcie Brazylia : Chorwacja byłoby wspaniałym meczem.

Źródła ilustracji:
http://esensja.stopklatka.pl/obrazki/okladkiks/82561_diabel-na-wiezy_w2_300.jpg
http://fabrykaslow.com.pl/imgs_upload/Image/ksiazki/ASY/reedycje/zabawkiDiabla_reed.jpg

czwartek, 11 kwietnia 2013

Anioł o szatańskich zapędach

Moja fascynacja aniołami zaczęła się gdzieś tak pod koniec gimnazjum, na początku ogólniaka. W pewnym momencie te mniej lub bardziej skrzydlate byty stały się moją malutką obsesyjką. Starałam się czytać o nich niemalże wszystko. Od fragmentów Pisma Świętego i Koranu do apokryfów (m.in. Księga Henocha) i objawień różnych ludzi, nie tylko świętych. Po beletrystykę sięgałam raczej niechętnie, bo zwykle kojarzyła mi się z jakimiś wyssanymi z palca historyjkami dla nastolatek, których przeczytanie nic nie wniesie. Jednak od czasu do czasu zdarzyło mi się sięgnąć po taką literaturę, choć przyznam, że byłam marudna i wybredna.
Tym sposobem do mojego skromnego zbiorku książek trafiły "Żarna Niebios", o których kiedyś pisałam, "Siewca wiatru", którego uwielbiam i pewnie skrobnę o nim kiedyś notkę oraz kontynuacja w postaci obu tomów "Zbieracza Burzy" Mai Lidii Kossakowskiej. Z innych książek warto też wspomnieć "Tam, gdzie spadają anioły" Doroty Terakowskiej, do której chętnie wracam, bo to historia bardzo mądra i ciepła. 
Jest jednak też jedna warta uwagi, która o aniołach mówi zupełnie inaczej niż te, które do tej pory wymieniłam. To "13 Anioł" Anny Kańtoch, która jest chyba bardziej znana z opowieści o Domenicu Jordanie lekarzu, egzorcyście i detektywie, będącego głównym bohaterem "Diabła na wieży" i "Zabawek diabła".
O czym jest "13 Anioł"? Jest to w zasadzie bardziej kryminał o zabarwieniu fantastycznym niż fantastyka, co nie przeszkadza akcji na rozgrywanie się w fikcyjnym świecie, a w zasadzie na wyspie, która spina dwa skrajnie różne światy.Na tej wyspie wybudowanej przez miliardera Aimerica Tyrena, który rzucił wyzwanie Bogu oraz aniołom opiekującym się Tanagrą (świat magii) i Arlen (świat magii), jest miasto Gettim. Mogą tam bez szwanku przebywać mieszkańcy obu światów bez zagrożenia utraty życia. Żyją tam ludzie, elfy i gnomy, mieszają się skrajnie różne kultury, a nad wszystkim sprawuje rządy rada składająca się z 13 aniołów.
Wszystko trwałoby nadal, gdyby nie to, że właśnie ci aniołowie postanawiają w końcu zniszczyć miasto. Wiadomość o tym zostaje przekazana synowi założyciela miasta Mericowi Tyrenowi, przez dwóch aniołów. W ciągu 12 dni ma nadejść apokalipsa, którą będą zwiastować różne znaki, a mieszkańcy Tanagry i Arlen mają w tym czasie wrócić do siebie inaczej umrą razem z miastem.
Jest tylko jeden problem. Aniołowie podjęli taką decyzję bez głosu jednego członka rady, która powinna być jednomyślna. Niestety rzeczony anioł Joel zniknął. Meric, który ciągle robi wszystko żeby pozbawić się życia, postanawia chwycić się tej wątłej nadziei i wynajmuje detektywa żeby go odnalazł. 
Tak oto poznajemy nietypowy zespół: detektywa ze złamanym sercem Nataniela Andersa i jego asystentkę Aelis, która była gwiazdą filmową i bywa dość cyniczna. Rozpoczynają oni poszukiwania anioła, który może zapobiec zniszczeniu miasta, jednak on też ma pewne plany związane z Gettim...
Anna Kańtoch podzieliła te książkę na 12 rozdziałów, które opisują kolejne dni i znaki zwiastujące przyszłą apokalipsę. Na początku wszystko rozgrywa się dość wolno i w tym czasie dokładnie poznajemy bohaterów, a także miasto, w którym się to wszystko dzieje.
Najbardziej ciekawą postacią z całej trójki naszego zespołu poszukującego anioła Joela jest chyba Aelis. Dziewczyna ze względu na mieszane pochodzenie (w połowie jest elfem, a w połowie człowiekiem) mimo iż jest dorosła, to wygląda jak dwunasto- trzynastoletnia dziewczynka. Przez to często ludzie nie traktują jej poważnie lub w ogóle ignorują. Autorka zręcznie przedstawiła Aelis charakter, przemyślenia i to w jaki sposób zmagała się ze wszystkimi łatkami jakie jej przylepiono.
Kolejną równie ciekawą postacią jest Meric. Syn założyciela miasta, ale w zasadzie bez grosza przy duszy. Jest bankrutem, który najchętniej by popełnił samobójstwo, jednak nie brak pieniędzy go do tego pcha. To człowiek bardzo nieszczęśliwy troszkę z nie do końca znanych przyczyn. Jest jednak bardzo wrażliwy, co nie raz pokazał w stosunku do Aelis oraz chce za wszelką cenę uratować miasto swojego ojca.
Co ważne, jest to książka, w której aniołowie się jako tako nie pojawiają. Są bardziej opisywani przez innych bohaterów i konsekwencje ich decyzji. Na pewno nie są łagodni, dobrzy, czy nawet obojętni na losy mieszkańców Gettim. Są raczej małostkowi, zawistni, manipulują wszystkim i wszystkimi, mogą być nawet do gruntu źli.
Język jakim posługuje się w tej książce Anna Kańtoch jest bardzo obrazowy, ale bez przesady. Opisy miasta, postaci, a nawet ich wewnętrzne przemyślenia są dość oszczędne, co w cale nie znaczy, że pisarka nie zadbała o szczegóły. Jest to bardzo dobrze napisane urban fantasy, choć gdyby okroić z wątków fantastycznych byłby to też bardzo ciekawy kryminał.
Ciężko mi też jest powiedzieć, czy ten depresyjny klimat zaliczać na plus, czy minus. Czasem może zniechęcić do dalszego czytania, jednak inne elementy jak ciekawa fabuła i bohaterowie nie pozwalają jej odłożyć nie przeczytanej.
Ciekawym elementem są też zdania będące mottami każdego z rozdziałów. W jakiś sposób mówią o tym jak będzie dany rozdział wyglądać, chociaż docenia się to dopiero po jego przeczytaniu.
Jest to na pewno nietypowa książka obracająca się w tematyce anielskiej, dlatego warto zwrócić na nią uwagę.