środa, 24 grudnia 2014

Zdrowych, wesołych !

Żyję, chociaż mam wrażenie, że wciągnęła mnie na dłuuugo czarna dziura i zagięłam czasoprzestrzeń, bo nawet nie wiem kiedy z połowy października zrobił się grudzień. Czas przeleciał dosłownie w tempie nagrań AC/DC. Działo się szybko i dużo, chociaż czasem wylazła na wierzch też moja natura wiecznego malkontenta. No, ale jak to kiedyś ktoś zauważył mam co chciałam i nie powinnam narzekać.
Żeby jednak nie zanudzać, naczytałam się dość sporo w autobusie, a wieczorami w ramach odmóżdżenia naoglądałam bajek.
Z książek, to dosłownie pokochałam te narkotyczne opowieści P.K. Dicka. Do "Blade runner'a" dołączył więc "Człowiek z wysokiego zamku", którego kiedyś czytałam i jeszcze do niego wrócę (ale fajnie jest mieć swoje genialne wydanie), niesamowity "Ubik", który jest nawet lepszy od tzw. "Łowcy androidów". Na swoją kolejkę zaś czekają "Deus irae" w duecie z Zelaznym i "Wbrew wskazówkom zegara". Przy okazji dokonałam też kompletnie bezsensownego zakupu, ponieważ wiedziona sentymentalną obsesją na temat aniołów w fantastyce i w ogóle kupiłam "Tajemnicę diabelskiego kręgu" Anny Kańtoch i coś czuję, że koło "13 anioła" to nie leżało, a może trącić naiwnym dreszczowcem dla trochę młodszej młodzieży. 
Za to na liście przeczytanych, które dawno temu miałam zabrać w łapki są: "Atlas chmur", który nie wiedzieć czemu bardziej mnie irytował niż fascynował i zupełnie nie wiem, czym się ludzie zachwycali jakiś czas temu; "Niania w Nowym Yorku" - szału nie było, ale chyba bardziej mi podeszła ta historia w tej formie niż w wersji filmowej. "Listy" Tolkiena zasługują na osobną notatkę i obiecuję ją zrobić jak tylko skończę przemierzać Śródziemie z Aragornem, Gandalfem, Legolasem, Gimlim, Meriadokiem, Peregrinem, Samwisem, Frodem i Boromirem (chociaż ten jest raczej duchem niż ciałem), bo sporo rzeczy mi się w "Trylogii" wyjaśniło, dlatego musiałam zerknąć tam raz jeszcze. Kolejną książką wartą osobnej notatki jest "Achaja" Ziemiańskiego, ale chyba tylko ze względu na to, że dla mnie to był literacki koszmar w czystej postaci. Nie rozumiem, co w tym takiego och i ach, żeby dalej ciągnąć te historię... Było też po drodze parę fajnych branżowych np. "Mózg, a zachowanie", czy "Immunologia kliniczna".
Obejrzałam parę fajnych filmów, które skradły moje serce np. "Epic", czy "Za jakie grzechy dobry Boże"; Zupełnie mi obojętnych jak "Gwiazd naszych wina", czy "Mroźna kraina" oraz takich, które doprowadzały mnie do szału np. "Niezniszczalni 3" i "Zostań jeśli kochasz". Była też mała powtórka z "Hobbita"... Tak wiem, nie ma nic wspólnego z książką (no może niewiele). Wiem, że to przerost formy nad treścią, żeby z książki do przeczytania w 2 godziny robić 9 godzinny filmowy maraton, ale przecież Smaug jest moim ideałem i wrócił Gandalf, i są elfy (i niestety kretyński romans _ _"), i dużo Nowej Zelandii. Lubię ten klimat i nic na to nie poradzę.
Muzycznie też było całkiem, całkiem, ale generalnie nic nowego. Przeprosiłam się z kilkoma zespołami, których kiedyś się namiętnie słuchało w tym Eluveitie. W końcu dorobiłam się swoich dwóch prywatnych płyt Kamelotu! 
Troszkę też zaczęłam wracać do szkicowania, ale łapka od liceum zdążyła mocno zesztywnieć i nie ma się czym chwalić. W każdym bądź razie próbuję, a nóż...
No to chyba tyle w telegraficznym skrócie. Nie pozostało mi więc teraz nic innego jak złożyć w moim nieco rozwrzeszczanym klimacie najlepsze życzenia zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku!

http://www.iv-lo.tarnow.pl/liceum2/images/stories/weso%C5%82ych_%C5%9Bwi%C4%85t.jpg