Moja praca magisterska utknęła na razie w martwym punkcie tzn. już drugi, a chyba nawet trzeci tydzień czekam na poprawkę rozdziału bez, którego nie mam jak zacząć dalszej pracy. Marzenie o tym, że skończę pisać do końca marca poszło się bujać i chyba wyznaczę sobie deadline na koniec kwietnia, ale nie wiem, czy to też wypali, bo ani opiekunce ani promotorowi się ewidentnie nie spieszy.
Korzystając więc z nadmiaru wolnego czasu i żeby nie sprawdzać skrzynki, co dwie-trzy godziny postanowiłam się zająć robieniem jajek. Tak już teraz!
Koleżanka w zeszłym roku pokazała mi jajeczne prace Aleksandra Wilka i zapałałam miłością wielką, a zarazem ogromną chęcią do zrobienia czegoś podobnego. Przygotowałam sobie nawet wydmuszki, ale na tym się skończyło bo tata odmówił pożyczenia frezarki. Skorupki, więc sobie leżakowały w czarce z kompletu do herbaty aż do teraz. W zasadzie nie przypomniałbym sobie o nich, gdyby jedna nie zrobiła spektakularnego lotu w stronę podłogi. Jak zbierałam smętne resztki próbowałam sobie przypomnieć po do mi te jajka. W końcu mózg sobie ruszył odpowiednie szare komórki i znów zaczęłam tacie wiercić dziurę w brzuchu o pożyczenie frezareczki.
No i zaczęła się zabawa. Najpierw szukanie w googlach wzorów, porad praktycznych potem naniesienie ołówkiem wzorka i frezowanie. Zaczęło się oczywiście najpierw od zgniecenia kilku jajek, bo za mocno ścisnęłam albo użyłam złego frezu do robienia dziurki. Swoją drogą dowiedziałam się, że jajka z Biedronki są najlepsze do tej zabawy bo mają twardą skorupkę i nawet po wybieleniu octem się nie poddały. Kolejną traumą było wiercenie wzorka. Bo jak już się udało na wstępie nie zgnieść jajka, to jak wytrasowałam sobie zbyt ciasno wzór i wyciągając końcówkę frezarki wyskakiwały kawałki skorupki.
Jak na razie bilans wygląda tak: 6 wydmuszek zniszczonych 3 zrobione, choć troszku musiałam je podratować kropelką.
Jak już jajka były powycinane to trzeba było coś zrobić z błoną pergaminową, bo brzydko wyglądały takie strzępy wystające z kwiatków. No to znów Google w ruch i szukamy. Na kilku blogach mówili żeby użyć wybielacza to wytrawienia błony, a że ja ACE nie miałam to wsadziłam jaja do roztworu Domestosa. Śmierdzą niemiłosiernie i wietrzą się na balkonie, ale błonka ślicznie się wytrawiła. Wsunęłam więc do nich wstążeczki, a jak przestaną śmierdzieć to zawisną na gałązkach brzózki i będą ładne ozdóbki na Święta. W najbliższym czasie postaram się dorobić jeszcze kilka. Na razie rodzina protestuje, bo mają dość pyłu ze skorupek i odgłosów rodem z gabinetu dentystycznego.
Po za tym muszę ponarzekać na swój brak asertywności. Poszłam wczoraj do biblioteki oddać tylko kilka książek, które już troszkę zalegały i robiły sztuczny tłok na biurku. No i znów wróciłam z pełną torbą kryminałów do czytania. Najbardziej chyba mnie cieszą "Tańczący trumniarz" Deavera i "Zbieg" Margolina. Muszą jednak troszkę poczekać, bo chwilowo wybrałam się w kulinarną podróż dookoła świata z Anthonym Bourdainem i jak na razie jestem na etapie, że bardziej podobał mi się jego program "Bez rezerwacji" , ale może jeszcze coś mi się spodoba.
No i byłabym zapomniała odebrałam dziś "Idealnie dobranych" McKenzie. Zapowiadają się ciekawie zwłaszcza, że ja na tego typu literaturę reaguję raczej wstrząsem anafilaktycznym, a kilka osób, którym z reguły ufam wybierając książki wystawiło im pochlebną cenzurkę.
Na zdjęciu stosik, który wystaje z za pudła z grą "Hobbit" (swoją drogą moja druga w życiu wygrana, która też czeka na Święta żeby w nią zagrać), tytuły całego są w zakładce "W kolejce do czytania". Tak patrzę sobie na niego i klnę na swój brak książkowej asertywności, ale co zrobić. Jestem molem książkowym i lubię się nimi otaczać.
Źródła ilustracji:
asket.blox.pl
No i zaczęła się zabawa. Najpierw szukanie w googlach wzorów, porad praktycznych potem naniesienie ołówkiem wzorka i frezowanie. Zaczęło się oczywiście najpierw od zgniecenia kilku jajek, bo za mocno ścisnęłam albo użyłam złego frezu do robienia dziurki. Swoją drogą dowiedziałam się, że jajka z Biedronki są najlepsze do tej zabawy bo mają twardą skorupkę i nawet po wybieleniu octem się nie poddały. Kolejną traumą było wiercenie wzorka. Bo jak już się udało na wstępie nie zgnieść jajka, to jak wytrasowałam sobie zbyt ciasno wzór i wyciągając końcówkę frezarki wyskakiwały kawałki skorupki.
Jak na razie bilans wygląda tak: 6 wydmuszek zniszczonych 3 zrobione, choć troszku musiałam je podratować kropelką.
Jak już jajka były powycinane to trzeba było coś zrobić z błoną pergaminową, bo brzydko wyglądały takie strzępy wystające z kwiatków. No to znów Google w ruch i szukamy. Na kilku blogach mówili żeby użyć wybielacza to wytrawienia błony, a że ja ACE nie miałam to wsadziłam jaja do roztworu Domestosa. Śmierdzą niemiłosiernie i wietrzą się na balkonie, ale błonka ślicznie się wytrawiła. Wsunęłam więc do nich wstążeczki, a jak przestaną śmierdzieć to zawisną na gałązkach brzózki i będą ładne ozdóbki na Święta. W najbliższym czasie postaram się dorobić jeszcze kilka. Na razie rodzina protestuje, bo mają dość pyłu ze skorupek i odgłosów rodem z gabinetu dentystycznego.
Po za tym muszę ponarzekać na swój brak asertywności. Poszłam wczoraj do biblioteki oddać tylko kilka książek, które już troszkę zalegały i robiły sztuczny tłok na biurku. No i znów wróciłam z pełną torbą kryminałów do czytania. Najbardziej chyba mnie cieszą "Tańczący trumniarz" Deavera i "Zbieg" Margolina. Muszą jednak troszkę poczekać, bo chwilowo wybrałam się w kulinarną podróż dookoła świata z Anthonym Bourdainem i jak na razie jestem na etapie, że bardziej podobał mi się jego program "Bez rezerwacji" , ale może jeszcze coś mi się spodoba.
No i byłabym zapomniała odebrałam dziś "Idealnie dobranych" McKenzie. Zapowiadają się ciekawie zwłaszcza, że ja na tego typu literaturę reaguję raczej wstrząsem anafilaktycznym, a kilka osób, którym z reguły ufam wybierając książki wystawiło im pochlebną cenzurkę.
Na zdjęciu stosik, który wystaje z za pudła z grą "Hobbit" (swoją drogą moja druga w życiu wygrana, która też czeka na Święta żeby w nią zagrać), tytuły całego są w zakładce "W kolejce do czytania". Tak patrzę sobie na niego i klnę na swój brak książkowej asertywności, ale co zrobić. Jestem molem książkowym i lubię się nimi otaczać.
Źródła ilustracji:
asket.blox.pl
Naprawdę ciekawa metoda na jajka, jeszcze czegoś podobnego nie widziałam. Super :-)
OdpowiedzUsuńJajka wyszły całkiem fajnie :). Tu Gospodyni już przestała robić takie, przy czym zawsze znęcała się nad strusimi, a te i tak pękały. W każdym razie zabawa z jajami to fajny sposób na święta. Ja się obijam mimo, że mam kilka jaj już zabarwionych na kroszonki. W tym roku z nimi się nie wyrobię ;). A jeśli chcesz swoje urozmaicić, to można woskiem nanieś kropeczki koło dziurek - będą wyglądać na 3D.
OdpowiedzUsuńDzięki, czasem można dostać z nimi kota, ale ładnie wyglądają jak się je podświetli. W sumie dziwne, że strusie też pękały o.0
OdpowiedzUsuń