Dziś małe dwa w jednym, bo o filmie i książce o tym samym tytule "Wszystko za życie" (tym razem bardziej mi się podoba angielski tytuł "Into the wild", ale to tak na marginesie), które są związane opowieścią o bardzo nietypowej osobie.
W całą historię z McCandlessem (bohaterem i filmu, i książki) wplątała mnie koleżanka. Wystawiła naprawdę świetną recenzje filmowi i postanowiłam go obejrzeć przy najbliższej okazji. Kiedy go w końcu pożyczyłam to musiał swoje odleżeć, bo brakło czasu na wszystko jak zwykle niespodziewanie zwaliła się na mnie sesja i kilka różnych zobowiązań. Do obejrzenia poniekąd zmusiła mnie grypa. Nie mogłam się skupić na żadnym nawet krótki fragmencie tekstu, bo mieszały mi się linijki o literkach nie wspominając. Z drugiej strony tak głupio mi było leżeć bez sensu w łóżku, a uwierzcie po tygodniu chorowania nie miałam już siły spać.
Tym cudownym sposobem zakopana pod górą koców i kołderką włączyłam swojego lapusia i zaczęłam śledzić losy Chrisa McCandlessa (Emil Hirsch) w filmie "Wszystko za życie".
Poznajemy go, gdy postanawia tuż po studiach zerwać z dotychczasowym uporządkowanym życiem, oczekiwaniami rodziców i wyrusza w podróż za ideałami. Inspirują go pisarze jak Tołstoj, Thoreau , czy London i tak jak oni pragnie uciec od cywilizacji, być prawdziwie wolnym. W zasadzie jest to zbiór osobnych opowieści o tym, co przeżył i jak. Od porzucenia auta, które zostało zmyte z drogi przez tzw. błyskawiczną powódź w okolicach Las Vegas, przez nielegalny spływ kajakiem w dół rzeki Kolorado do Zatoki Kalifornijskiej do śmierci w lasach Alaski. W zasadzie rzadko kiedy zatrzymuje się, a kiedy już to robi to wiadomo, że prędzej, czy później jego niespokojny duch pogna gdzieś dalej. Często widzimy Chrisa jak idzie pieszo, łapie stopa, czy na gapę wsiada do pociągów. Ta jego podróż nie jest jednak tak do końca samotna. Poznajemy między innymi małżeństwo podróżujące po Ameryce z przyczepą kempingową, czy starszego pana dla, którego Chris staje się jak syn. Niestety jego pogoń za wolnością, którą ludzie utracili kontakt z przyrodą kończy się tragicznie, gdzieś w lasach Alaski w starym autobusie, którego używali myśliwi jako schronienia. Chłopak umiera w pogoni za niedoścignionym marzeniem, trochę z własnej głupoty, ignorancji i nieznajomości praw, które rządzą naturą. Brakuje mu wiedzy, sprzętu i wyobraźni. Bo nie da się rozpoznawać dobrze roślin tylko na podstawie marnej jakości obrazków z książki, trzeba też wiedzieć jak dobrze zabezpieczyć mięso przed zepsuciem, a nawet dobrze by było znać chociaż troszeczkę teren, w którym się przebywa. Jednak mimo wszystko, gdzieś tam serce wyrywa się żeby wyruszyć samemu w podobną podróż. Chociaż Chris tak naprawdę uciekał przed samym sobą i problemami z rodzicami. Czy udało mu się?
Film Penna jest jak typowy film drogi. Nic nie dzieje się w nim szybko, jest to raczej tempo jakie rozwija w miarę sprawny wędrowiec. Pełen często zapierających dech w piersiach widoków i kadrów, które choć trochę pozwalają zajrzeć w psychikę Chrisa. Obraz jest bardzo plastyczny. Dobrze dobrani i grający aktorzy. Dodatkowym atutem jest muzyka (tak, to co chciałam żebyście włączyli) napisana i zaśpiewana przez Eddiego Veddera.
Tyle o filmie. Teraz trochę o książce.
Nie jest to typowa biografia. Jon Krakauer początkowo miał napisać o McCandlessie artykuł do "Outside" o chłopaku, którego zwłoki znaleziono w starym autobusie blisko Parku Narodowego Denali. Jednak artykuł rozrósł się do rozmiarów książki, bo to co chłopak zrobił zafascynowało dziennikarza i alpinistę. Może też dlatego, że sam autor widział w tym historię podobną do swojej.
Opowieść o Christopherze McCandlessie została napisana na podstawie rozmów z jego przyjaciółmi, ludźmi, których poznał w drodze, rodziców, listów wysyłanych do przyjaciół i dzienników, które prowadził. O ile film skupia się niemal wyłącznie na osobie Chrisa to książka w dokładniejszy sposób przedstawia nam to kim był, jak wyglądały jego relacje z otoczeniem, najbliższą rodziną. Problemy z akceptacją tego jak żyli jego rodzice i zakłamania, które towarzyszyło im niemal na co dzień. Jednak postacie pojawiające się w książce nie są też bezpośrednio związane z jej głównym bohaterem.
Krakauer przedstawia sylwetki innych, trochę podobnych do McCandlessa ludzi. Ludzi, którzy często gonili za czymś nieosiągalnym i z niespokojnym duchem. Co ważne pisze tutaj też trochę swoją autobiografię. Opisuje problemy z jakimi się zmagał podczas próby wejścia na na turnię Devil Thumb i wyznaczenie na niej nowej drogi. Sprawia to, że książka ta staje się bardziej osobista, chociaż fakt, że opowieść o Chrisie jest poprzerywana różnymi innymi trochę utrudnia jej odbiór. Nie pozbawia jej jednak jakiegoś takiego troszkę magicznego przyciągania, które każe ją doczytać do końca.
W wielu miejscach zmusza do refleksji nad naszym życiem, ale też nad samym bohaterem. Często nie do końca potrafiłam zrozumieć Chrisa i jego poniekąd zaślepienie autorami książek, które traktował jako duchowe przewodniki. Chciał być jak oni, ale mocno, może nawet za mocno, ich wyidealizował. Dodatkowo miałam wrażenie, że chłopak podświadomie dąży do autodestrukcji, maskując to dążeniem do duchowego wyzwolenia. Drażniła mnie też jego głupota i brak szacunku do natury. Bo żeby samotnie przeżyć w alaskańskim lesie trzeba mieć coś więcej niż strzelbę, worek ryżu i przewodnik z rysunkami roślin jadalnych.
Z drugiej strony może i było w tym coś szalonego, ale czy sami nie chcemy przeżyć czegoś podobnego. Może w każdym z nas jest coś takiego, co w McCandlessie urosło do takich rozmiarów, że w końcu doprowadziło do jego śmierci.
Ciężko jest ocenić książkę i film pozytywnie lub negatywnie. Nie zawsze rozumiem ich bohatera, często uważam go za durnia, ale też jest w tym jakaś mądrość i pragnienie wolności. Czasem też odnosiłam wrażenie, że to co zrobił było zrobione na przekór ojcu i było niezwykle samolubne.
Jest to jedna z takich książek, które trzeba przeczytać mimo, że nie należy do najłatwiejszych w odbiorze. Nie wiem też czy zaczynać od filmu, czy książki. Ja osobiście przeżyłam małe zderzenie z wyidealizowanym Chrisem z filmu Penna, a tym prawdziwym Christopherem McCandlessem, ale zupełnie nie przeszkadzało to w odbiorze ani jednego ani drugiego. Jak, więc tylko macie czas zapoznajcie się bliżej z tą postacią, bo jest naprawdę warta uwagi i budzi sporo sprzecznych uczuć. Zmusza do pewnych przemyśleń.
Źródła ilustracji:
www.filmweb.pl
www.fabryka.pl
www.wikipedia.org
Mam też taką małą dziwaczną prośbę. Zanim zaczniecie czytać puśćcie sobie Into the wild.
W całą historię z McCandlessem (bohaterem i filmu, i książki) wplątała mnie koleżanka. Wystawiła naprawdę świetną recenzje filmowi i postanowiłam go obejrzeć przy najbliższej okazji. Kiedy go w końcu pożyczyłam to musiał swoje odleżeć, bo brakło czasu na wszystko jak zwykle niespodziewanie zwaliła się na mnie sesja i kilka różnych zobowiązań. Do obejrzenia poniekąd zmusiła mnie grypa. Nie mogłam się skupić na żadnym nawet krótki fragmencie tekstu, bo mieszały mi się linijki o literkach nie wspominając. Z drugiej strony tak głupio mi było leżeć bez sensu w łóżku, a uwierzcie po tygodniu chorowania nie miałam już siły spać.
Tym cudownym sposobem zakopana pod górą koców i kołderką włączyłam swojego lapusia i zaczęłam śledzić losy Chrisa McCandlessa (Emil Hirsch) w filmie "Wszystko za życie".
Poznajemy go, gdy postanawia tuż po studiach zerwać z dotychczasowym uporządkowanym życiem, oczekiwaniami rodziców i wyrusza w podróż za ideałami. Inspirują go pisarze jak Tołstoj, Thoreau , czy London i tak jak oni pragnie uciec od cywilizacji, być prawdziwie wolnym. W zasadzie jest to zbiór osobnych opowieści o tym, co przeżył i jak. Od porzucenia auta, które zostało zmyte z drogi przez tzw. błyskawiczną powódź w okolicach Las Vegas, przez nielegalny spływ kajakiem w dół rzeki Kolorado do Zatoki Kalifornijskiej do śmierci w lasach Alaski. W zasadzie rzadko kiedy zatrzymuje się, a kiedy już to robi to wiadomo, że prędzej, czy później jego niespokojny duch pogna gdzieś dalej. Często widzimy Chrisa jak idzie pieszo, łapie stopa, czy na gapę wsiada do pociągów. Ta jego podróż nie jest jednak tak do końca samotna. Poznajemy między innymi małżeństwo podróżujące po Ameryce z przyczepą kempingową, czy starszego pana dla, którego Chris staje się jak syn. Niestety jego pogoń za wolnością, którą ludzie utracili kontakt z przyrodą kończy się tragicznie, gdzieś w lasach Alaski w starym autobusie, którego używali myśliwi jako schronienia. Chłopak umiera w pogoni za niedoścignionym marzeniem, trochę z własnej głupoty, ignorancji i nieznajomości praw, które rządzą naturą. Brakuje mu wiedzy, sprzętu i wyobraźni. Bo nie da się rozpoznawać dobrze roślin tylko na podstawie marnej jakości obrazków z książki, trzeba też wiedzieć jak dobrze zabezpieczyć mięso przed zepsuciem, a nawet dobrze by było znać chociaż troszeczkę teren, w którym się przebywa. Jednak mimo wszystko, gdzieś tam serce wyrywa się żeby wyruszyć samemu w podobną podróż. Chociaż Chris tak naprawdę uciekał przed samym sobą i problemami z rodzicami. Czy udało mu się?
Film Penna jest jak typowy film drogi. Nic nie dzieje się w nim szybko, jest to raczej tempo jakie rozwija w miarę sprawny wędrowiec. Pełen często zapierających dech w piersiach widoków i kadrów, które choć trochę pozwalają zajrzeć w psychikę Chrisa. Obraz jest bardzo plastyczny. Dobrze dobrani i grający aktorzy. Dodatkowym atutem jest muzyka (tak, to co chciałam żebyście włączyli) napisana i zaśpiewana przez Eddiego Veddera.
Tyle o filmie. Teraz trochę o książce.
Nie jest to typowa biografia. Jon Krakauer początkowo miał napisać o McCandlessie artykuł do "Outside" o chłopaku, którego zwłoki znaleziono w starym autobusie blisko Parku Narodowego Denali. Jednak artykuł rozrósł się do rozmiarów książki, bo to co chłopak zrobił zafascynowało dziennikarza i alpinistę. Może też dlatego, że sam autor widział w tym historię podobną do swojej.
Opowieść o Christopherze McCandlessie została napisana na podstawie rozmów z jego przyjaciółmi, ludźmi, których poznał w drodze, rodziców, listów wysyłanych do przyjaciół i dzienników, które prowadził. O ile film skupia się niemal wyłącznie na osobie Chrisa to książka w dokładniejszy sposób przedstawia nam to kim był, jak wyglądały jego relacje z otoczeniem, najbliższą rodziną. Problemy z akceptacją tego jak żyli jego rodzice i zakłamania, które towarzyszyło im niemal na co dzień. Jednak postacie pojawiające się w książce nie są też bezpośrednio związane z jej głównym bohaterem.
Krakauer przedstawia sylwetki innych, trochę podobnych do McCandlessa ludzi. Ludzi, którzy często gonili za czymś nieosiągalnym i z niespokojnym duchem. Co ważne pisze tutaj też trochę swoją autobiografię. Opisuje problemy z jakimi się zmagał podczas próby wejścia na na turnię Devil Thumb i wyznaczenie na niej nowej drogi. Sprawia to, że książka ta staje się bardziej osobista, chociaż fakt, że opowieść o Chrisie jest poprzerywana różnymi innymi trochę utrudnia jej odbiór. Nie pozbawia jej jednak jakiegoś takiego troszkę magicznego przyciągania, które każe ją doczytać do końca.
W wielu miejscach zmusza do refleksji nad naszym życiem, ale też nad samym bohaterem. Często nie do końca potrafiłam zrozumieć Chrisa i jego poniekąd zaślepienie autorami książek, które traktował jako duchowe przewodniki. Chciał być jak oni, ale mocno, może nawet za mocno, ich wyidealizował. Dodatkowo miałam wrażenie, że chłopak podświadomie dąży do autodestrukcji, maskując to dążeniem do duchowego wyzwolenia. Drażniła mnie też jego głupota i brak szacunku do natury. Bo żeby samotnie przeżyć w alaskańskim lesie trzeba mieć coś więcej niż strzelbę, worek ryżu i przewodnik z rysunkami roślin jadalnych.
Z drugiej strony może i było w tym coś szalonego, ale czy sami nie chcemy przeżyć czegoś podobnego. Może w każdym z nas jest coś takiego, co w McCandlessie urosło do takich rozmiarów, że w końcu doprowadziło do jego śmierci.
Ciężko jest ocenić książkę i film pozytywnie lub negatywnie. Nie zawsze rozumiem ich bohatera, często uważam go za durnia, ale też jest w tym jakaś mądrość i pragnienie wolności. Czasem też odnosiłam wrażenie, że to co zrobił było zrobione na przekór ojcu i było niezwykle samolubne.
Jest to jedna z takich książek, które trzeba przeczytać mimo, że nie należy do najłatwiejszych w odbiorze. Nie wiem też czy zaczynać od filmu, czy książki. Ja osobiście przeżyłam małe zderzenie z wyidealizowanym Chrisem z filmu Penna, a tym prawdziwym Christopherem McCandlessem, ale zupełnie nie przeszkadzało to w odbiorze ani jednego ani drugiego. Jak, więc tylko macie czas zapoznajcie się bliżej z tą postacią, bo jest naprawdę warta uwagi i budzi sporo sprzecznych uczuć. Zmusza do pewnych przemyśleń.
Źródła ilustracji:
www.filmweb.pl
www.fabryka.pl
www.wikipedia.org
Oglądałam ten film, nie wiedziałam, że książka też została wydana. Film, jak dla mnie, jest momentami przerażający, ale z drugiej strony - składnia ku głębszym przemyśleniom. Oj, to nie jest nic na przyjemny, lekki wieczór.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jest to rzecz lekkostrawna, ale dobra :)
UsuńPo za tym to właśnie na podstawie książki Penn nakręcił film ^^ i jakbyś miała ochotę to służę książką :)