środa, 20 marca 2013

Stan jak najbardziej niepoważny

Tym razem z moich ukochanych gór zrobiłam sobie książkowy przeskok na drugi koniec Polski, a to za sprawą "Zapisków stanu poważnego" Moniki Szwai. 
To była już moja druga przygoda z książką tej autorki, z którą nota bene zapoznał mnie Piotr Morawski. Pisał w swoich listach, że czytał "Jestem nudziarą" jak podchodził na Pik Pobiedy, wiec moje górskie serce postanowiło poszukać. Niestety :Nudziara" okazała się dość rozchwytywana w mojej bibliotece i na razie nie dane było jeszcze tej książki przeczytać, ale dorwałam za to "Powtórkę z morderstwa". Skądinąd bardzo fajny kryminał z romansem w tle lub odwrotnie, zależnie jak na to spojrzeć.
Gdy zobaczyłam na półeczce z właśnie oddanymi książkami "Zapiski stanu poważnego" nie zastanawiałam się zbyt długo i dołożyłam ją do stosiku, który czekał już na mnie przygotowany. W domu też musiała odczekać swoje, bo kończyłam "Nauczycielkę z Villette", która się troszkę ciągnęła, ale jak już w końcu zasiadłam to tę 349 stronicową książeczkę dość szybko przeczytałam.
"Zapiski stanu poważnego" to coś w rodzaju dziennika, może nie jest to "Dziennik Bridget Jones", ale jest blisko. Są to takie obrazki z wybranych dni naszej bohaterki reporterki telewizyjnej Wiktorii Sokołowskiej, której życie jak do tej pory koncentrowało się głównie na pracy i karierze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden drobny szczegół, a mianowicie zaraz na samym początku Wika dowiaduje się, że jest w ciąży. Wiąże się z tym szereg mocno stresujących dla niej, a dla nas zabawnie opisanych wydarzeń, chociażby poszukiwanie tatusia, czy wpakowanie się w sam środek afery szprotkowej i finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Oczywiście jak przystało na porządną dziennikarkę Wiktoria nie ma ochoty na spowolnienie lub zrezygnowania z części obowiązków, co zaczyna odbijać się na jej zdrowiu. Nie ma humorów, zachcianek (chyba, że jako zachcianki potraktować coraz trudniejsze zadania do realizacji oraz lekceważenie uwag lekarki) i uparcie nie zgadza się z ojcem, który chce pisać ogłoszenia matrymonialne tylko po to żeby wnuk miał tatę, a jego córka jak przystało na nota bene trzydziestokilkuletnią panienkę z dobrego domu męża, bo tak wypada. Dodatkowo na horyzoncie pojawia się przystojny facet, który chce pannę z dzieckiem, ale on ma sam pewien malusieńki problemik, którym jest nierozwiedziona z nim żona.
Całość jest napisana lekko, a w niektórych momentach wyciska łzy ze śmiechu i dodatkowo bardzo łatwo zapałać sympatią do postrzelonej Wiki i jej przyjaciół. Chociaż z drugiej strony cały czas miałam ochotę porządnie trzepnąć tą kobietą, której lista przewinień popełnianych w czasie ciąży jest dłuuugaśna. Na sam początek wystarczy zbyt intensywny tryb życia (który swoją drogą dwukrotnie i skutecznie spowolnił szpital) i picie alkoholu.
Jeżeli ktoś się spodziewa czegoś poważnego to się rozczaruje. Książka jest tak samo niepoważna jak jej bohaterka i dobrze, bo nie często mam okazje przeczytać leciutką komedię. Polecam każdej, bo śmiech to zdrowie, a Monika Szwaja do spółki z Wiktorią Sokołowską dają go naprawdę spore ilości.



Źródło ilustracji:
www.matras.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz