Tym razem nie o książkach i nie o filmie. Nie wiem nawet, czy klasyfikuje się to pod nocne rozważania skoro nie jem po godzinie 19, ale czasem coś dobrego jest do czytania wskazane. No, a że piekarnik to moja ulubiona zabawka, więc tym razem z mojego kolejnego ukochanego poletka.
Jak z większością rzeczy i z tym wiąże się jakaś mała historia, bo pierwszy raz robiłam to ciasto czekoladowe jak kolega po oddawaniu krwi wciskał nam gorzką czekoladę. Pierwsza myśl, co z tym zrobić skoro ja nie jem gorzkiej czekolady. No to google poszło w ruch i tak znalazł się ten chyba najczęściej wykorzystywany w domu przepis.
W pierwszej wersji to ciasto miało być muffinami, ale jakoś tak wyszło, że częściej z tego przepisu robię murzynka. A wszystko zaczęło się od zwykłego lenia. Moich ukochanych sylikonowych foremek jeszcze nie miałam, nie chciało mi się smarować i wysypywać kokosem starych metalowych foremek, a papilotki "wyszły". Poszłam więc na łatwiznę. Wlałam ciasto do małej keksówki i tak już zostało.
1 1/2 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
100g czekolady (lub 2 tabliczki, ale wtedy ciasto robi się cięższe)
1 szklanka mleka
2 jajka
1/2 szklanki oleju
Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i stopniowo dodajemy ciepłe mleko (czekolada się nie ścina), wbijamy do niej jajka i roztrzepujemy, a na końcu wlewamy olej i mieszamy. Taką masę wlewamy do suchych składników i dokładnie mieszamy. Jak komuś się chce jeszcze bawić to można nie rozpuszczać całej czekolady i do ciasta wrzucić kilka pokruszonych kostek. Wychodzi dość lejące ciasto, które przelewamy do foremki lub foremek jeśli chcemy jednak muffinki (wychodzi ich więcej niż 12).
Można je posypać tylko cukrem pudrem, ale ja jako czekoladowy nałogowiec smaruje je jeszcze kuwerturą i sypie kokosem.
Czasem też wylewam ciasto na dużą formę i robię masę kokosową z białą czekoladą, ale to od wielkiego dzwonu.
Ha! Wiedziałam, że kiedyś coś z Twojej kuchni trafi w moje ręce. Przepis sobie spiszę, bo z Twojego piecyka zawsze wychodziły ciekawe rzeczy. Pi razy oko, ile Tobie się piekło?
OdpowiedzUsuńW zależności od humorów ciasta od 30 do 40 minut murzynek, a muffiny tak z 20-25 minut. Ja nie umiem ustalić konkretnego czasu, ale jego plusem jest to, że zawsze wychodzi ^^
UsuńPonoć te ciasta są dobre kiedy ich wierzch pęknie. Ale ja i tak zawsze dźgam je patyczkiem
OdpowiedzUsuńNo cóż... Tu się to nie sprawdza, bo z wierzchu ładnie pęknie, a w środku jest surowe. Dlatego patyczek musi być i dźgać to ciasto trzeba.
Usuń