piątek, 22 lutego 2013

W świecie poszukiwaczy skarbów

Z Tomkiem Michniewiczem poznałam się przez przypadek biorąc w bibliotece do ręki "Samsarę". Świetnie napisana książka o tym jak Tomek z przyjaciółmi i plecakami przedzierają się przez dżungle te miejskie i te prawdziwe, gonią za magią, przemytnikami dzieł sztuki, a nawet załapali się na spotkanie partii socjalistycznej. Opowieść o podróży z gigantyczną dawką pozytywnej energii, rozbrajającym humorem i dystansem do siebie. Chętnie dorwę ją jeszcze raz i najlepiej by jej było na mojej półce (albo podłodze, bo półki i  biurko zaczynają już mówić nie). Tym razem chciałam opowiedzieć jednak o drugiej z książek tego dziennikarza. 

"Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów" to w zasadzie reportaż z podróży śladami poszukiwaczy skarbów, szalonych milionerów, złodziei, przemytników, a nawet kłusowników. Opowieści o przygodach Tomka, jego przyjaciela i ludzi, na których w czasie pogoni za poszukiwaczami skarbów wyglądają jakby wydarto je żywcem z filmów o Indianie Jonesie. Michniewicz pokazuje, że poszukiwacze skarbów nie należą tylko i wyłącznie do świata bohaterów książek przygodowych, czy minionych epok. Są to ludzie z krwi i kości, którzy porzucili dotychczasowe poukładane życie, czasem z niezbyt ciekawą przeszłością, ale nawet wśród takich awanturników można znaleźć naukowców: historyków, geografów, oceanologów i wielu innych. Mozolnie przeczesują archiwa w poszukiwaniu potwierdzenia legend, czy opowieści o skarbach, z odpowiednim sprzętem i mapami przeszukują jaskinie i morskie dno.
Z jednej strony widzimy, że takie poszukiwanie skarbów staje się wręcz ogromnym przemysłem jak to ma miejsce w przypadku poszukiwania zatopionych galeonów, a z drugiej podobnie jak prof. Jones możemy wpakować się w niebezpieczne pułapki. Tak, tak może nam grozić ucieczka przed toczącymi się głazami jeśli staniemy nie na ten kamyk, co trzeba :)
Całe to poszukiwanie skarbów ma też swoje brutalne oblicze. Od wzajemnego okradania się, do regularnych "wojen" związanych z gorączką złota, która może pochłonąć człowieka bez reszty, budząc najgorsze instynkty. Po brutalną rzeź słoni i nosorożców. Bo skarbem są nie tylko kruszec, czy dzieła sztuki, ale też kość słoniowa, rogi nosorożców uważana przez głupich ludzi za lekarstwo wzmacniające potencję.
Tomek Michniewicz opowiada nam o tym jak w dalszym ciągu kwitnie handel kością słoniową. Sam nawet z kumplem od plecaka wpakowali się w historię z demaskowaniem nielegalnych handlarzy kością. Oraz o tym jak kłusownicy są w stanie zabijać zwierzęta nawet w ogrodzonych rezerwatach. Przytaczana jest smutna historia nosorożca Tatende, która koniec końców skończyła się dla malucha dobrze. Wyobrażacie sobie jak takie wielkie cielsko włazi wam do kuchni? No to ten zwierzak wychowywany w rezerwacie Imre właśnie to zrobił! Wlazł Traversom do kuchni. 
Razem z Tomkiem i jego przyjaciółmi podróżujemy po pustyniach USA, głębinach Morza Karaibskiego, niebezpiecznych miastach (czytamy chociażby o przerażających zdarzeniach w RPA), śpimy nawet w buszu. Dużo się dzieje, ale są też chwile na odpoczynek i refleksje nad ludzką głupotą albo miłością do przygód. Co najważniejsze są to prawdziwe przygody i opowieści o prawdziwych ludziach, o czym nas zapewnia autor na osobnej stronie.
Książka ta podobnie jak "Samsara. Na drogach, których nie ma" jest napisana z lekkością i humorem, ale autor nie boi się poruszać też trudnych spraw (np. wspomniane kłusownictwo). Do tego wszystkiego dochodzą naprawdę piękne zdjęcia  często opatrzone zabawnym komentarzem w stylu:
 "Moi znajomi z buszu spali w namiocie. Gdy w środku nocy nieopodal ryknął lew, wskoczyli do samochodu, nie opuszczając namiotu." 
uwierzcie mi ciężko jest się nie uśmiechnąć, gdy sobie wyobrazicie namiot biegnący do auta.
Po za tym w książce została podjęta fajna inicjatywa. Po całej historii naszego małego nosorożca Tomek Michniewicz z pomocą Greenpeace i Grant Thornton zorganizował zbiórkę, dochody z której zostały przekazane do rezerwatu Imre. Poniżej podziękowania za tę akcję.
 
Naprawdę fajna rzecz, a każda akcja, która pomaga ratować zagrożone zwierzęta jest dobra (chociaż ja za Greenpeacem nie za bardzo przepadam, chociażby z powodu ludzików łażących po ul. Stawowej w Katowicach).
Wracając do samej książki. Otwarte naprawdę się postarało, "Gorączka" wydana jest na mocnym papierze (ładnie prezentują się zdjęcia), w przyjaznej do transportu broszurowej okładce (nie zajmowała mi połowy torby, a jak się zsunęła na dno to nie dźgała mnie kantami). Z drugiej strony ten papier też może być wadą, bo spowodował, ze książka swoje waży. Niestety tak jak w większości książek klejonych, wypadło mi z niej kilka pierwszych stron, co mnie zezłościło. Po książce za 39,90 zł oczekiwałabym jednak tego, że kartki z niej nie wypadną.
Pomijając aspekty techniczne książkę naprawdę polecam! Jest jedna z lepszych książek podróżniczych, które czytałam i porusza naprawdę fascynujący temat, który rozpala wyobraźnię.

A i byłabym zapomniała! Każdego kto chce więcej zapraszam na oficjalnego bloga Tomka Michniewicza, na którym można poczytać teksty równie dobre jak w obu jego książkach i audycjach radiowych lub na jego oficjalną stronę internetową .

4 komentarze:

  1. Z całego postu, to nie książka mnie ujęła, tylko śliczny komplet do herbaty. Ostatnio miałam dylemat czy kupić podobny dla siebie, czy dwuosobową zastawę do sushi. Padło na to drugie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za sushi jakoś nie przepadam ;) A książkę sobie przeczytaj, bo fakt jakoś kiepsko moje pisanie oddaje to co w niej fajne :)

      Usuń
  2. nie przepadam za książkami podróżniczymi...wolę w tej materii filmy lub programy, ale tak poza i w temacie posta to masz cudny czajniczek i kubeczek;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) w sumie Michniewicz pisze całkiem obrazowo i daje mnóstwo zdjęć. Ja jak na razie nie natknęłam się na fajny program podróżniczy. No może "Boso przez świat", ale Cejrowski na dłuższą metę męczy.

      Usuń