Są książki, które mają taką moc przyciągania, że nie skończy się na jednokrotnym przeczytaniu. Może to też zabrzmi jak banał, ale takie książki potrafią też stać się pewnymi punktami zwrotnymi nie tylko w literaturze, po którą sięgamy, ale też w życiu. Takie książki bez przeczytania, których trudno mi sobie wyobrazić jak mogłabym funkcjonować jest w zasadzie tylko kilka.
Do takich książek należy właśnie "Diuna" Franka Herberta. Tak w zasadzie i ku przerażeniu mojej mamy to była pierwsza kupiona przeze mnie książka. Teraz mnie to trochę bawi, ale te 10 lat temu stanowiłam pewien ewenement w księgarni. Większość dzieciaków wychodziła z książkami Musierowicz albo bzdetami w stylu "Pamiętnika księżniczki", a ja dumnie drałowałam do kasy z czymś zupełnie innym.
W zasadzie cała moja zabawa z opowieścią o losach Paula Atrydy, rodzie Harkonnenów, Bene Gesserit i Wolanach zaczęła się od filmu. Kto widział "Diunę" wg. Davida Lyncha z Ianem McKellenem i Stingiem nie mógł się w tym filmie nie zakochać. Z całego serca polecam ten film. Pomimo, że liczy już sobie kilkadziesiąt lat (swoją premierę miał w 84 roku, więc jest nawet pięć lat starszy ode mnie) to ten śmieszny miniserial z 2000 roku to jakaś kpina i nawet nie oglądajcie bo pozostaje po tym tylko niesmak.
Co do książki... Jest to druga powieść Franka Herberta, a pierwsza z sześciu części sagi Diuna. Wydana w 1965 roku powieść została uhonorowana Hugo i Nebulą - dwoma najbardziej prestiżowymi nagrodami z literatury fantastycznej. W Polsce książka ukazała się dopiero w 1985 roku (mam wrażenie, że wcześniejsza premiera filmu Lyncha trochę się do tego przyczyniła, ale mogę się mylić). moim zdaniem jest to też najlepsza ze wszystkich pozostałych części sagi. O ile przez "Mesjasza Diuny" chociaż z oporami jakoś udało mi się przebrnąć, to kolejne części były dziwne... Może dlatego, że człowiek był jeszcze młody i głupi, więc pewnie kiedyś jeszcze sięgnę po całą sagę.
Wracając już do samej "Diuny". Już z pierwszymi kartami zostajemy wplątani w sieć intryg prowadzonych przez kobiety z zakonu Bene Gesserit, Harkonnenów i cesarza Szaddama IV, a wszystko jest spowodowane przez jedną niewielką pustynną planetę Arrakis. Jednak jest o co się bić, bo: Kto kontroluje Arrakis, kontroluje przyprawę, a kto kontroluje przyprawę włada wszechświatem. Przyprawa to substancja, która umożliwia jasnowidzenie niezbędne do ponadwymiarowych podróży kosmicznych, a te są podstawą istnienia wszechświata i Imperium.
Naszych głównych bohaterów: Paula Atrydę i jego matkę Lady Jessicę poznajemy w momencie, gdy ród Atrydów ma objąć lenno na Arrakis. Przeniesiony zostaje tam cały dwór i armia Atrydów. Jednak w wyniku zamach dokonanego przez ród Harkonnenów (wcześniej do nich należała Diuna) wspieranego przez żołnierzy Imperium dochodzi do pogromu. Paulowi wraz z matką udaje się uciec i znaleźć schronienie wśród Freemenów. Ludzi pustyni, którzy nie ufają obcym i podporządkowujący swe życie prawom pustyni.
W czasie, gdy Paul stopniowo uczy się zasad panujących w siczy i pozyskuje poparcie tych twardych ludzi. Harkonnenowie uciskają ludność Arrakis powodując co raz większe niepokoje na planecie. Wreszcie, gdy nadchodzi odpowiedni czas Paul Muad'Dib po przemienieniu Wody Życia budzi uśpionego w sobie proroka (Kwisatz Haderach jest to wynik selekcji, którą prowadziły Bene Gesserit w celu stworzenia nadczłowieka) i prowadzi swoich ludzi do zwycięstwa. Oprócz pokonania tyranów przejmuje on władzę w Imperium, po unieruchomieniu cesarskich wojsk, które miały wspierać Harkonnenów.
Krótko mówiąc w książce dzieje się naprawdę dużo i możemy spojrzeć na wydarzenia z wielu różnych perspektyw. Dodatkowo w samym tekście można wyłapać bardzo dużo mądrych rad, myśli, przesłań o ponadczasowym charakterze. Mi samej zdarza się cytować w różnych sytuacjach niektóre z nich. Cała moja książka jest pozakreślana (tak należę do tych zbrodniarzy, co bazgrzą po książkach, zwłaszcza tych ukochanych). Mam kilka ulubionych np. Litania przeciwko trwodze potrafi być przydatna przed trudnym egzaminem, a niektóre cytaty zgrabnie podsumować jakieś wydarzenie.
Co do praktycznych informacji. Książka w Polsce wydana została pod kilkoma tłumaczeniami. Najlepsze przynajmniej według mnie jest Ładysława Jerzyńskiego (w zasadzie to pseudonim Jerzego Łozińskiego i to tłumaczenie jest tylko poprawioną wersją wcześniejszego). Jednak różnice między poszczególnymi czasem są delikatne i do przełknięcia. Nie tak jak w przypadku "Władcy Pierścieni", gdzie Łoziński naprawdę nie wczytał się w książkę i zafundował nam Frodo Bagosza, Gorzałkowo, z Obieżyświata zrobił Łazika, a z krasnoludów krzaty oraz wiele, wiele innych błędów nawet rzeczowych. Jednak w przypadku "Diuny" moim zdaniem sprawdził się doskonale i nie mamy kul świętojańskich (tak, Marek Marszał zafundował nam kule świętojańskie w świecie science-fiction), a jarzyce, które bardziej pasują do klimatu powieści.
W książce (przynajmniej mojej wydanej w 97 roku przez Zysk i S-ka) mamy mapę z objaśnieniami, słowniczek i charakterystyki postaci oraz ekologii planety, co znacznie ułatwia orientację w tym dość skomplikowanym świecie.
Mimo, że czasem może to być tekst trudny w odbiorze to polecam tę książkę, bo porusza bardzo wiele ważnych tematów. Od filozoficznych rozważań nad istotą człowieczeństwa do ekologii, ale nie tej, którą funduje nam telewizja tylko do tej prawdziwej. Bo przecież "najdonośniejszą funkcją ekologii jest poznawanie konsekwencji".
Dla mnie "Diuna" jest bardzo ważną i cenną książką. Mimo, że teraz jest wiele ładniejszych wydań ja zostanę przy swojej starej, pożółkniętej, pogniecionej i z suszonymi robaczkami (lubię czytać na dworze, więc muszę ponosić tego konsekwencje).
źródło ilustracji:
www.stopklatka.pl
W książce (przynajmniej mojej wydanej w 97 roku przez Zysk i S-ka) mamy mapę z objaśnieniami, słowniczek i charakterystyki postaci oraz ekologii planety, co znacznie ułatwia orientację w tym dość skomplikowanym świecie.
Mimo, że czasem może to być tekst trudny w odbiorze to polecam tę książkę, bo porusza bardzo wiele ważnych tematów. Od filozoficznych rozważań nad istotą człowieczeństwa do ekologii, ale nie tej, którą funduje nam telewizja tylko do tej prawdziwej. Bo przecież "najdonośniejszą funkcją ekologii jest poznawanie konsekwencji".
Dla mnie "Diuna" jest bardzo ważną i cenną książką. Mimo, że teraz jest wiele ładniejszych wydań ja zostanę przy swojej starej, pożółkniętej, pogniecionej i z suszonymi robaczkami (lubię czytać na dworze, więc muszę ponosić tego konsekwencje).
źródło ilustracji:
www.stopklatka.pl
oooo! byłaś u mnie i pisałaś o niej a teraz ja trafiłam na nią u Ciebie...fajna recenzja i dla mnie ta książka jest mega! studiowałam ochronę środowiska więc ekologia tej planety to był fajny dodatek;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo proszę, ja skończyłam biologię, więc trochę pokrewnie. "Diuna" jest jedyna w swoim rodzaju i każdy powinien przynajmniej spróbować ją przeczytać :D
Usuń