środa, 6 lutego 2013

Opowieści z Wilżyńskiej Doliny



Czasem tak bywa, że z nadmiaru książek, które proszą się o przeczytanie, czuję swojego rodzaju przesyt i muszę odpocząć. Jednak nie trwa to zwykle zbyt długo bo jestem uzależniona od literek i czytać muszę. Po takim właśnie okresie wpadłam w dziurę, bo o dziwo na biurku nie leżało nic nowego. Pierwsza rzecz to panika „I co ja mam teraz czytać?!”. Na szczęście z pomocą przyszedł znajomy, który zaproponował żeby przeczytać coś Anny Brzezińskiej, bo pisze ona w nieco inny sposób niż cała reszta autorskiego światka fantasy. No to poczłapałam do biblioteki, a tam nic. No to do księgarni i tam dorwałam wyszperane gdzieś z zaplecza „Opowieści z Wilżyńskiej Doliny”.

Wilżyńska Dolina jest ukryta pośrodku Gór Żmijowych i – jakkolwiek władyka i pleban mogą mieć w tej kwestii inne zdanie – niedowładnie i niepodzielnie należy ona do Babuni Jagódki.

A Babunia Jagódka to nie tak jak się wydaje na pierwsze skojarzenie przyjemna starsza pani, co udzieli dobrej rady i nakarmi ciasteczkami. O, co to, to nie. Babunia Jagódka jest najprawdziwszą wiedźmą. Taką do której latają po uroki i po odpędzenie uroków, miłosne wywary, lecznicze kordiały…  Która, gdy ma taką ochotę przybierze postać wyzywająco pięknej kobiety lub zamieni swego kochanka w kozła. Z tym, że trzeba uważać na jej humory, kota i to, czego się pragnie. Bo a nóż może się to spełnić, ale nie do końca tak jakby sobie ktoś tego życzył.
„Opowieści z Wilżyńskiej Doliny” wydane w 2002 roku to zbiór dziewięciu opowiadań, w których nasza wiedźma w najróżniejszy sposób pomaga mieszkańcom doliny. Nie we wszystkich odgrywa ona także główną rolę, ale stanowi coś w rodzaju tła. Na przykład w Kocie Wiedźmy pierwsze skrzypce gra kot, a w opowiadaniu Szczur i panna wszystko kręci się koło wioskowej ladacznicy Gronostaj i szczurołaka. Niektóre opowiadania są ze sobą powiązane inne tworzą osobną całość. Mogą być zabawne i trochę nostalgiczne, a czasem zmuszające do refleksji. Z każdą kolejną stroną chce się więcej.
Anna Brzezińska pisze bardzo obrazowo i autentycznie. Wszystko łącznie z językiem używanym przez narratora jest stylizowane na Średniowiecze, ale w niczym to nie utrudnia odbioru tekstu. Nawet przeciwnie. Sprawia, że czyta się go przyjemniej i głośniej śmieje.
Co ważne, pożyczyłam te książkę kiedyś koledze ze studiów i tak się wkręcił, że zaczął polować na inne książki tej autorki. Niestety z takim skutkiem jak ja. Jest ich niewiele i ciężko je dostać, a naprawdę warto. Zwłaszcza, że w tej krainie, gdzie leży Wilżyńska Dolina dzieją się inne równie ciekawe rzeczy, w które wplątał się zbój z Gór Żmijowych. No może wyjątkiem są „Wody głębokie jak niebo”, ten zbiór opowiadań jest utrzymany w zupełnie innej stylistyce i wydaje mi się w wielu momentach niezrozumiały.
Na razie czytam „Plewy na wietrze” i kombinuję jak tu dorwać całą sagę o zbóju Twardokęsku. Bo bardzo mnie intryguje jak rozwiąże się ta cała awantura, w którą wpadł po same uszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz