poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Urwis, który dostał Nobla

Każdy z nas, gdyby mu zadać pytanie: Jak wygląda naukowiec? pewnie miałby konkretną odpowiedź. Mały, zgarbiony człowiek w okularach o grubych szkłach, ubrany w biały fartuch i totalnie zafiksowany na swojej dziedzinie. Ktoś by pewnie jeszcze dorzucił, że nie wychodzi ze swojego laboratorium i ma trudności w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi. Oczywiście, że są tacy ludzie, ale to mniejszość. W większości są to ludzie tacy jak reszta świata no może z paroma wyjątkami. Jest jednak jeszcze jeden rodzaj naukowców.
Naukowiec zgrywus, który chce się dobrze bawić zarówno w zaciszu pracowni jak i po za nią.
Richard P. Feynman jest właśnie takim naukowcem-zgrywusem, któremu zdarza się, że nie jest brany przez ludzi na poważnie.I taka też jest jego autobiografia Pan raczy żartować, panie Feynman.
Ten genialny fizyk teoretyk dzieli się z nami opowieściami o tym jak będąc małym dzieckiem prawie spalił swój pokój albo jak nauczyciel fizyki, żeby go czymś zająć na lekcjach dał mu książkę o całkowaniu i różniczkowaniu. Pisze jaką frajdę miał, gdy jako dziecko naprawiał wszystkim dookoła radia albo jak podczas letniej pracy w hotelu wymyślał co raz to nowe sposoby na ułatwienie sobie pracy. Co czasem kończyło się dla niego niezbyt przyjemnie podczas prezentacji.
Potem opowiada o studiach na MIT i w Princeton. O tym jakie numery wycinał innym studentom. Miał też parę trafnych spostrzeżeń na temat uczenia biologii, w której denerwowało go to, że trzeba się uczyć na pamięć tego, co można za 15 minut sprawdzić w tablicach.
Opowiada o kulisach tworzenia bomby atomowej i jak regularnie włamywał się do zabezpieczonych segregatorów oraz sejfów kolegów, gdzie były przechowywane tajne informacje. Jak walczył z "dobrowolną" cenzurą, a także jak wojskowa komisja rekrutacyjna zrobiła z niego chorego psychicznie Są też jednak dramatyczniejsze chwile, gdzie opisuje co przeżywał po śmierci pierwszej żony.
Kolejne anegdoty opowiadają o jego pracy na uniwersytetach w Cornell, w Brazylii i w końcu na Caltech. Co ważne nie są tylko o tym jak dwa ośrodki naukowe zaciekle o niego walczyły i jak przez smog omal nie wrócił do Cornel. Są też opowieści o tym jak w Las Vegas podrywał tancerki, jak włóczył się po knajpach i zarobił porządny cios w głowę od jednego narwańca w Buffalo. Jak świetnie mu szło granie podczas karnawału w Brazylii i jak z brutalną szczerością wytknął błędy w tamtejszym sposobie nauczania (znów wraca to bezmyślne uczenie się na pamięć).
No i wreszcie ostatnia część, w której podziwiamy jego zmagania z rysunkiem. Od kompletnego beztalencia po artysty, który dorobił się swojej wystawy. No i chyba najważniejsza część, czyli jego wrażenia po tym jak się dowiedział o tym, że został laureatem Nagrody Nobla. Nagrody, której nie chciał i najpierw myślał jak się z tego wykręcić. Opowiada o tym jak bardzo wszystko to wyczerpało go psychicznie, a potem jak parę razy dał się złapać na tym, że wykład na który został zaproszony wcale nie jest dla wąskiej grupy fizyków i, że wcale go to nie cieszyło.
Czasem są to pojedyncze historie, a czasem w jednym małym podrozdzialiku jest ich kilka. Różnie z nimi bywa. Czasem się ze sobą łączą czasem nie. Język czasem bywa niezrozumiały, ale nie z tego powodu, że autor chce wpleść coś fizycznego, po prostu chce powiedzieć za dużo na raz. Mimo to bardzo trafnie opisuje obserwowaną przez siebie rzeczywistość i to jak nauczył się podrywać barowe laski. Do tego wszystko okraszone fizyką, matematyką i innymi naukami. Swoją drogą czasem się z nim zgadzam, co do filozofów. Zawsze na końcu z ich dyskusji nie wynika nic więcej niż chaos i często sami nie wiedzą o czym mówią.
Fajnie było też poznać inne wielkie umysły tamtego okresu od trochę bardziej ludzkiej strony niż ta podręcznikowa, wybielona i pośmiać się z tego jak urwis Feynman wpuszczał ich w maliny albo oni jego.
Polecam dla każdego potencjalnego studenta nauk ścisłych i aspirującym naukowcom. Wyniosą z tej książki bardzo dużo, a zwłaszcza to, że nie wolno się kompletnie zamknąć na świat i traktować naukę śmiertelnie poważnie. Trzeb się nią bawić.
Teraz ostrzę sobie ząbki na kolejną książkę tego wszechstronnego fizyka teoretyka A co ciebie obchodzi, co inni myślą?. Na razie jednak poddaję się choróbsku, które mnie dopadło i pooglądam sobie Teorię Wielkiego Podrywu (notabene znów o genialnych fizykach, ale półżartem półserio), bo czytać chyba nie dam rady.

P.S.
Mówiłam jak bardzo nie lubię klejonych książek? Z tej znów mi wypadła kartka jak mocniej wygięłam grzbiet.


Źródła ilustracji:
pinterest.com
www.znak.com.pl

4 komentarze:

  1. Chyba nikt nie lubi klejeń. Widzę, że spokojnie realizujesz swoje książkowe plany do czytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A weź mnie ani nie denerwuj. Albo zakleja tak mocno, że książki nie otworzysz a jak już to ci kartka wyleci, albo na klej poskąpią i kartki też postanowią pozwiedzać świat. Staram się, ale na razie zaczynam tęsknić za dobrą fantastyką.

      Usuń
  2. A ja nawet nie wiedziałam, kim jest pan Richard P. Feynman.
    Podoba mi się zamysł tej książki i sama postać tego naukowca, będę mieć na uwadze tę pozycję :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie ciężko o nim wiedzieć coś nie będąc fizykiem teoretykiem :)
      Ale postać niezwykle barwna i mało poważna jak na noblistę, więc książkę polecam ^^

      Usuń