poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Buick 8

"Buick 8" to już moje kolejne podejście do twórczości Stephena Kinga i po raz kolejny wielkie rozczarowanie. Ja nie wiem, może faktycznie jestem dziwna albo mam wyjątkowego pecha albo po prostu nie lubię horrorów. Nie dlatego, że się boję, chociaż z drugiej strony...
Z "Zieloną milą" walczyłam dzielnie, ale pokonała mnie po dwóch tomach. "Miasteczko Salem" nie dałam rady, wróciło nieprzeczytane do biblioteki. Cyklu "Mroczna wieża" w pewnym momencie przestałam szukać. Jak na razie jedyną książką, która mi się spodobała i sprawiła, że bałam się wystawić nos spod kołdry był "Worek kości".
No, ale zacznijmy po kolei. Gdy w stosiku z biblioteki zaplątała się ta wściekle fioletowa zmora postanowiłam dać Kingowi kolejną szansę, choć tytuł sugerował, że będzie o samochodzie o diabelskich zapędach. Gdzieś kiedyś mi się obiło coś podobnego o uszy, nie wiem tylko czy był to film, czy książka. Zabrałam się więc do czytania. Co mnie zaskoczyło to, to że nie było na plecach książki nic oprócz kodu kreskowego. W pierwszym momencie pomyślałam, że Prószyński i S-ka postanowili, że książka będzie bronić się sama, ale po otwarciu okładki jednak opis znalazłam.
Wszystko zaczyna się, gdy do Jednostki D policji stanowej zaczyna przychodzić syn jednego z funkcjonariuszy, który zginął w paskudnym wypadku. Dzieciak nie jest w stanie się z tym pogodzić i szuka na to sposobu wśród dawnych współpracowników ojca. Tu na scenę wkracza Buick 8, który co prawda nie zabił mu ojca, ale był jego obsesją.
Historia Curtisa Wilcoxa i samochodu, a w zasadzie czegoś co ma go przypominać zaczyna się na stacji benzynowej, gdzie auto zostaje porzucone. Opowiadana jest przez różnych ludzi. Pełna zniknięć, obrzydliwości, które śmierdzą gnijącą kapustą i potworów.
Niestety już po kilku stronach miałam ochotę książkę wyrzucić przez okno. Już pierwszy z narratorów zaczął mnie irytować swoim podejściem do wszystkiego i wrażeniem, że wszystko wie lepiej. Kolejni policjanci i stróż opowiadający historie związane ze znalezieniem Buicka roadmastera brzmieli bardziej przekonująco, ale niechęć po głównym z narratorów została.
Akcja, chociaż ciężko tutaj mówić o akcji, bo jest to raczej seria połączonych ze sobą anegdot wlecze się niemiłosiernie. Jest pełna pseudopsychologicznych opisów odczuć aktualnego narratora, próba analizy uczuć chłopaka, któremu opowiadają te historie i dosłownie smrodu gnijącej kapusty.
Ciężko mi sobie było sobie na początku wyobrazić, że ten amerykański brzydal (są tylko dwa ładne amerykańskie auta!) może być straszny. Pewnie by był, ale im dalej zagłębiałam się w książkę tym bardziej przypominał wytwór gimnazjalisty, który chciał napisać horror. Potwory, które wypluwało to auto też nie były straszne, za dużo musiałam sobie wyobrażać i opisy były zbyt rozległe żeby się bać. Do tego wszystkiego jeszcze smród kapusty.
Nie podobała mi się ta książka. Pewnie lepiej by się sprawdziła jako audiobook, ale w wersji papierowej katastrofa. No i jedyna rzecz z jaką będzie mi się ta książka kojarzyć to chyba smród gnijącej kapusty. Chyba już wole duchy i opowieści z Archiwum X, które miały więcej sensu i były bardziej straszne.
Po tej książce już wiem, że po Kinga długo nie sięgnę, a jak się pojawi w kolejnym stosiku to go zostawię w bibliotece.


Źródła ilustracji:
www.empik.com

6 komentarzy:

  1. Moje pierwsze spotkanie z Kingiem bylo bardzo udane i od dawna obiecuje sobie, ze znowu po niego siegne. Coz, pewnie dwa razy sie zastanowie zanim wybiore ten tytul ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę jeszcze książki, która tak śmierdziała kapustą nie czytałam ;)

      Usuń
  2. Ja wolę Kinga jako autora ,,Misery", ,,Dolores Claiborne", ,,Zielonej mili", ,,Martwej strefy" niż jako autora książek o zombie i potworach. Również byłabym rozczarowana ,,Buick 8"

    OdpowiedzUsuń
  3. Archiwum X było dość lekkie, skoro mnie w podstawówce nie wystraszyło ;). A serial, to już całkiem jak komedię wspominam :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, przynajmniej było napisane czy tam nakręcone z sensem i nie śmierdziało gnijącą kapustą. po tej książce ten zapach chyba mnie jeszcze długo będzie prześladować ;)

      Usuń
    2. No fakt, kapustę ciężko przebić :D.

      Usuń