Jeżeli mam być szczera i szczerze odpowiedzieć na pytanie z kim kojarzy mi się Jerzy Stuhr, to pierwsze co przyszłoby mi do głowy to Osioł ze Shreka, Mushu z Mulan, a następnie Maksio z Seksmisji. Dopiero później jak się już zacznę zastanawiać to przypominam się kolejne role i filmy, a trochę tego jest. Kiler, Pogoda na jutro, Duże zwierzę i wiele, wiele innych.
Tym razem jednak nie będę tutaj pisać o żadnym z tych filmów. Nie będzie też o kontrowersyjnym dla co poniektórych Habemus papam, a pisanie jego recenzji mogłoby być całkiem fajne, bo film też naprawdę bardzo dobry. Będzie o książce, a panu Stuhrowi zdarzyło się popełnić aż cztery:
- Ucieczka do przodu! Jerzy Stuhr od A do Z w wywiadach Marii Malatyńskiej (Maria Malatyńska).
- Stuhrowie. Historie rodzinne.
- Tak sobie myślę....
Tak sobie myślę... kupiłam przez przypadek. Czasem tak mam, że po prostu biorę jakąś książkę do ręki i wędruje do kasy bez większych przemyśleń. Jak do tej pory się sprawdzało, a w tedy, gdy ją kupowałam chciało mi się jakiejś książki, z którą można zawisnąć w hamaku.
Tym razem było podobnie, choć temat zapowiadał się poważniej, bo jest to dziennik, który znany aktor pisał w okresie walki z chorobą nowotworową.
Owszem było i poważnie, ale jeśli ktoś spodziewał się zapisków o beznadziejnej rzeczywistości szpitalnej to się grubo pomylił.
Autor nie boi się pisać o chorobie, trudnościach i strachu jakie ze sobą niesie nowotwór. Z drugiej jednak strony dużo miejsca poświecą rodzinie, przyjaciołom, a nawet ludziom zupełnie obcym, którzy znają go tylko ze szklanego ekranu. Jest też dużo o tym ile siły potrafi dać wiara i nadzieja. Co ważne! Autor nie skupia się jednak tylko na sobie i swoich wewnętrznych przeżyciach, czasem jest nawet tak niepoważnie jak w Shreku!
Jerzy Stuhr opowiada o swoim życiu, karierze aktora i reżysera, o relacjach z dziećmi i żoną. Przytacza mnóstwo mniej lub bardziej zabawnych anegdot. No i, co wzbudzało najwięcej śmiechu, komentuje bieżące wydarzenia. No bo jak inaczej? To, że choroba zmusiła do wycofania się na trochę z życia publicznego, to przecież nie odcięła od świata. Obrywa się wszystkim po równo, politykom, środowisku artystycznemu (swoją drogą jednymi drugim przydałby się taki kubeł zimnej wody), nawet osobom anonimowym.
Jest to też bardzo osobista książka, w której aktor dokonuje różnego rodzaju podsumowań i rozliczeń z przeszłością/teraźniejszością, ale też mniej lub bardziej nieśmiało zaczyna planować przyszłość. Już na samym początku założył sobie jak długo będzie pisał ten dziennik i, że zaczyna przygotowywać się do roli dziadka.
Książka jest opatrzona licznymi zdjęciami z różnych okresów. Są to zdjęcia bardzo stare (rodziców aktora) i bardzo nowe (np. z jubileuszu 65 urodzin). Pojawiają się odręczne notatki, (najbardziej rozczulające) listy od dzieci, które słuchają audiobooków z Mikołajkiem.
Książka mimo trudnego okresu dla aktora jest bardzo pozytywna i mądra. Mimo, że mój wewnętrzny zakreślacz po cichu liczył na genialne sentencje to nie było ich zbyt wiele, mądrość i ciepło płynęło bardziej z całej książki niż wyrywkowych zdań.
Muszę też pochwalić Wydawnictwo Literackie za wprowadzenie nastroju takiego pisanego odręcznie dziennika. Co kilka-kilkanaście kartek pojawiały się strony z powiększonymi wycinkami z oryginalnego dziennika, w którym Jerzy Stuhr pisał. Mało co można z tego odczytać i pewnie część osób mogłaby się burzyć, że zwiększa się objętość książki, ale mi się to podobało i sprawiło, że słowa drukowane były bardziej realne. Po za tym okładka. Zdjęcie i odręcznie zapisany tytuł są strzałem w dziesiątkę i dużo mówią o tym, czego możemy się spodziewać.
Warto przeczytać Tak sobie myślę..., bo może nie dostaniemy gotowego przepisu na radzenie sobie z tak straszną chorobą, ale dostaniemy duży zastrzyk pozytywnej energii.
Źródła ilustracji:
en.wikipedia.org
lubimyczytac.pl
Pozytywny kop jest przydatny, zwłaszcza jeśli funduje nam go ktoś, kto ma większe problemy od nas i przypomina, że nie warto się nad sobą użalać :).
OdpowiedzUsuńKsiazka z cala pewnoscia jest bardzo interesujaca ale nie wiem czy faktycznie az tak pozytywna. Mnie nieco przeszkadzaly pretensje autora do calego swiata - np o to ze nie doceniaja jego pracy. Z drugiej strony nie szczedzil krytycznych slow wobec pracy innych... To nieco utrudnialo mi odbior calosci...
OdpowiedzUsuńMasz rację, ale to też zależy, z której strony patrzeć. Żali się, że nie doceniają jego pracy, a zaraz z drugiej strony wrzuca anegdotkę o dziecku, które stwierdziło, że nie jest podobny do Osła.
UsuńTo z jednej strony też jest dość pozytywnym akcentem, bo popatrz ilu ludzi dowiadując się o takiej chorobie wycofuje się w ogóle z życia.
Z drugiej bywało irytujące, fakt.
Ach, trochę Ci pospamuję. Czuj się zaproszona do krótkiej zabawy z tagami na blogach. Więcej info: http://chwila-dla-mnie.blogspot.com/2013/04/otagujmy-sie-na-trzy-sowa.html
OdpowiedzUsuń:)