Najlepszym lekarstwem na uczucie niesmaku po niezbyt dobrej książce jest bardzo dobra książka, sprawdziło się i tym razem.
Chyba troszkę czułam gdzieś w kościach, że te kilka książek, które ostatnio przeczytałam z bibliotecznego stosiku mnie rozczarują, a jedna przyprawi niemal o mdłości zapachem kapusty (mowa tu oczywiście o "Buick 8" Kinga). Pewnie dla tego też kryminały Margolina i Deavera wylądowały na końcu, co wyszło mi na dobre.
Po Kingu musiałam sobie zrobić dzień przerwy, odpocząć i wywietrzyć głowę. Pooglądałam sobie zaległe odcinki "Teorii Wielkiego Podrywu", wróciłam do przeliczania już po raz setny wyników na procenty do magisterki, zrobiłam nawet notkę o "13 Aniele" Ani Kańtoch. Po takim małym odstresowaniu wzięłam się za "Tańczącego Trumniarza" Jefferey'a Deavera.
Jest to druga z serii książek poświęconej genialnemu detektywowi Lincolnowi Rhyme'owi i jego asystentce policjantce Amelii Sachs, która staje się jego rękami i oczami, ponieważ sam Lincoln jest sparaliżowany. Tym razem ścigają nieuchwytnego płatnego mordercę, który zyskał wśród nowojorskich policjantów przydomek Tańczący Trumniarz, dlatego, że jedna z jego ofiar przed śmiercią zdążyła powiedzieć policji o tatuażu jaki ma na przedramieniu: śmierci tańczącej z człowiekiem nad trumną.
Tym razem nieuchwytny zabójca dostał zlecenie na trzech ważnych świadków w sprawie prowadzonej przeciwko znanemu biznesmenowi, który prawdopodobnie handluje bronią. Po tym jak ginie jeden z nich zaczyna się szaleńczy wyścig z czasem i mordercą, który nie zostawia po sobie praktycznie żadnych śladów.
Jeśli ktoś obawiał się, że ta książka będzie podobna do "Zbieracza kości" to musi wiedzieć, że jego obawy są bezzasadne. Deaver potrafi piekielnie zaskoczyć, do samego końca trzyma w napięciu i nic nie jest takie jak nam się wydaje.
Przez całą książkę na sprawę patrzymy oczami Amelii, Lincolna, Percey Clay - jednego ze świadków, na których poluje Trumniarz i płatnego mordercy. Patrzymy jak Lincoln miota się usilnie próbując rozgryźć kolejny ruch swojego przeciwnika, który kiedyś zabił dwóch jego techników, jak Amelia staje się co raz bardziej świadoma swoich uczuć i jak radzi sobie ze stresem, porażkami oraz jak pilotka Percey walczy o firmę, którą założyła z mężem zabitym przez Trumniarza. No i jak w niewielu kryminałach, czy thrillerach bardzo dużo dowiadujemy się o mordercy, który z zimną krwią potrafi odciąć ofierze ręce i wybić zęby żeby uniemożliwić identyfikację, ale z drugiej strony wydaje się kompletnie szalony. Nawet dość szybko poznajemy jego nazwisko, co szczerze mnie rozczarowało i doprowadzało do frustracji, bo chciałoby się stanąć koło miotających się bohaterów i im wszystko powiedzieć. No i tu się sprawa komplikuje, bo już myślałam, że o Trumniarzu wiem wszystko, a tu nagle pod sam koniec książki okazuje się, że guzik wiem. Jeszcze tak bardzo mnie żaden pisarz nie zaskoczył.
Akcja przypomina trochę wodę, która napotyka na swojej drodze bariery, ale gdy już je pokona to rwie na złamanie karku. Tutaj było dokładnie to samo. Momenty, w których Deaver uspokajał wydarzenia i pozwalał bardziej zajrzeć w psychikę bohaterów tak naprawdę budowały jeszcze większe napięcie.
Jest to też jedna z niewielu książek, która pokazuje jak żmudna i czasochłonna potrafi być praca zespołu kryminologów. Od zbierania dowodów w terenie po ich analizę w laboratorium.
Sam Lincoln ze względu na to, że tak naprawdę funkcjonuje tylko dzięki najnowocześniejszym technologiom wydaje się mało rzeczywisty, jednak Deaver i na to znalazł sposób. Pokazuje, że gdy zawodzi technika staje się tak samo bezbronny jak każdy z nas, jak w dość cyniczny sposób próbuje odwrócić uwagę od swego kalectwa (choć robi to zupełnie nieświadomie).
Niestety było parę minusów. Głównym z nich była postać mordercy, którego zachowanie i losy śledziliśmy. Wydawał mi się zbyt niezrównoważony psychicznie żeby dokonywać kolejnych zamachów i zabójstw z taką precyzją. Zdenerwowało mnie też trochę, że autor zaczął wątek z zabójstwem kobiety przez zamknięcie jej żywcem w lodówce. Chodziło o to, że według Amelii to morderstwo mogło doprowadzić do znalezienia Trumniarza, a Deaver jakby o nim zapomniał. Czasem także wszechwiedza Rhyme'a potrafiła doprowadzić do nerwicy, bo nie wyglądało to zbyt realnie.
Książkę polecam wszystkim fanom niepełnosprawnego detektywa i tym, którzy szukają bardzo dobrego, do końca trzymającego w napięciu thrillera. Ja przeczytałam ją w jeden dzień z przyspieszonym tętnem. Bo działo się naprawdę dużo i w szaleńczym tempie, ale mimo tego książka była dopracowana w najmniejszym szczególe.
Mam tylko jedno ale do wydawnictwa Pruszyński i S-ka. Zdarzało się, że akapity mówiące o dwóch zupełnie różnych rzeczach były sklejone. Normalnie to nie przeszkadza, ale gdy łączyły się fragmenty dialogów dostawałam małego zawiasu, bo w tedy wychodziły cuda na kiju.
Źródła ilustracji:
www.ceneo.pl
Tym razem nieuchwytny zabójca dostał zlecenie na trzech ważnych świadków w sprawie prowadzonej przeciwko znanemu biznesmenowi, który prawdopodobnie handluje bronią. Po tym jak ginie jeden z nich zaczyna się szaleńczy wyścig z czasem i mordercą, który nie zostawia po sobie praktycznie żadnych śladów.
Jeśli ktoś obawiał się, że ta książka będzie podobna do "Zbieracza kości" to musi wiedzieć, że jego obawy są bezzasadne. Deaver potrafi piekielnie zaskoczyć, do samego końca trzyma w napięciu i nic nie jest takie jak nam się wydaje.
Przez całą książkę na sprawę patrzymy oczami Amelii, Lincolna, Percey Clay - jednego ze świadków, na których poluje Trumniarz i płatnego mordercy. Patrzymy jak Lincoln miota się usilnie próbując rozgryźć kolejny ruch swojego przeciwnika, który kiedyś zabił dwóch jego techników, jak Amelia staje się co raz bardziej świadoma swoich uczuć i jak radzi sobie ze stresem, porażkami oraz jak pilotka Percey walczy o firmę, którą założyła z mężem zabitym przez Trumniarza. No i jak w niewielu kryminałach, czy thrillerach bardzo dużo dowiadujemy się o mordercy, który z zimną krwią potrafi odciąć ofierze ręce i wybić zęby żeby uniemożliwić identyfikację, ale z drugiej strony wydaje się kompletnie szalony. Nawet dość szybko poznajemy jego nazwisko, co szczerze mnie rozczarowało i doprowadzało do frustracji, bo chciałoby się stanąć koło miotających się bohaterów i im wszystko powiedzieć. No i tu się sprawa komplikuje, bo już myślałam, że o Trumniarzu wiem wszystko, a tu nagle pod sam koniec książki okazuje się, że guzik wiem. Jeszcze tak bardzo mnie żaden pisarz nie zaskoczył.
Akcja przypomina trochę wodę, która napotyka na swojej drodze bariery, ale gdy już je pokona to rwie na złamanie karku. Tutaj było dokładnie to samo. Momenty, w których Deaver uspokajał wydarzenia i pozwalał bardziej zajrzeć w psychikę bohaterów tak naprawdę budowały jeszcze większe napięcie.
Jest to też jedna z niewielu książek, która pokazuje jak żmudna i czasochłonna potrafi być praca zespołu kryminologów. Od zbierania dowodów w terenie po ich analizę w laboratorium.
Sam Lincoln ze względu na to, że tak naprawdę funkcjonuje tylko dzięki najnowocześniejszym technologiom wydaje się mało rzeczywisty, jednak Deaver i na to znalazł sposób. Pokazuje, że gdy zawodzi technika staje się tak samo bezbronny jak każdy z nas, jak w dość cyniczny sposób próbuje odwrócić uwagę od swego kalectwa (choć robi to zupełnie nieświadomie).
Niestety było parę minusów. Głównym z nich była postać mordercy, którego zachowanie i losy śledziliśmy. Wydawał mi się zbyt niezrównoważony psychicznie żeby dokonywać kolejnych zamachów i zabójstw z taką precyzją. Zdenerwowało mnie też trochę, że autor zaczął wątek z zabójstwem kobiety przez zamknięcie jej żywcem w lodówce. Chodziło o to, że według Amelii to morderstwo mogło doprowadzić do znalezienia Trumniarza, a Deaver jakby o nim zapomniał. Czasem także wszechwiedza Rhyme'a potrafiła doprowadzić do nerwicy, bo nie wyglądało to zbyt realnie.
Książkę polecam wszystkim fanom niepełnosprawnego detektywa i tym, którzy szukają bardzo dobrego, do końca trzymającego w napięciu thrillera. Ja przeczytałam ją w jeden dzień z przyspieszonym tętnem. Bo działo się naprawdę dużo i w szaleńczym tempie, ale mimo tego książka była dopracowana w najmniejszym szczególe.
Mam tylko jedno ale do wydawnictwa Pruszyński i S-ka. Zdarzało się, że akapity mówiące o dwóch zupełnie różnych rzeczach były sklejone. Normalnie to nie przeszkadza, ale gdy łączyły się fragmenty dialogów dostawałam małego zawiasu, bo w tedy wychodziły cuda na kiju.
Źródła ilustracji:
www.ceneo.pl
Bardzo ciekawa recenzja, bardzo spodobało mi się porównanie do wody :-) Samego detektywa jeszcze nie znam ale jesli będzie okazja z chęcią spróbuję :-)
OdpowiedzUsuńDzięki ^^ Bardzo polecam, jakby co na podstawie "Kolekcjonera kości" nakręcono też całkiem niezły film :)
UsuńCiężko byłoby przekonać mnie do powieści z detektywami. W każdym razie ja nadal gryzę się z Armandem.
OdpowiedzUsuńOj ty! Sherlocka nie lubisz? Jak w końcu uporasz się z Armandem to weź się zabierz za "Kolekcjonera kości" albo "Trumniarza". Lincoln nie jest typowym detektywem ;)
UsuńBardzo lubię jego ksiażki, więc pewnie zabiorę się także za tą;) ja za to bardzo lubię książki detektywistyczne, a jego czytałam już kolekcjonera kości i dar języków;)
OdpowiedzUsuńO tak, jego książki można brać w ciemno.
Usuń