czwartek, 4 kwietnia 2013

Zamieć śnieżna i woń migdałów

Za oknem dalej leży śnieg i klimat był bardziej bożonarodzeniowy niż wielkanocny. Brakowało tylko choinki ubranej w pisanki, dlatego książka Camilli Läckberg "Zamieć śnieżna i woń migdałów" tym razem jak najbardziej wpasowała się w panującą na dworze aurę.
Bohaterem książeczki jest Martin Molin, sympatyczny rudowłosy policjant z Tanumshede, którego znamy z cyklu kryminałów dziejących się we Fjällbacce i okolicach. Za namową swojej dziewczyny jedzie na rodzinne spotkanie odbywające się na wyspie Valö tydzień przed Bożym Narodzeniem. Nie jest do końca zadowolony z tego, że się zgodził wziąć w nim udział, bo coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że jego związek z ... powinien się skończyć.
Wszystko zapowiada nudny i nieprzyjemny weekend z Liljecronasami. Członkowie rodziny nie darzą się nawzajem ciepłymi uczuciami, a na każdym kroku starają się podlizać nestorowi rodu, na którego majątek liczą. Wszystko momentalnie się pogarsza, gdy po niezbyt przyjemnym dla większości zebranych dziadek Ruben nagle umiera. Pierwszym skojarzeniem jest zawał, ale gdy Martin podchodzi do zmarłego wyczuwa coś, czego nie powinno tam być... Czuje zapach gorzkich migdałów, wiec jedynym wnioskiem jaki można w tym momencie wysnuć to to, że doszło do morderstwa. Jest jeszcze jeden problem, przez silną burzę i zamieć śnieżną wyspa zostaje skutecznie odcięta od świata. Nie można z niej odpłynąć ani dopłynąć, a silny wiatr zerwał linie telefoniczne, komórki też nie można użyć, bo nigdzie nie ma zasięgu.
Wniosek jest jeden. Mordercą jest ktoś wśród ludzi obecnych na wyspie, a niezbyt doświadczony w prowadzeniu spraw kryminalnych Martin musi spróbować rozwiązać zagadkę śmierci Rubena Liljecronas.  Jak sobie poradził z tą sprawą, niechęcią, a nawet drwinami ze strony rodziny jego dziewczyny Martin? Uważam, że jak na żółtodzioba poradził sobie bardzo dobrze, chociaż do Joe Alexa, Sherlocka Holmesa, czy Herculesa Poirota mu daleko.
Może nie była to zbyt odkrywcza lektura. Opowiadanie stylem nawiązywało do twórczości Connana Doyle'a, czy Agathy Christie, ale czytało się je szybko i przyjemnie. Fabuła i zagadka kryminalna były dość przewidywalne i utrzymane w konwencji wymienionych przeze mnie wcześniej autorów (tu muszę dodać jeszcze naszego polskiego Macieja Słomczyńskiego, który pisał w podobnym stylu). Muszę jednak przyznać, że rozwiązanie samej zagadki mnie mocno zaskoczyło.

Opowiadanie jest napisane w sposób bardzo wciągający, a pojawiające się wątki poboczne, które nie mają związku ze sprawą nie robią zbędnego bałaganu. Pozwalają raczej na zarysowanie dokładniejszej sylwetki rodziny, w której praktycznie każdy miał powód żeby zabić bajecznie bogatego dziadka. 
Fajne oderwanie się od serii o Fjällbacce oraz grających w niej główne skrzypce Eriki i Patrica. Martin Molin jest bardzo sympatycznym bohaterem, którego zdecydowanie polubiłam i chciałam więcej o nim czytać. Tutaj to on jest głównym bohaterem i bardzo dobrze. Fajnie byłoby przeczytać jakiś zbiór opowiadań o podobnym charakterze z tym rudzielcem
Książeczka jest malutka i bardzo ładnie wydana. Wydawnictwo Czarna Owca bardzo się postarało wydając to opowiadanie. Twarda, ładna okładka, dobrej jakości papier i przejrzysta czcionka. Jednak niestety zastrzeliło ceną. 29 zł za ledwie 140 stronicową nowelkę? To stanowczo za dużo i, gdyby nie to, że odgrzebałam ją na jakiejś poświątecznej wyprzedaży nie kupiłabym jej. Miałam wrażenie, że wydawca ewidentnie chce zarobić na popularności pisarki i zedrzeć z czytelników ile tylko się da.
Po za tym książeczka była naprawdę fajna i warta przeczytania. Polecam wszystkim, którym podobały się książki o ciekawskiej pisarce, a także tym, którzy chcą po nie sięgnąć.

3 komentarze:

  1. Jak już pisałam na razie z taką literaturą jestem na bakier. Za to w kwestii stosunku ceny do liczby stron leci sobie w kulki również nasz lubiany Kubuś. Wczoraj widziałam w Empiku i Matrasie jego najnowszą książkę, też dziwnie wychudzoną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On ostatnio coś w ogóle jest na bakier ze swoimi czytelnikami

      Usuń
    2. Też odnoszę takie wrażenie. W każdym razie jak gdzieś bez kupowania dorwę tę książkę to i tak będę się cieszyć.

      Usuń