piątek, 30 maja 2014

The man from Beijing

Dla wielu Mankell = Wallander i nie ma się, co dziwić, bo ten sympatyczny nieco nierozgarnięty policjant o trochę złamanym życiu osobistym jest naprawdę fajnym bohaterem, do którego łatwo poczuć chociaż odrobinkę sympatii. Trochę gorzej jest z innymi bohaterami jego książek spoza serii o komisarzu z Malmö.
Miałam okazję przeczytać "Mózg Kennedy'ego", wobec którego mój umiarkowany entuzjazm zaczyna z upływem czasu stygnąć oraz "Włoskie buty", które mimo swojego nieco nietypowego charakteru bardzo polubiłam i chyba jeszcze do nich wrócę żebry zrewidować swoje odczucia.
Jedyną książką (oprócz opowieści dla dzieci), której do tej pory nie przeczytałam był chyba tylko "Chińczyk". Trochę czasu zajęło mi zanim w końcu postanowiłam go wypożyczyć, a potem jak już leżał na półce w końcu przeczytać i niestety nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że było warto.
Zaczyna się dość drastycznie. Pewnej zimowej nocy ktoś brutalnie morduje starszych ludzi mieszkających w zapomnianej szwedzkiej wsi. Odkrywcą tego makabrycznego wydarzenia jest fotograf, który robił cykl zdjęć o pustoszejących wsiach i z przerażenia dostaje zawału, wcześniej jednak udaje mu się wykręcić numer alarmowy oraz dodać gazu, co powoduje, że wjeżdża pod nadjeżdżającą ciężarówkę. Policjanci, którzy docierają na miejsce zdarzenia są równie przerażeni tym, co widzą. Nie mogą tego pojąć i też nie bardzo wiedzą w którą stronę ma iść śledztwo. W tym samym czasie sędzina Brigitta Roslin zmaga się z wyrokiem, który w jej ocenie jest niesprawiedliwy, ale takie jest prawo, a na koniec ląduje na zwolnieniu lekarskim z powodu złych wyników badań.
Kiedy policja ujawnia nazwiska ofiar w poszukiwaniu krewnych Brigitta odkrywa, że jest w jakiś sposób spokrewniona z jedną z zamordowanych rodzin i rozpoczyna prywatne śledztwo, które wydaje się być fantazją niż faktycznym zbieraniem dowodów. Podczas, gdy policja szuka szaleńca ona znajduje tajemniczego chińczyka, który może być odpowiedzialny za to co się stało. Jej poszukiwania w końcu prowadzą ją do Chin, gdzie udaje się ze starą przyjaciółką. Tam nie tylko próbuje znaleźć swojego podejrzanego, ale i zderzają się jej wyobrażenia z młodości o komunizmie ze stanem faktycznym.
Prywatne śledztwo w sprawie zbiorowego morderstwa przeplata się z wielką polityką i wewnętrznymi sporami w Chinach, a Brigitta, która ani o krok nie przybliża się do rozwiązania zagadki nagle zupełnie nieświadomie dostaje się w sam środek burzy, a jej życiu zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo.
Mankell prowadzi swoją opowieść, a w zasadzie opowieści na skrajnie różnych poziomach. Mamy współczesną Szwecję, w której stróże prawa muszą się zmierzyć z brutalną i prawdopodobnie niewyjaśnialną sprawą mordu na staruszkach z zapomnianej przez Boga i ludzi wsi. Jednak jednak ten wątek jest zdecydowanie najmniej rozbudowany. Pojawia się wręcz epizodycznie, stanowiąc jedynie zaproszenie czytelnika do przygody z "Chińczykiem". Drugim już zdecydowanie bardziej rozbudowanym szwedzkim wątkiem jest życie i dochodzenie prowadzone przez Brigittę Roslin. Ten element książki jest dość mocno rozbudowany i kilku poziomowy. Z jednej strony mamy spełnioną kobietę, która zaczyna dostrzegać rysy w swoim życiu. Namiętność w jej małżeństwie ostygła i tak naprawdę żyją z mężem obok sienie, a nie z sobą, ale żadne z nich nie potrafi o tym rozmawiać. Do tego dochodzi wypalenie zawodowe i rozgoryczenie na panujący system prawny, który wyraźnie kuleje. Z drugiej strony Brigitta często wraca myślami do swojej przeszłości, w której była idealistyczną komunistką (przynajmniej na pół gwizdka) fascynowały ją Chiny i miała swoją czerwoną książeczkę. Jest jeszcze trzecia strona, która dotyczy jej prywatnego śledztwa, w którym zmierza się w jakiś sposób z historią swojej rodziny.
Kolejnym dużym wątkiem jest starcie pewnego bardzo wpływowego rodzeństwa z Chin. Brat i siostra mimo iż są członkami jednej partii to zajmują w niej dwa skrajne obozy. Spór ten jednak jest pretekstem do wyjścia bardziej ogólnego. To, co myślą w jakiś sposób definiuje to, co się dzieje z Chinami. Jedna opcja chce poprawić nastroje społeczne przez kolonizowanie najbiedniejszymi grupami społecznymi niektórych krajów afrykańskich i tym samym zafundować tamtejszej ludności coś w rodzaju współczesnego kolonializmu. druga opcja jest natomiast bardziej konserwatywna i uważa to za jawną sprzeczność z ideałami komunizmu. Nie oznacza to jedna, że chce się zamknąć w sztywnych ramach komunizmu jaki widział Mao, ale chce zmian na swoich bardziej klarownych zasadach, a nie powtarzania modelu, który już był. Kiedy jednak znów wrócić do relacji pomiędzy bratem i siostrą widać wzajemną grę pozorów, a często nawet źle skrywaną wrogość, która w końcu znajduje ujście prowadząc do morderstwa.
Jest jeszcze trzeci poziom, który dotyczy historii. Jest on przedstawiany z perspektywy dwóch pamietników. Jednym z nich jest człowiek, który należał do przybranej rodziny Brigitty i pracował jako zarządca podczas budowy kolei w stanach. Tam z pogardą odnosił się do swoich podwładnych i traktował w bardzo brutalny sposób, wykazując się też niebotycznym rasizmem wobec ludzi o innym kolorze skóry, a szczególną nienawiścią darzył chińczyków. Drugim człowiekiem, którego historię śledzimy jest jeden z trzech braci, który w poszukiwaniu wolności po samobójczej śmierci rodziców uciekł z wioski do Kantonu. Tam zamiast lepszego życia ponownie trafił z bratem do niewoli i pracy przy kolei, gdzie był ciemiężony przez wspomnianego wcześniej szweda. Zapisał on ogrom swoich cierpień i nienawiści w pamiętniku, który potem przekazywano z pokolenia na pokolenie w jego rodzinie. W końcu trafił on w ręce człowieka, który postanowił pomścić krzywdy przodka.
Wszystko to mogłoby być niesamowicie ciekawą powieścią, ale mam wrażenie, że cała historia, która za tym wszystkim stoi jest zbyt wydumana. Dzieje się dużo i autor porusza mnóstwo ważnych tematów, od historii do której wielu nie chce się przyznać przez rasism, skrajną biedę po wielką politykę, mającą wpływ na to co się dzieje na świecie, a wszystko to podlane rozczarowaniami, wewnętrznymi sporami bohaterów i konfliktami w rodzinie. Za dużo... Nie mogłam się skupić, gdy niemal na każdej stronie byłam atakowana przez kolejne wielkie problemy. Do tego wszystkiego irytowały mnie postacie. Przypominały bardziej lalki wycięte z papieru. Bez wyrazu, płaskie i na swój sposób stereotypowe. Rodzeństwo ścierające się w chińskiej polityce ewidentne jing i jang. Mężczyzna ten zły, a kobieta ta dobra, która chociaż konserwatywna chce dobrych zmian. Brigitta jest bardzo irytująca przez te swoje wątpliwości i przez brak odwagi do rozmowy z mężem miota się bez sensu. Do tego wtrąca się tam, gdzie nie trzeba. Po za tym jest taka bez wyrazu...
Nie wiem, co się stało z tym pisarzem, który potrafił genialnie odmalować portrety psychologiczne swoich bohaterów. Strasznie mi tutaj tego brakowało. Postacie albo pałały nienawiścią do siebie nawzajem/świata/losu lub pogrążały się stopniowo w depresji/paranoi. Mankell przypisał im konkretne role bez miejsca na różne odcienie szarości.
Po za tym cały czas miałam wrażenie, że wszystko się ciągnie doprowadzając czytelnika do co raz większej depresji mimo małego optymistycznego akcentu na koniec. Przyznaję, że były momenty, ale na nich się kończyło. Zafascynowała mnie historia kryminalna, a dostałam spasioną wielowątkową powieść, w której autor chciał chyba upchnąć zbyt wiele. Szkoda...


Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym u MK

Źródło ilustracji:
http://wyrwalczyta.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/699300/files/blog_kc_4690632_7131043_tr_chinczyk.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz