piątek, 16 maja 2014

Oj, Charlotte, Charlotte..., czyli Lisia Dolina

Przeczytanie "Lisiej Doliny" było moim drugim podejściem do kryminałów niemieckiej pisarki Charlotte Link. Choć po książce "Ostatni ślad" obiecałam sobie już więcej nie zabierać się za twórczość tej pani. Jednak jak wszem i wobec wiadomo nie mam za grosz asertywności, dlatego dałam się namówić na "Lisią Dolinę", co było dużym błędem. 
Sam pomysł na książkę wydał mi się bardzo ciekawy. Kobieta po kłótni z mężem znika z parkingu po środku niczego, a człowiek, który ją porwał zostaje aresztowany i skazany na kilka lat pozbawienia wolności za ciężkie uszkodzenie ciała. Kilka lat później w podobny sposób znika kolejna kobieta i to w tym samym czasie, gdy nieudolny porywacz wychodzi warunkowo z więzienia.
Niestety na tym się kończy. Znów jest ten sam problem, co w "Ostatnim śladzie". Zamiast ciekawego kryminału mam tanie romansidło, bo podniesione do kwadratu. Dwa wątki romantyczne: miłość kobiety przyjmującej pod dach byłego więźnia i kiełkujący romans między mężem pierwszej porwanej, a przyjaciółką drugiej porwanej. Posiekana fabuła, mnóstwo punktów widzenia, które nie składają się w jedną sensowna całość, a do tego dziwaczny zabieg z wprowadzeniem narracji pierwszoosobowej w przypadku jednej z bohaterek i to jeszcze tej przeżywającej trudny romans z facetem, który nie wie czy jego żona żyje, umarła albo porwało ją UFO.
Już nie wspominam o mojej magicznej setce, czy tym, że przeskakiwałam po kilka stron, czy omijałam duże partie tekstu i kompletnie nic nie traciłam na niczym. Nie kulały z tego powodu portrety psychologiczne bohaterów, klimat, akcja, o napięciu nie wspominam bo go zwyczajnie nie było, no może ociupinkę na końcu. 
Wynudziłam się okropnie i cierpiałam strasznie z powodu tego jak można było zabić taki świetny pomysł. Czy były jakieś pozytywy? Nie wiem, ja się nie umiem ich dopatrzeć i ciągle zastanawia mnie to skąd biorą się te hasła, że jest to najbardziej poczytna niemiecka autorka. Nie rozumiem też dlaczego umieszcza akcje wszystkich swoich książek w Wielkiej Brytanii, skoro dużo ciekawiej (przynajmniej z mojego punktu widzenia) byłoby osadzić wydarzenia gdzieś w Niemczech, bo mam wrażenie, że w UK wszystko już było...
Mówi się, że do trzech razy sztuka, ale ja chyba długo nie wezmę do stosiku nic, co wyszło spod pióra Charlotte Link...


Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym i Czytamy polecone książki u MK.

4 komentarze:

  1. Ależ masz ostatnio szczęście do książek. Nic tylko zasnąć pod kocykiem z woluminem pod głową...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jest w kratkę niestety, ale pocieszam się, że jak odkopię się z książek bibliotecznych to czeka na mnie duuużo fantastyki i podróży w nieznane ze sprawdzonymi autorami :)

      Usuń
  2. Trochę się zawiodłam, gdyż jedna z jej książek stoi u mnie na półce. Mam nadzieję, że ona będzie, chociaż ciut lepsza od tej, którą Ty miałaś w rękach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nóż będzie inaczej :) Tych dwóch nie polecam, bo były najzwyczajniej w świecie nudne, a często i gęsto pozbawione sensu

      Usuń