wtorek, 27 maja 2014

Jadę sobie...

Przy okazji wparowania do księgarni jak tylko ukazało się wznowienie "Samsary" Tomka Michniewicza z przerażeniem stwierdziłam, że od prawie roku nie czytałam żadnej książki podróżniczej (tak blog się czasem przydaje). Dlatego kiedy tylko koleżanka zaproponowała mi pożyczenie książki Marzeny Filipczak "Jadę sobie. Azja. Przewodnik dla podróżujących kobiet" nie zastanawiałam się za długo i wybrałam się z autorką w podróż po Azji.
Marzena Filipczak opisuje swoje przygody z samotnej podróży po Indiach, Kambodży, Tajlandii, Wietnamie. Opowiada o spotkanych tam ludziach, zadziwiających sposobach podróżowania i próbach przeżycia na ulicy, na której wszyscy jeżdżą wszędzie. Do tego opisuje swoje przeboje z wynajdywaniem hoteli, wycieczek oraz próbie przyzwyczajenia się do typowo indyjskiego sposobu jeżdżenia autobusem, czyli jak przyjedzie na czas to super, jak się spóźni godzinę też fajnie, jak pięć godzin to przecież nic się nie stało, a jak w ogóle nie przyjedzie - trudno jutro też jest dzień. Do tego wszystkiego zderza wyobrażenie Europejczyka o Azjatach oraz różnice kulturowe, które powodują w tamtej części świata (przynajmniej z perspektywy autorki) raczej zabawne niż straszne incydenty.
Część poświęcona podróżowaniu jest pisana bardzo swobodnie w formie notatki na bloga, przez co czytelnik ma wrażenie, że autorka często zwraca się do niego bezpośrednio. To trochę tak jakby siąść ze znajomym na kawie albo na skype i słuchać o tym jak to go pogryzły małpy i trzeba było całą podróż podporządkować terminom szczepień na wściekliznę, co było powiązane często z poszukiwaniem szpitala, który w ogóle ma szczepionkę.
Bywało wesoło, sielankowo, a czasem wydawało się, że bohaterka pakuje się w tarapaty bez wyjścia (zwłaszcza hotelowe koszmary) albo wszyscy ją próbują na wszystkim oszukać i często im się to udaje.
Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że niektóre miejsca, czy tematy są traktowane zbyt powierzchownie. Trochę mnie nawet zirytowało to z jakim lekceważeniem pisała o zwiedzaniu miejsc powiązanych z historią wojny w Wietnamie. Ja rozumiem, że ktoś może tematów wojennych i martyrologii narodowej nie trawić, można też nie trawić turystów, którzy zachowują się jak kretyni fotografując się na tle kości ofiar tej wojny, ale błagam nie wkładajmy wszystkich do jednego wora. Skoro pani Marzenie to nie odpowiada rozumiem, ale są ludzie, którzy nie zwiedzają takich miejsc po to by zrobić sobie tam "sweet focie", ale choć w jakiś sposób dotknąć historii, która nigdy nie była różowa.
I to jest pierwsza część książki, którą czyta się łatwo lekko i przyjemnie czasem śmiejąc się pod nosem lub dziwiąc niemiłosiernie np. gdy zachodni turyści w przesadny sposób chcą wsiąknąć w hinduską duchowość.
Jednak książka ma jeszcze drugie bardziej praktyczne oblicze, w którym pisarka stara się zawrzeć kilka dobrych rad, czyli "Ciocia Dobra Rada radzi".
Marzena Filipczak pokazując często na własnym przykładzie pokazuje czego unikać, jak szukać noclegów, wycieczek, czy najzwyczajniej w świecie nie dać się oszukać przez hotelarza, który próbuje nam wcisnąć jeszcze jeden rachunek, którego niby to przypadkiem zapomniał wcześniej policzyć. Jakie karty kredytowe, co z telefonami i kilkoma typowo babskimi sprawami się ogarnąć. Trochę mnie ta część nudziła, ale dla kogoś (nie tylko kobiet) to może być pożyteczne źródło informacji o tym jak poruszać się w bądź, co bądź nieznanym środowisku.
Jednego czego mi czasem brakowało to zdjęć. Nie żeby było ich mało, ale w niektórych miejscach aż się prosiło o zdjęcie! Po za tym brakowało też zdjęć autorki w jakimkolwiek miejscu, do czego przyzwyczaili autorzy innych książek podróżniczych.
Podsumowując. "Jadę sobie" to lekka książka podróżnicza, przy której fajnie można się zrelaksować i trochę pośmiać. Choć autorka dołożyła podtytuł "Przewodnik dla podróżujących kobiet" to nie tylko kobiety mogą ją czytać. Panowie też znajdą coś dla siebie.
Muszę też przyznać się do jednej rzeczy. Trochę podziwiam autorkę za odwagę albo szaleństwo (zależy, z której strony patrzeć). Sama na tak długo bym się nigdzie nie wybrała tym bardziej, że mam traumę przed szykującym się wyjazdem na UMCS w Lublinie. Po za tym o ile w górach lubię posiedzieć sama i podładować baterie, tak jadąc gdzieś muszę mieć osobę do pogadania i robienia jej zdjęć.


Książka bierze udział w Wyzwaniu bibliotecznym i Czytamy polecone książki u MK


Źródło ilustracji:
http://merlin.pl/Jade-sobie-Azja-Przewodnik-dla-podrozujacych-kobiet_Marzena-Filipczak,images_big,29,978-83-929512-9-2.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz