środa, 1 maja 2013

Plac dla dziewczynek

Coś ostatnio nie mam szczęścia. Druga biblioteczna książka, drugi debiut i kolejne rozczarowanie, ale tym razem znacznie większe niż w przypadku Sejfu Tomasza Sekielskiego.
Po przeczytaniu wspomnianego Sejfu, chciałam sobie zrobić przerwę od książek z biblioteki i przeczytać coś z moich książek, które się od jakiegoś czasu dopraszają uwagi, ale ponieważ uwielbiam kryminały skandynawskie i w bibliotecznym stosiku były aż dwa to zabrałam się za jeden z nich.
Wybór padł na Plac dla dziewczynek Leny Oskarsson ze względu na opis, który nam zaserwowała na plecach książki Czarna Owca:

Urokliwe miejsce na szwedzkiej prowincji nad jeziorem Skiresjon, niedaleko Vimmerby, gdzie urodziła się Astrid Lindgren. Brutalne i perwersyjne morderstwo burzy sielankę i elektryzuje miejscową społeczność. Oprócz policji własne śledztwo prowadzi również jedna z mieszkanek – Zuza Wolny, imigrantka z Polski. Szuka nie tylko mordercy, ale również miłości i nie powstrzymuje jej nawet to, że na jednym zabójstwie się nie kończy. Odkrywa drugą stronę szwedzkiego raju – szokujące namiętności, złe pożądanie, traumy, z którymi dorosłe „dzieci z Bullerbyn” nie potrafią się upora

Już sam fakt, że śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa oprócz policji prowadzi ktoś jeszcze wydał mi się ciekawy. Jeszcze ciekawsze wydawało mi się to jak autorka spróbuje wybronić się z przedstawienia wszystkiego z punktu widzenia emigrantki z Polski. Po za tym mam strasznie duży sentyment do Astrid Lindgren, bo od Dzieci z Bullerbyn zaczęła się moja miłość do książek, a akcja książki miała się rozgrywać w jej rodzinnym mieście.
Tak jak w opisie sielankę sennego miasteczka Vimmerby burzy brutalne morderstwo lokalnej sławy, Karin Frostenson. Kobieta była właścicielką dobrze prosperującej firmy, zatrudniała wielu ludzi z osady, więc wszyscy mieszkańcy wydają się tym bardziej wstrząśnięci jej śmiercią. Dodatkowo wszystko zaostrza fakt, że koło jej zwłok morderca zostawił niemowlę przypięte do matki szelkami z wózka.
Dziwne wydaje się też, że zwłoki znajdują znany fotograf, który wrócił w rodzinne strony i Frida córka psycholog z domu spokojnej starości, którą wszyscy uważają za zdrowo szurniętą. 
Niestety na tym kończy się wątek kryminalny. Owszem Oskarson, co jakiś czas daje czytelnikowi kilka akapitów o śledztwie prowadzonym przez policję, czy Zuzę, ale nie tego spodziewam się po kryminale. W zasadzie chyba każde nawiązanie do sprawy miało podtekst seksualny i nie koniecznie dotyczył zachowania mordercy. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że autorka na siłę wcisnęła kontrowersyjne morderstwo i tym usprawiedliwia wszystko. 
Kiedy morderstwo zeszło na drugi plan zaczęłam się spodziewać czegoś do czego przyzwyczaili Hakan Nesser, czy Arnaldur Indriðason, czyli porządnego spojrzenia na wszystkie wydarzenia od strony społeczno-kulturalnej i psychologicznej. Autorka świetnie zarysowała sytuację i klimat panujący w Vimmerby sprzed i po morderstwie. Niestety na tym wszystko się kończy.
No to jak nie dobrze zbudowana powieść społeczno-obyczajowa, to może chociaż ciekawi bohaterowie? Pokazanie jak wydarzenia z dzieciństwa wpłynęły na dorosłe życie i wybory ludzi, którzy przewijają się przez te książkę. Niestety czegoś takiego też nie dostałam.
Co w takim razie zafundowała Lena Oskarson w Placu dla dziewczynek? Przede wszystkim przegadaną i nudną książkę, którą odłożyłabym, gdyby nie to, że nie mogłam przeczytać ostatniego rozdziału i z niego dowiedzieć się kto zabił i dlaczego (trochę też wpłynął na to fakt, że nie lubię oddawać do biblioteki nieprzeczytanych książek). Po za tym bohaterowie, którzy nie myślą o niczym innym tylko o seksie, no chyba, że akurat muszą zrobić coś innego (co w przypadku mężczyzn też zazwyczaj ma podtekst erotyczny). Co postać to gorsza nie tylko pod względem zachowania, ale i portretu psychologicznego jaki stworzyła im autorka. Najgorszą z możliwych bohaterek jest też czternastoletnia Frida, która jest... Nawet nie bardzo wiem jak to określić, w każdym bądź razie zachowuje się co najmniej tak samo jak czekające na klientów prostytutki. Oczywiście w kontraście do całej tej galerii staje ofiara, która wydaje się być wręcz aniołem bez skazy.
Kolejnym gwoździem do trumny tej książki jest język w jakim ją napisano. Co tu dużo mówić, autorka posługuje się strasznie wulgarnym językiem. Brakowało mi jeszcze tylko przekleństw, co drugie zdanie. Jeżeli to miało budować klimat powieści, to mnie to nie przekonało, a sprawiało, że odkładałam te książkę żeby odpocząć. To plus strasznie poszatkowana, przegadana i rozwleczona fabuła sprawiały, że z każdą kolejną stroną było co raz gorzej, a gdy już się zaczynało robić ciekawie to pojawiał się ulubiony motyw autorki, czyli wulgarne podteksty.
Po grzebaniu w sieci zaczęłam mieć też poważne wątpliwości, czy to faktycznie książka napisana przez szweda bądź szwedkę, bo nigdzie nie znalazłam szwedzkiego tytułu. Dokopałam się go na kilku forach i recenzji z Poltera. No i tu zaczyna robić się ciekawie, bo Czarna Owca napisała, że o prawa do sfilmowania Placu dla dziewczynek starają się dwie wytwórnie filmowe, więc książka powinna bić rekordy czytelnicze co najmniej w Szwecji, a tu nic. Jest więc prawie na 100%, że książkę napisał jakiś Polak, który chyba nie do końca wie, że Skanska to nie miasto a jedynie firma budowlana, a jego kontakt z samą Szwecją ograniczył się do wizyty w Ikei. Ah i zapomniałabym o jego miłości do Lady Gagi. Teksty jej piosenek pojawiały się czasem dosłownie znikąd.
Książki nie polecam i radzę unikać szerokim łukiem. Bo nie jest to kryminał (tym bardziej skandynawski), po który warto sięgnąć. Najgorsza książka z całej Czarnej serii i prawdopodobnie jedno wielkie oszustwo. A jeśli ktoś chce poczytać coś w czym jest równie dużo podtekstów to niech lepiej sięgnie po książki z Grey'em, bo te choć irytujące to są na pewno lepsze od tego czegoś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz