Poprawiam sobie humor po ostatnim czytelniczym koszmarze, czytając opowiadania Philipa K. Dicka i zadziwia mnie jak na podstawie Przypomnimy to panu hurtowo nakręcono dwa długie filmy, podczas gdy samego czytania było raptem na 15 minut.
Dzisiaj jednak nie o science-fiction, bo chociaż pogoda za oknem nie nastraja do spacerów to jednak zaczął się sezon na motyle. W tym roku z dość dużym poślizgiem, bo jak wiadomo wiosna ogłosiła sciopero bianco i wszystko jest dużo później.
Jednak za nim wyjdziemy w teren z siatką i aparatem to warto troszkę się podszkolić, żeby wiedzieć na co będziemy polować. Albo jak już coś złapiemy to, żeby wiedzieć co wpadło do siatki. W tym celu dobrze jest mieć klucze do oznaczania owadów, ale jest to dość skomplikowane urządzenie i komuś niewprawnemu mogą sprawić masę problemów. Dlatego dobrze jest się zaopatrzyć w coś ze zdjęciami, bo taki atlas z dobrze wykonanymi fotografiami wszystko ułatwia.
Atlasów z wszelakiego rodzaju owadami na rynku jest cała masa. Jedne są gorsze drugie lepsze. Jednak rzadko kiedy można w nich znaleźć zdjęcia, które są nie tylko ładne, ale pomagają w identyfikacji złapanego robala. Także ilość informacji jest dość skąpa i często bardzo ogólnikowa.
W moim skromnym zbiorze mam cztery książki poświęcone tylko i wyłącznie motylom. Trzy z nich są dość wiekowe, bo Poznajemy motyle Tykacza z 1963, Mały atlas motyli Mouchy z 1972, a Motyle wydane przez wyd. Delta o dziwo nie mają nigdzie podanej daty wydania. Mimo wieku są to dość fajne książek, w każdej znajdziemy informacje o biologii tych owadów, a nawet informacje o tym jak je łapać, preparować i przechowywać. Niestety najsłabszą ich częścią są zdjęcia i opisy poszczególnych gatunków, bo o ile w Motylach Delty opisy są dość szczegółowe to niestety zamiast zdjęć są rysunki (nie odmawiam im dokładności, ale zdarza się, że są niewyraźne i zbyt małe). Z rysunkami lepiej już jest w Małym atlasie motyli, bo są w miarę duże (każdy motyl ma stronę dla siebie). Najgorzej jest chyba z książką Tykacza, bo tablice ze zdjęciami są bardzo niewyraźne. Są to jednak książki dość wiekowe i można im to wybaczyć.
Najlepszym z moich atlasów jest książka Motyle dzienne Polski Jarosława Buszki i Janusza Masłowskiego. Jest to książka bardzo szczegółowa. Znajdziemy tam dokładną charakterystykę motyli jako takich. Przedstawiona jest anatomia poszczególnych stadiów rozwojowych, biologia i ekologia, a także troszkę o ochronie siedlisk tych owadów. Co ważne dla biologa jest tam dokładna aktualna systematyka dwóch rodzin motyli (Hesperiidae i Papilionidae).
Całą książkę stanowią szczegółowe opisy poszczególnych gatunków, do których dołączone są mapki, na których zaznaczony jest zasięg występowania danego motyla na terenie Polski. Kolejną ważną rzeczą, która jest w tej książce zawarta to status prawny gatunku oraz sposób w jaki można go chronić lub co stanowi główne zagrożenie. Są to dane, które czasami sprawiają dość duży problem, bo nie zawsze je znajdziemy w Internecie i nie zawsze są aktualne, a wiadomo jak jest z wikipedią.
No i wreszcie najważniejsza rzecz z całego atlasu. Tablice, które przedstawiają każdy możliwy szczegół jaki możemy znaleźć na skrzydełkach motyli. Są zdjęcia obrazujące górna i dolną powierzchnię skrzydeł, a autorzy także rozróżniają samce i samice. W niektórych przypadkach znajdziemy także zdjęcia różnych pokoleń motyli i okresy w jakich można je obserwować.
Polecam każdemu motylarzowi i nie tylko, bo ostatnio modne jest polowanie na owady z aparatami i fajnie jest wiedzieć co za motyla się cyknęło. Z własnego doświadczenia wiem, że książka ta, a przynajmniej kolorowe tablice zainteresują dzieci i młodzież. Kto wie może po obejrzeniu tego atlasu ktoś z was odkryje w sobie małego entomologa.
Jednak za nim wyjdziemy w teren z siatką i aparatem to warto troszkę się podszkolić, żeby wiedzieć na co będziemy polować. Albo jak już coś złapiemy to, żeby wiedzieć co wpadło do siatki. W tym celu dobrze jest mieć klucze do oznaczania owadów, ale jest to dość skomplikowane urządzenie i komuś niewprawnemu mogą sprawić masę problemów. Dlatego dobrze jest się zaopatrzyć w coś ze zdjęciami, bo taki atlas z dobrze wykonanymi fotografiami wszystko ułatwia.
Atlasów z wszelakiego rodzaju owadami na rynku jest cała masa. Jedne są gorsze drugie lepsze. Jednak rzadko kiedy można w nich znaleźć zdjęcia, które są nie tylko ładne, ale pomagają w identyfikacji złapanego robala. Także ilość informacji jest dość skąpa i często bardzo ogólnikowa.
W moim skromnym zbiorze mam cztery książki poświęcone tylko i wyłącznie motylom. Trzy z nich są dość wiekowe, bo Poznajemy motyle Tykacza z 1963, Mały atlas motyli Mouchy z 1972, a Motyle wydane przez wyd. Delta o dziwo nie mają nigdzie podanej daty wydania. Mimo wieku są to dość fajne książek, w każdej znajdziemy informacje o biologii tych owadów, a nawet informacje o tym jak je łapać, preparować i przechowywać. Niestety najsłabszą ich częścią są zdjęcia i opisy poszczególnych gatunków, bo o ile w Motylach Delty opisy są dość szczegółowe to niestety zamiast zdjęć są rysunki (nie odmawiam im dokładności, ale zdarza się, że są niewyraźne i zbyt małe). Z rysunkami lepiej już jest w Małym atlasie motyli, bo są w miarę duże (każdy motyl ma stronę dla siebie). Najgorzej jest chyba z książką Tykacza, bo tablice ze zdjęciami są bardzo niewyraźne. Są to jednak książki dość wiekowe i można im to wybaczyć.
Całą książkę stanowią szczegółowe opisy poszczególnych gatunków, do których dołączone są mapki, na których zaznaczony jest zasięg występowania danego motyla na terenie Polski. Kolejną ważną rzeczą, która jest w tej książce zawarta to status prawny gatunku oraz sposób w jaki można go chronić lub co stanowi główne zagrożenie. Są to dane, które czasami sprawiają dość duży problem, bo nie zawsze je znajdziemy w Internecie i nie zawsze są aktualne, a wiadomo jak jest z wikipedią.
Polecam każdemu motylarzowi i nie tylko, bo ostatnio modne jest polowanie na owady z aparatami i fajnie jest wiedzieć co za motyla się cyknęło. Z własnego doświadczenia wiem, że książka ta, a przynajmniej kolorowe tablice zainteresują dzieci i młodzież. Kto wie może po obejrzeniu tego atlasu ktoś z was odkryje w sobie małego entomologa.
Mam ochotę zapolować na robale :). Jakoś wiecznie mi nie po drodze... Dotarłaś może na giełdę w K-cach? A klucze do oznaczania entomofauny -"liczba włosków oskórkowych na goleni..." - powalają nie tylko laików :D
OdpowiedzUsuńNa giełde w K-ce koniec końców nie dotarłam, ale ten sam facet wystawiał się w Egzotarium w Sosonowcu na wystawie storczyków :)
UsuńOj tam oj tam, jak się oznacza w duecie daje się rade ;)
Pewnie, że się daje. ;) A ja jeszcze w egzotarium w S-cu nie byłam. Wstyd :<.
UsuńNo trochu wstyd ;)
UsuńNie, to zdecydowanie nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!