poniedziałek, 20 maja 2013

Handlarz śmiercią

Ostatnio mam szczęście do czytania debiutów, ale po części wynika to z faktu, że większość kryminałów to serie z tymi samymi bohaterami. Nie inaczej jest w przypadku "Handlarza śmiercią", który był pierwszą książką Sary Blædel i od czasu jego premiery, czyli 2004 autorka zdążyła popełnić już sześć kolejnych. W Polsce jej kryminały pojawiły się w 2012 roku, co chyba częściowo wiąże się z modą na kryminały skandynawskie.
Niedawno miałam okazję przeczytać wspomnianego już "Handlarza śmiercią", nie ukrywam, że zachęciła mnie do tego Camilla Läckberg, której serię z Fjallbacki wspominam bardzo dobrze (ostatnio nawet wyszperałam, gdzieś fragmenty filmów na jej podstawie, więc będzie trzeba zobaczyć), ale chyba troszkę przeceniłam jej opinię. O czym jest ta książka?
W zasadzie są tutaj dwie główne bohaterki stojące troszkę po przeciwnych stronach barykady w konflikcie policja-dziennikarze. Pierwszą z nich jest Louise Rick asystentka kryminalna kopenhaskiej policji, którą poznajemy w dość drastycznej dla niej sytuacji z przeszłości. Nie wytrzymuje presji jaką jest przekazanie najbliższym ofiary wiadomości o jej śmierci, podejrzewam, że mogła być to nawet pierwsza taka sytuacja w jej karierze w wydziale A (wydział zabójstw). Kiedy wracamy do teraźniejszości dowiadujemy się, że całą noc zbierała zeznania rodziny młodej kobiety, której nagie zwłoki znaleziono w parku.
Następnie poznajemy Camillę Lind reporterkę Morgenavisen, która zajmuje się pisaniem o sprawach kryminalnych i czasami zachowuje się jak pies myśliwski. Jak już zwietrzy zdobycz, czyli dobry materiał na artykuł to uparcie i nie zważając na nic i nikogo brnie do celu.
Już na początku zaczyna się robić bardzo ciekawie. Mamy dwa morderstwa: wspomnianej dziewczyny z parku i morderstwo dziennikarza, którego najpierw podejrzewano, że zmarł pod wpływem alkoholu, ale dopiero dokładna sekcja wyjawia prawdziwą przyczynę zgonu, czyli przecięcie rdzenia kręgowego. Jak się łatwo domyślić morderstwo dziewczyny stopniowo zaczyna schodzić na dalszy plan, bo afera powiązana z dziennikarzem i światem narkotyków, które badał wydaje się dużo ciekawsze. Pojawiają się kolejne co raz dziwniejsze okoliczności i policja przesuwa ludzi do pomocy przy dużo bardziej medialnym dochodzeniu.
Dodatkowo sprawą interesują się dziennikarze, którzy chcą przyczynić się do złapania mordercy kolegi, ale i zdobyć materiał na pierwszą stronę. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy ginie kolejny dziennikarz, a policja mimo, że aresztowała potencjalnego mordercę dalej drepcze w miejscu.
Niestety Sara Blædel moim zdaniem nie wykorzystała potencjału jaki miała w sobie ta opowieść i dwa, a potem trzy dziwne morderstwa ją przerosły. Pierwsza sprawa, gdzieś tak w połowie książki zaczyna znikać i ustępować miejsca drugiej, którą wcześniej obserwowaliśmy zarówno z punktu widzenia policji i niedoświadczonej dąsającej się dziennikarki, która nie słucha nikogo. Mogę się nawet pokusić, że sprawy kryminalne były raczej tłem do przedstawienia głównych bohaterek, ich przyjaźni i relacji z najbliższym otoczeniem. W pewnym momencie wszystko zaczynało się robić po prostu nudne. Uparta Camilla oraz sfrustrowana wydarzeniami z pracy i życia prywatnego Louise, która próbuje powstrzymać przyjaciółkę od zrobienia czegoś głupiego, ale ciągle jej się to nie udaje. W pewnym momencie nawet wciąga ją głębiej w aferę narkotykową.
Największym minusem tej książki jest chyba fakt, że już na samym początku łatwo jest się domyślić kto zabijał dziennikarzy i dlaczego. Pewnie dlatego tak strasznie mnie zirytowało to, że autorka niemal zapomniała o sprawie zamordowanej dziewczyny i o jej rozwiązaniu dowiadujemy się gdzieś tam na ostatnich stronach. Osobiście uważam, że tamta sprawa mogła być dużo bardziej ciekawa.
Pomijając to książka bardzo dobrze ukazuje jak żmudne, monotonne i czasochłonne potrafi być policyjne dochodzenie, które często sprowadza się do przesłuchiwania mnóstwa ludzi, czasem nawet wielokrotnego. Na pewno to bardziej odpowiada rzeczywistości niż to do czego przyzwyczaiły seriale i amerykańskie kryminały.
Po za tym jest to bardziej opowieść o dwóch kobietach, które muszą sobie radzić z zajęciami uznawanymi raczej za typowo męskie. Blædel poświęciła bardzo dużo miejsca na przemyślenia obu bohaterek i pokazaniu w jaki sposób oceniają ludzi, z którymi przyszło im pracować. Poznajemy nawet dość skomplikowany związek w jakim żyje Louise i dylematy, które są z tym związane. Niestety to też jest  dość nudnawe. W pewnych miejscach, gdzie mogłoby być więcej, został ten wątek potraktowany po macoszemu, a w innych przegadany. Równie dużo czasu poświeciła na przemyślenia Camilli, ale w jej przypadku skupia się tylko na sprawach zawodowych. Niestety też ta postać jest małym minusem, bo czasem bywa piekielnie irytująca i do tego stopnia głupia żeby samemu pchać się w sprawę, która ją przerasta.
Na mój gust jest to dość przeciętny kryminał, ale miał zadatki na dobrą książkę obyczajową. Mam wobec tej książki mieszane uczucia, bo raczej nie tego spodziewam się po dobrym kryminale. Tutaj akcja sunie w tempie mocno ślimaczym, chociaż pod koniec bardziej przypomina ślimaka morskiego i płynie troszkę szybciej. Jak będę mieć okazję sięgnąć po kolejne książki Sary Blædel to pewnie to zrobię z ciekawości, czy są lepsze od mocno przeciętnego debiutu.
"Handlarza śmiercią" podsumować mogę krótko: kolejna książka pisana o kobietach przez kobietę z kryminałem w tle. Mogę też się spokojnie zgodzić z opinią pana Orlińskiego z Gazety Wyborczej, że jest to książka o zwyczajnych ludziach.


Źródło ilustracji:
www.merlin.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz