Jako małe dziewczę strasznie lubiłam filmy ze Stallonem, Shwarzeneggerem czy Seagalem. Komando, Rambo, czy Liberator to nie było ważne, po prostu strasznie mi się podobały tego rodzaju filmy. Przez jakiś czas nawet ganiałam po ogródku w okularach przeciwsłonecznych taty z plastikową repliką glocka 27 w ręce, a te śmieszne żółte kulki były upychane po wszystkich możliwych kieszeniach. No, ale jak wiadomo człowiek ze wszystkiego powoli wyrasta, jednak sentyment pozostał.
Kiedy, więc otwarłam "Jutro możesz zniknąć" pomyślałam sobie to coś dla mnie. Były wojskowy, który wpakował się w całkiem spore tarapaty tylko dlatego, że wsiadł do niewłaściwego pociągu. Wygląda to prawie jak w filmach akcji z lat 90-tych, więc licząc na efekciarską opowieść zaczęłam czytać.
Pierwsza rzecz jaką dostajemy to pełne CV naszego bohatera, z której dowiadujemy się wszystkiego o jego karierze zawodowej, a jeśli dobrze się wczytamy to nawet o stylu życia.
Opowieść zaczyna się od przedstawienia izraelskiej listy dotyczącej zamachowców samobójców, a zaraz potem wyjaśnia się dlaczego ona rozpoczyna książkę. Reacher obserwuje swoich współpasażerów w pociągu i jak przystało na żołnierza wszystko analizuje. Jego uwagę przykuwa kobieta, która spełnia niemal wszystkie punkty z wspomnianej wcześniej listy. Zdenerwowana, w za dużej zimowej kurtce i z wielgachną torbą na kolanach. Podchodzi, więc do niej i próbuje rozmawiać, ale w tedy kobieta wyciąga z torby rewolwer, a po chwili strzela sobie w głowę. Tak zaczyna się dziwaczna historia pełna tajnych służb, terrorystów, sztabu wyborczego pewnego senatora i Jacka Reachera. Wszyscy szukają informacji wyniesionej przez samobójczynie z Pentagonu, a nasz bohater zamiast dać sobie z tym wszystkim spokój jeszcze wszystkich dookoła prowokuje. Prawie jak Bond sieje spustoszenie, prowadzi śledztwo (oczywiście prywatne) i podrywa dziewczynę.
Dzieje się bardzo dużo, choć niekoniecznie szybko i niekoniecznie z sensem. Tak to wygląda w dużym skrócie.
Przede wszystkim nie jest to książka dla kobiet. To taka typowa męska lektura, w której faceci jeden przed drugim demonstrują swoją siłę i bawią się swoimi ulubionymi zabawkami. Nie zmienia to jednak faktu, że czytało mi się te książkę dość dobrze i pozwoliłam się mocno wciągnąć końcówce.
Pierwsza rzecz jaką dostajemy to pełne CV naszego bohatera, z której dowiadujemy się wszystkiego o jego karierze zawodowej, a jeśli dobrze się wczytamy to nawet o stylu życia.
Opowieść zaczyna się od przedstawienia izraelskiej listy dotyczącej zamachowców samobójców, a zaraz potem wyjaśnia się dlaczego ona rozpoczyna książkę. Reacher obserwuje swoich współpasażerów w pociągu i jak przystało na żołnierza wszystko analizuje. Jego uwagę przykuwa kobieta, która spełnia niemal wszystkie punkty z wspomnianej wcześniej listy. Zdenerwowana, w za dużej zimowej kurtce i z wielgachną torbą na kolanach. Podchodzi, więc do niej i próbuje rozmawiać, ale w tedy kobieta wyciąga z torby rewolwer, a po chwili strzela sobie w głowę. Tak zaczyna się dziwaczna historia pełna tajnych służb, terrorystów, sztabu wyborczego pewnego senatora i Jacka Reachera. Wszyscy szukają informacji wyniesionej przez samobójczynie z Pentagonu, a nasz bohater zamiast dać sobie z tym wszystkim spokój jeszcze wszystkich dookoła prowokuje. Prawie jak Bond sieje spustoszenie, prowadzi śledztwo (oczywiście prywatne) i podrywa dziewczynę.
Dzieje się bardzo dużo, choć niekoniecznie szybko i niekoniecznie z sensem. Tak to wygląda w dużym skrócie.
Przede wszystkim nie jest to książka dla kobiet. To taka typowa męska lektura, w której faceci jeden przed drugim demonstrują swoją siłę i bawią się swoimi ulubionymi zabawkami. Nie zmienia to jednak faktu, że czytało mi się te książkę dość dobrze i pozwoliłam się mocno wciągnąć końcówce.
Autor wykazał się konsekwencją w prowadzeniu fabuły i tworzeniu bohaterów, których w książce troszkę się jednak przewija. Nie mogę też odmówić mu dużej wiedzy historycznej, znajomości prawa USA i tamtejszych realiów (tutaj głównie znajomość Nowego Jorku). Ma także bogatą wiedzę na tematy czysto militarne: broń palna i biała, sposoby działania jednostek specjalnych itd. Zostajemy wręcz zarzuceni informacjami o ewolucji karabinu MP5, sposobie używania glocka i braku celności broni krótkiej. Ba, mamy nawet historię i dokładną konstrukcję pistoletu ze strzałkami usypiającymi. Dlatego większość osób może być tym znudzona. Zwłaszcza, że przeciętny mol książkowy nie ma pojęcia jak większość z tych pistoletów wygląda, a gdyby pokazać mu glocka i berettę to ich nie odróżni.
Jest to z jednej strony plus, bo przez to postać Reachera jako wojskowego jest bardziej rzeczywista. Z drugiej natomiast strony nadmiar informacji nudzi i spowalnia akcje. Bo po co mi wiedzieć jak zmieniała się MP5 i oznaczenia na niej, skoro zaraz nasz bohater ma wkroczyć do akcji i strzelać do wszystkiego co się rusza? Wystarczyłoby napisać, że ustawił karabin na serie po trzy pociski, a tak mamy dokładne informacje ciągnące się przez półtorej strony i zainteresowanie przyszłą masakrą się traci.
Kolejnym minusem, bardzo dużym minusem jest narracja pierwszoosobowa. Cały czas miałam wrażenie, że bohater jest piekielnie zarozumiały, a w jego opinii wszyscy dookoła to partacze lub głupki. Strasznie irytujące. Czasem jednak ten rodzaj narracji się bronił. Zwłaszcza jeżeli Reacher opowiadał, co dokładnie widzi i na co zwraca uwagę. W narracji trzecioosobowej autor nie mógłby sobie na coś takiego pozwolić.
Następną rzeczą, która mi się nie podobała to fakt, że cała historia w pewnych momentach stawała się mocno nieprawdopodobna. Przez to, że: policjantka wtajemniczała Reachera w śledztwo tylko dlatego, że kiedyś był wojskowym, że kandydat na senatora ot tak wpuszcza do siebie jakiegoś gościa i wierzy mu na słowo i wiele, wiele innych. Po za tym już fakt, że sam rozprawia się z dość liczną grupą terrorystów jest podejrzany, ale jak pisałam wcześniej podeszłam do tego jak do filmów z lat 80-tych/90-tych, gdzie Sylwester albo Arni sami jedni siali postrach wśród swoich wrogów. Pod tym względem nie liczyłam na ani odrobinkę realizmu.
Książka miała jeszcze jeden mankament. Przynajmniej na początku zdarzało się, że Lee rozdzielał kolejnymi rozdziałami jakieś sceny, które kontynuował jakby zapomniał, że wstawił rozdział, a nie kolejny akapit. Wprowadzało to swojego rodzaju zamieszanie, bo spodziewałam się przejścia dalej albo wprowadzenia nowego wątku, a tu w najlepsze trwała scena teoretycznie już zakończona.
Trochę przyczepię się też do samego wydania. Odniosłam wrażenie, że osoba, która dokonywała korekty tekstu zrobiła to niedokładnie i dość często wyskakiwały z tekstu jakieś literówki, wdowy, bękarty i inne szewce.
Podsumowując. Książka ma mnóstwo minusów i chyba wolałabym oglądać ją w kinie niż czytać, ale nie zmienia to faktu, że trzymała w napięciu. No może po za momentami, w których autor robił nam wykład z historii broni palnej. Bardziej spodoba się panom niż paniom ze względu na typ bohatera, którego wykreował Lee. "Jutro możesz zniknąć" powinno także przypaść do gustu wszystkim fanom Stallona, Willisa i innych tego typu samotnych specjalistów od siania zamętu na ulicach amerykańskich miast.
Źródła ilustracji:
www.publio.pl
Jest to z jednej strony plus, bo przez to postać Reachera jako wojskowego jest bardziej rzeczywista. Z drugiej natomiast strony nadmiar informacji nudzi i spowalnia akcje. Bo po co mi wiedzieć jak zmieniała się MP5 i oznaczenia na niej, skoro zaraz nasz bohater ma wkroczyć do akcji i strzelać do wszystkiego co się rusza? Wystarczyłoby napisać, że ustawił karabin na serie po trzy pociski, a tak mamy dokładne informacje ciągnące się przez półtorej strony i zainteresowanie przyszłą masakrą się traci.
Kolejnym minusem, bardzo dużym minusem jest narracja pierwszoosobowa. Cały czas miałam wrażenie, że bohater jest piekielnie zarozumiały, a w jego opinii wszyscy dookoła to partacze lub głupki. Strasznie irytujące. Czasem jednak ten rodzaj narracji się bronił. Zwłaszcza jeżeli Reacher opowiadał, co dokładnie widzi i na co zwraca uwagę. W narracji trzecioosobowej autor nie mógłby sobie na coś takiego pozwolić.
Następną rzeczą, która mi się nie podobała to fakt, że cała historia w pewnych momentach stawała się mocno nieprawdopodobna. Przez to, że: policjantka wtajemniczała Reachera w śledztwo tylko dlatego, że kiedyś był wojskowym, że kandydat na senatora ot tak wpuszcza do siebie jakiegoś gościa i wierzy mu na słowo i wiele, wiele innych. Po za tym już fakt, że sam rozprawia się z dość liczną grupą terrorystów jest podejrzany, ale jak pisałam wcześniej podeszłam do tego jak do filmów z lat 80-tych/90-tych, gdzie Sylwester albo Arni sami jedni siali postrach wśród swoich wrogów. Pod tym względem nie liczyłam na ani odrobinkę realizmu.
Książka miała jeszcze jeden mankament. Przynajmniej na początku zdarzało się, że Lee rozdzielał kolejnymi rozdziałami jakieś sceny, które kontynuował jakby zapomniał, że wstawił rozdział, a nie kolejny akapit. Wprowadzało to swojego rodzaju zamieszanie, bo spodziewałam się przejścia dalej albo wprowadzenia nowego wątku, a tu w najlepsze trwała scena teoretycznie już zakończona.
Trochę przyczepię się też do samego wydania. Odniosłam wrażenie, że osoba, która dokonywała korekty tekstu zrobiła to niedokładnie i dość często wyskakiwały z tekstu jakieś literówki, wdowy, bękarty i inne szewce.
Podsumowując. Książka ma mnóstwo minusów i chyba wolałabym oglądać ją w kinie niż czytać, ale nie zmienia to faktu, że trzymała w napięciu. No może po za momentami, w których autor robił nam wykład z historii broni palnej. Bardziej spodoba się panom niż paniom ze względu na typ bohatera, którego wykreował Lee. "Jutro możesz zniknąć" powinno także przypaść do gustu wszystkim fanom Stallona, Willisa i innych tego typu samotnych specjalistów od siania zamętu na ulicach amerykańskich miast.
Źródła ilustracji:
www.publio.pl
Chciałam Ci podziękować za pozostawiony u mnie komentarz, który uświadomił mi, że może niepotrzebnie skupiłam się na pewnych wątkach powieści pomijając przy tym inne. :) Chcąc zachęcić tym przeczytania zrobiłam tej książce krzywdę poprzez skojarzenia z Brownem i śmiesznością. Przy pisaniu następnej recenzji będą mi głośno wybrzmiewać Twoje słowa i drugi raz tego błędu nie popełnię:)
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz przeczytać moją odpowiedź, zapraszam jeszcze raz do mnie.
POZDRAWIAM.