Kiedy cztery lata temu zamknęłam trzeci tom "Pana Lodowego Ogrodu" czułam się oszukana i pozostawiona z niedokończoną historią bez możliwości poznania dalszych losów bohaterów. Nie lubię jak autor nagle ucina akcję książki pozostawiając mnie z wrażeniem, że coś ciężkiego uderzyło mnie w tył głowy. Nie potrafię się po tym ogarnąć i jestem zła. Niestety przez ostatnie trzy lata Grzędowicz nie popełnił nawet malutkiego opowiadania choćby w innej tematyce i powoli zaczęłam tracić nadzieję, że kiedykolwiek dowiem się co się stało z Drakkainenem i Filarem synem Oszczepnika. No i na tym kończy się moje marudzenie.
Nawet nie wyobrażacie sobie jak się ucieszyłam, gdy na półce w księgarni zobaczyłam czwarty tom "Pana Lodowego Ogrodu", a przed jego kupieniem powstrzymał mnie jedynie fakt, że nie miałoby sensu kupowanie samej ostatniej części. Poczłapałam więc grzecznie do biblioteki i ustawiłam się w kolejce czekających na książkę, a ta była długaśna. Po drodze doszło jeszcze kilka rzeczy, które były ważniejsze od zatopienia się w tym jakby nie patrzeć opasłym tomisku. No i w końcu z początkiem sierpnia znów mogłam na spokojnie zatonąć w Midgaardzie.
"Pan Lodowego Ogrodu" to powieść składająca się z czterech tomów, która nie jest ani fantasy, ani science fiction, ale czymś pomiędzy, chociaż wyraźnie czuć te bardziej mroczną i magiczną część świata stworzonego przez Grzędowicza. Dodatkowo świat, w którym się poruszamy powstał zupełnie od zera, choć widać wyraźnie, co i w jaki sposób inspirowało pisarza. Mamy więc świat, gdzieś tak mniej więcej w okresie wczesnego średniowiecza, w którym żyją plemiona podobne do plemion arabskich, czy azjatyckich i wikingów. Dzięki temu Midgaard staje się czymś bardzo znajomym, wręcz swojskim. Niby wszystko jest podobne, ale jednak gdzieś zawsze pojawiają się różnice i chodzi tu nie tylko o zamieszkujące planetę humanoidy, florę i faunę. Pojawia się magia, która często przynosi więcej szkody niż pożytku.
Nasz główny bohater, Vuko Drakkainen został wysłany z misją uratowania grupy naukowców badających Midgaard. Jest on wszechstronnie wyszkolonym zwiadowcą, którego organizm został dodatkowo podrasowany swojego rodzaju bionicznym pasożytem nazwanym cyfral. Dzięki niemu staje się on kimś w rodzaju nadczłowieka, może widzieć w ciemności, słyszeć nawet najcichsze dźwięki itd. Jego zadanie, które miało być dziecinnie proste nagle się komplikuje i nie sprowadza się do: znalezienia, doprowadzenia na wyznaczone miejsce i wpakowania do statku grupy naukowców. Okazuje się bowiem, że ziemianie mogą władać magią, a ta daje im wręcz nieograniczoną władzę. To zaś spowodowało, że najpierw rzucili się sobie do gardeł, a potem część oszalała, a część zapłonęła chorą wręcz nieograniczoną rządzą władzy. Chcą kształtować idealne społeczeństwo według ich planu, a drogą do tego ma być brutalna dyktatura kontrolująca każdy aspekt życia ludzi. Vuko ma trudny orzech do zgryzienia i przyjmując imię Ulf Nitj’sefni zaczyna coś w rodzaju krucjaty. Próbuje się odnaleźć w obcym świecie, który zaczyna mu być co raz bardziej bliski i chce go uratować przed tym co mogą zgotować szaleni naukowcy.
Drugim głównym bohaterem jest Filar syn Oszczepnika, który był następcą Tygrysiego Tronu i jako przyszły władca odebrał staranne wykształcenie. Jednak, gdy w jego kraju z powrotem zaczyna pojawiać się wiara w Podziemną Matkę, a jej kapłani wznoszą Czerwone Wieże wszystko zaczyna się sypać. W wyniku przewrotu jego rodzina ginie, a chłopiec jako jedyny z rodu ucieka rozpoczynając podróż po upadającym państwie. Przemierza on w towarzystwie Benkeja pustynie, góry, trafia do niewoli, a w końcu los zanosi go do Lodowego Ogrodu i splata jego drogę z drogą Drakkainena. Koniec tej podróży ma zaś przynieść rozwiązanie losu jego samego i jego ludu.
Do tego jeszcze dochodzi tytułowy Lodowy Ogród, który powstał przez jednego z naukowców Fjollsfinna. Ten nie oszalał, ale sprzeciwił się szaleńcom i prawie zginął. Zaczął on wykorzystywać rozumniej swoje umiejętności tworząc miejsce ukryte przed innymi i takie, w którym nie zmuszał ludzi do niczego siłą. Połączył on siły z Vukiem i razem postanowili ukrócić działania pozostałych członków ekipy badawczej. Zniszczyć albo pozbawić mocy i zapakować na statek do domu. W tym celu zaczęli podejmować szereg różnorodnych działań. Ulf zajął się tą stroną bardziej wojskową i dowodził całym przedsięwzięciem, a Fjollsfinn robił wszystko by móc mu ułatwić zadanie stanowiąc coś w rodzaju zaplecza badawczo-technicznego. W końcu doprowadzili do czegoś, co mieszkańcy Midgaardu nazwali wojną bogów, a jej rozstrzygnięcie... Tego musi się dowiedzieć każdy na własną rękę.
"Pan Lodowego Ogrodu" to najlepsze fantasy jakie dane mi było czytać w ostatnim czasie! Napisane z rozmachem i dopracowane w każdym możliwym szczególne. Mogę spokojnie powiedzieć, że prawie dorównał Tolkienowi, który dla mnie jest najlepszym z pisarzy fantasy. Jarosław Grzędowicz stworzył bardzo bogaty świat z własnymi legendami, wierzeniami i kulturą, a żeby to zrobić musiał się naprawdę sporo napracować. Bo widać tam nie tylko samą inspirację kulturami wykorzystanymi jako pierwowzory, ale i poważny research w zakresie uzbrojenia (nie tylko średniowiecze, ale i współczesność), sposobów walki i konstrukcji machin oblężniczych.
Książki te to jednak nie tylko sam świat, w którym się to rozgrywa. Są to również bohaterowie wszystkich możliwych planów. Główne postacie jak Vuko i Filar mają porządnie stworzone portrety. Nie są sztucznymi postaciami, o których się zapomina po przeczytaniu książki, ale traktuje się ich jak ludzi z krwi i kości. Mają swoje słabości, marzenia, ciągle szarpią nimi jakieś dylematy. Potrafią też jednak znaleźć w sobie dość siły by przeciwstawić się różnym pokusom. Bo Drakkainen spokojnie mógł sięgnąć po władzę i tak jak naukowcy kształtować świat według siebie, łamać wszystkie zasady, ale tego nie zrobił. Filar mógł zapomnieć o swoim ludzie i wieść w miarę spokojne życie, ale postanowił walczyć do końca. Pisarz sprawnie pokazuje motywacje bohaterów i wystawia ich na różne próby, z których nie zawsze wychodzą zwycięsko.
Także pozostali bohaterowie, a jest ich całkiem sporo nie są jednowymiarowymi obrazami. Nocni Wędrowcy mają do Ulfa szacunek, ale i nie są bezkrytyczni wobec jego pomysłów. Zdarza się, że ktoś mu przygada albo wprost powie, że jest idiotą. Są różni, jedni pedantyczni, drudzy wręcz przeciwnie. Każdy ma swój niepowtarzalny charakter i to pozwoliło autorowi na tworzenie świetnych dialogów oraz różnych sytuacji, które przez to stawały się bardzo prawdziwe.
Obeszło się bez zbędnego patosu i wydumanych przesłań, jednak jeśli ktoś się wczyta dostrzeże też komentarze nie tylko do tego co się działo w Midgaardzie, ale i do naszej rzeczywistości, co najbardziej było widać w momentach, gdzie bohaterowie coś sobie obiecywali. Musieli polegać tylko i wyłącznie na danym słowie. Bez umów, bez prawników i wzajemnej nieufności.
Do tego wszystkiego jeszcze genialne opisy bitew. Bez wymuszonych i nienaturalnych scen. Niemalże czuć unoszące się w powietrzu krew, pył, strach i determinacje. Można dać się ponieść bitewnej zawierusze. Co najważniejsze nie ma tam innego zbędnego zamieszania i niepotrzebnych wtrąceń z przemyśleń bohaterów. Jak już są to są adekwatne i dotyczą prowadzonych działań. Także tajne akcje przeprowadzane przez Nocnych Wędrowców są opisywane bardzo profesjonalnie.
Spotykamy się także z trzema narratorami. Trzecioosobowym, którym najprawdopodobniej jest cyfral będący już pod postacią skrzydlatej wróżki. Wydaje mi się tak dlatego, że pojawiał się ona najczęściej w tedy, gdy Vuko go uaktywniał. Pozostali dwaj to Vuko i Filar, którzy opowiadają osobno swoje historie, a także pokazują z różnych punktów widzenia to z czym przyszło im się zmierzyć razem.
Ach no i jeszcze jedno. Vuko przeklina jak stary szewc, ale można mu to wybaczyć, bo ani razu nie przeklinał po polsku, a mieszanka fińskich i chorwackich przekleństw jest na tyle niezrozumiała, że nie można się przyczepić, a wypowiedziane z ciekawości na głos powodują, że człowiek się troszkę pod nosem uśmiecha.
Tyle o samych książkach. Mogłabym pisać jeszcze więcej i jeszcze bardziej się zachwycać, bo naprawdę
jest czym. Takiej książki w polskiej fantastyce dawno nie było i po genialnym czwartym tomie jestem w stanie wybaczyć autorowi, że musiałam na niego czekać prawie trzy lata. Warto było! Bo na pewno nie było tak jak z "Kłamcą" Ćwieka, w którym z tomu na tom było coraz gorzej. Historia z tomu na tom wciąga i moim jedynym zarzutem jest to, że w tomie III nagle się urywa, a w tomie IV nagle i bez ostrzeżenia lądujemy w bitewnej zawierusze. No może też troszkę brakowało mapek do pełni szczęścia.
"Pan Lodowego Ogrodu, t.4" to chyba najbardziej opasła książka jaką dane mi było ostatnio przeczytać. Ponad 800 stron, na których jest opisana dynamiczna i wciągająca historia to coś co tygryski lubią najbardziej. Łatwo jest wpaść w rytm narzucony przez pisarza i bez większych kłopotów przeskakiwać z jednego narratora na drugiego. Grzędowicz stworzył idealną wręcz dla takiej powieści atmosferę.
Nie byłabym jeszcze sobą gdybym nie wspomniała o ilustracjach. Wszystkie ilustracje i ozdobniki na początkach nowych rozdziałów wykonał Dominik Broniek. Grafiki są genialne i idealnie wpasowują się klimat książki.
Teraz tylko czekam aż może Fabryka Słów stworzy jakiś pakiet i będzie można wszystkie cztery części "Pana Lodowego Ogrodu" kupić za jednym razem. Bo są to książki do których na pewno wrócę i fajnie by było mieć swoje egzemplarze. Polecam wszystkim, nie tylko fanom fantastyki i s-f (którego w sumie nie ma tam aż tak dużo). Warto dać się wciągnąć tej historii.
Źródło ilustracji:
www.empic.com
zdjęcia własne
"Pan Lodowego Ogrodu" to powieść składająca się z czterech tomów, która nie jest ani fantasy, ani science fiction, ale czymś pomiędzy, chociaż wyraźnie czuć te bardziej mroczną i magiczną część świata stworzonego przez Grzędowicza. Dodatkowo świat, w którym się poruszamy powstał zupełnie od zera, choć widać wyraźnie, co i w jaki sposób inspirowało pisarza. Mamy więc świat, gdzieś tak mniej więcej w okresie wczesnego średniowiecza, w którym żyją plemiona podobne do plemion arabskich, czy azjatyckich i wikingów. Dzięki temu Midgaard staje się czymś bardzo znajomym, wręcz swojskim. Niby wszystko jest podobne, ale jednak gdzieś zawsze pojawiają się różnice i chodzi tu nie tylko o zamieszkujące planetę humanoidy, florę i faunę. Pojawia się magia, która często przynosi więcej szkody niż pożytku.
Nasz główny bohater, Vuko Drakkainen został wysłany z misją uratowania grupy naukowców badających Midgaard. Jest on wszechstronnie wyszkolonym zwiadowcą, którego organizm został dodatkowo podrasowany swojego rodzaju bionicznym pasożytem nazwanym cyfral. Dzięki niemu staje się on kimś w rodzaju nadczłowieka, może widzieć w ciemności, słyszeć nawet najcichsze dźwięki itd. Jego zadanie, które miało być dziecinnie proste nagle się komplikuje i nie sprowadza się do: znalezienia, doprowadzenia na wyznaczone miejsce i wpakowania do statku grupy naukowców. Okazuje się bowiem, że ziemianie mogą władać magią, a ta daje im wręcz nieograniczoną władzę. To zaś spowodowało, że najpierw rzucili się sobie do gardeł, a potem część oszalała, a część zapłonęła chorą wręcz nieograniczoną rządzą władzy. Chcą kształtować idealne społeczeństwo według ich planu, a drogą do tego ma być brutalna dyktatura kontrolująca każdy aspekt życia ludzi. Vuko ma trudny orzech do zgryzienia i przyjmując imię Ulf Nitj’sefni zaczyna coś w rodzaju krucjaty. Próbuje się odnaleźć w obcym świecie, który zaczyna mu być co raz bardziej bliski i chce go uratować przed tym co mogą zgotować szaleni naukowcy.
Drugim głównym bohaterem jest Filar syn Oszczepnika, który był następcą Tygrysiego Tronu i jako przyszły władca odebrał staranne wykształcenie. Jednak, gdy w jego kraju z powrotem zaczyna pojawiać się wiara w Podziemną Matkę, a jej kapłani wznoszą Czerwone Wieże wszystko zaczyna się sypać. W wyniku przewrotu jego rodzina ginie, a chłopiec jako jedyny z rodu ucieka rozpoczynając podróż po upadającym państwie. Przemierza on w towarzystwie Benkeja pustynie, góry, trafia do niewoli, a w końcu los zanosi go do Lodowego Ogrodu i splata jego drogę z drogą Drakkainena. Koniec tej podróży ma zaś przynieść rozwiązanie losu jego samego i jego ludu.
Do tego jeszcze dochodzi tytułowy Lodowy Ogród, który powstał przez jednego z naukowców Fjollsfinna. Ten nie oszalał, ale sprzeciwił się szaleńcom i prawie zginął. Zaczął on wykorzystywać rozumniej swoje umiejętności tworząc miejsce ukryte przed innymi i takie, w którym nie zmuszał ludzi do niczego siłą. Połączył on siły z Vukiem i razem postanowili ukrócić działania pozostałych członków ekipy badawczej. Zniszczyć albo pozbawić mocy i zapakować na statek do domu. W tym celu zaczęli podejmować szereg różnorodnych działań. Ulf zajął się tą stroną bardziej wojskową i dowodził całym przedsięwzięciem, a Fjollsfinn robił wszystko by móc mu ułatwić zadanie stanowiąc coś w rodzaju zaplecza badawczo-technicznego. W końcu doprowadzili do czegoś, co mieszkańcy Midgaardu nazwali wojną bogów, a jej rozstrzygnięcie... Tego musi się dowiedzieć każdy na własną rękę.
"Pan Lodowego Ogrodu" to najlepsze fantasy jakie dane mi było czytać w ostatnim czasie! Napisane z rozmachem i dopracowane w każdym możliwym szczególne. Mogę spokojnie powiedzieć, że prawie dorównał Tolkienowi, który dla mnie jest najlepszym z pisarzy fantasy. Jarosław Grzędowicz stworzył bardzo bogaty świat z własnymi legendami, wierzeniami i kulturą, a żeby to zrobić musiał się naprawdę sporo napracować. Bo widać tam nie tylko samą inspirację kulturami wykorzystanymi jako pierwowzory, ale i poważny research w zakresie uzbrojenia (nie tylko średniowiecze, ale i współczesność), sposobów walki i konstrukcji machin oblężniczych.
Książki te to jednak nie tylko sam świat, w którym się to rozgrywa. Są to również bohaterowie wszystkich możliwych planów. Główne postacie jak Vuko i Filar mają porządnie stworzone portrety. Nie są sztucznymi postaciami, o których się zapomina po przeczytaniu książki, ale traktuje się ich jak ludzi z krwi i kości. Mają swoje słabości, marzenia, ciągle szarpią nimi jakieś dylematy. Potrafią też jednak znaleźć w sobie dość siły by przeciwstawić się różnym pokusom. Bo Drakkainen spokojnie mógł sięgnąć po władzę i tak jak naukowcy kształtować świat według siebie, łamać wszystkie zasady, ale tego nie zrobił. Filar mógł zapomnieć o swoim ludzie i wieść w miarę spokojne życie, ale postanowił walczyć do końca. Pisarz sprawnie pokazuje motywacje bohaterów i wystawia ich na różne próby, z których nie zawsze wychodzą zwycięsko.
Także pozostali bohaterowie, a jest ich całkiem sporo nie są jednowymiarowymi obrazami. Nocni Wędrowcy mają do Ulfa szacunek, ale i nie są bezkrytyczni wobec jego pomysłów. Zdarza się, że ktoś mu przygada albo wprost powie, że jest idiotą. Są różni, jedni pedantyczni, drudzy wręcz przeciwnie. Każdy ma swój niepowtarzalny charakter i to pozwoliło autorowi na tworzenie świetnych dialogów oraz różnych sytuacji, które przez to stawały się bardzo prawdziwe.
Obeszło się bez zbędnego patosu i wydumanych przesłań, jednak jeśli ktoś się wczyta dostrzeże też komentarze nie tylko do tego co się działo w Midgaardzie, ale i do naszej rzeczywistości, co najbardziej było widać w momentach, gdzie bohaterowie coś sobie obiecywali. Musieli polegać tylko i wyłącznie na danym słowie. Bez umów, bez prawników i wzajemnej nieufności.
Do tego wszystkiego jeszcze genialne opisy bitew. Bez wymuszonych i nienaturalnych scen. Niemalże czuć unoszące się w powietrzu krew, pył, strach i determinacje. Można dać się ponieść bitewnej zawierusze. Co najważniejsze nie ma tam innego zbędnego zamieszania i niepotrzebnych wtrąceń z przemyśleń bohaterów. Jak już są to są adekwatne i dotyczą prowadzonych działań. Także tajne akcje przeprowadzane przez Nocnych Wędrowców są opisywane bardzo profesjonalnie.
Spotykamy się także z trzema narratorami. Trzecioosobowym, którym najprawdopodobniej jest cyfral będący już pod postacią skrzydlatej wróżki. Wydaje mi się tak dlatego, że pojawiał się ona najczęściej w tedy, gdy Vuko go uaktywniał. Pozostali dwaj to Vuko i Filar, którzy opowiadają osobno swoje historie, a także pokazują z różnych punktów widzenia to z czym przyszło im się zmierzyć razem.
Ach no i jeszcze jedno. Vuko przeklina jak stary szewc, ale można mu to wybaczyć, bo ani razu nie przeklinał po polsku, a mieszanka fińskich i chorwackich przekleństw jest na tyle niezrozumiała, że nie można się przyczepić, a wypowiedziane z ciekawości na głos powodują, że człowiek się troszkę pod nosem uśmiecha.
Tyle o samych książkach. Mogłabym pisać jeszcze więcej i jeszcze bardziej się zachwycać, bo naprawdę
jest czym. Takiej książki w polskiej fantastyce dawno nie było i po genialnym czwartym tomie jestem w stanie wybaczyć autorowi, że musiałam na niego czekać prawie trzy lata. Warto było! Bo na pewno nie było tak jak z "Kłamcą" Ćwieka, w którym z tomu na tom było coraz gorzej. Historia z tomu na tom wciąga i moim jedynym zarzutem jest to, że w tomie III nagle się urywa, a w tomie IV nagle i bez ostrzeżenia lądujemy w bitewnej zawierusze. No może też troszkę brakowało mapek do pełni szczęścia.
"Pan Lodowego Ogrodu, t.4" to chyba najbardziej opasła książka jaką dane mi było ostatnio przeczytać. Ponad 800 stron, na których jest opisana dynamiczna i wciągająca historia to coś co tygryski lubią najbardziej. Łatwo jest wpaść w rytm narzucony przez pisarza i bez większych kłopotów przeskakiwać z jednego narratora na drugiego. Grzędowicz stworzył idealną wręcz dla takiej powieści atmosferę.
Nie byłabym jeszcze sobą gdybym nie wspomniała o ilustracjach. Wszystkie ilustracje i ozdobniki na początkach nowych rozdziałów wykonał Dominik Broniek. Grafiki są genialne i idealnie wpasowują się klimat książki.
Teraz tylko czekam aż może Fabryka Słów stworzy jakiś pakiet i będzie można wszystkie cztery części "Pana Lodowego Ogrodu" kupić za jednym razem. Bo są to książki do których na pewno wrócę i fajnie by było mieć swoje egzemplarze. Polecam wszystkim, nie tylko fanom fantastyki i s-f (którego w sumie nie ma tam aż tak dużo). Warto dać się wciągnąć tej historii.
Źródło ilustracji:
www.empic.com
zdjęcia własne
Nie do uwierzenia, ale nigdy nie sięgnęłam po żadną z tych książek...
OdpowiedzUsuńNo to nadrabiaj straty, bo to najlepsze polskie fantasy w ostatnich latach ^^
UsuńJakoś nie mam weny... musiałabym iść za tym do biblioteki, a we wrześniu chciałabym pobawić się innymi rzeczami.
Usuń