Słońce pali na dworze niemiłosiernie, chociaż dzisiaj już troszeczkę wiaterku się pojawiło i da się żyć. W ramach przerwy od filmów i książek postanowiłam się wyżyć trochę artystycznie na resztkach posiadanej modeliny.
Szukając w sieci jakiegoś ciekawego wzorka natknęłam się na technikę nazwaną mokume gane i się troszkę wkręciłam. Technika ta bardziej mi się kojarzyła z metodą wykonywania samurajskich mieczy, a swojego czasu miałam na punkcie samurajów porządnego kręćka. No to wzięłam wałek w dłoń, kartkę papieru na biurko i zaczęłam wałkować modelinę na różnej grubości placki. Kiedy uzyskałam pasiasty bloczek zaczęła się największa zabawa. Bierze się jakiekolwiek ostre narzędzie oraz coś czym można modelinę wciskać do środka i popuszczamy wodze fantazji. tak pokiereszowany kawałek masy uciskamy powodując że nacięcia i ewentualne dziurki się zlepiają. Kiedy doszłam do wniosku, że mój kawałek jest dostatecznie posklejany wzięłam żyletkę i zaczęłam ciąć mój bloczek na plasterki.
Po upieczeniu, zamontowaniu uszek i pomalowaniu lakierem dostałam coś takiego:
Nie jest to może jakieś super udane i wyższa szkoła jazdy, ale jestem zadowolona z pierwszej próby bawienia się tą techniką. To dobra rzecz na wykorzystanie resztek modeliny i zrobienie czegoś fajnego. Mi się moje kwadraciki podobają i dylemat kolczykowy zrobił się jeszcze większy niż był.
Postanowiłam też zrobić mały prezent koleżance na urodziny, choć tym razem to nic z modeliny. Poczcie Polskiej nie ufam po tym jak listonosz cały dzień łaził z moimi modliszkami w torbie, a mi zostawił awizo mimo iż byłam w domu. No i byłaby też duża możliwość, że modelinowy stworek jak nie byłby twardy to uległby uszkodzeniu.
Wzięłam więc blok techniczny, ołówek i zamiast modelinowego trolla zrobiłam kartkę urodzinową. Z trollem oczywiście.
Mam nadzieję, że taki maluch choć czarno-biały się spodoba i wywoła choć mały uśmiech. Dlaczego nie jest w kolorze? Po porostu nie lubię używać koloru, bo kredki jakoś nie chcą mnie słuchać, pastele mimo utrwalania się rozmazywały, a farby to też nie moja bajka chociaż zawsze chciałam nimi malować. Oczywiście siłą rozpędu zrobiłam jeszcze dwie, a czwarta gdzieś tam się jeszcze czai w głowie.
Strasznie lubię robić takie rzeczy i patrzeć na reakcje przyjaciół po otwarciu koperty bądź małej paczuszki. Na koniec jeszcze dla niektórych może coś drastycznego, ale do zdarzenia doszło, gdy walczyłam z klejem podczas robienia kartki z suszonym barwinkiem.
Ponieważ jest bardzo ciepło i odrobinę chłodniejszego powietrza do pokoju mogę wpuścić jedynie wieczorem to już od tygodnia siedzę i śpię przy otwartym oknie. Tym razem zapaliłam dużą lampę bo do lampki nocnej było mi za ciepło i zostałam zaatakowana przez wielgachną ćmę. No i niestety motylek nie skończył najlepiej. Bo po tym jak go odruchowo pacnęłam wleciał do klosza lampy i troszkę się usmażył.
Wyciągnęłam wiec nastrosza topolowca z lampy, profilaktycznie włożyłam do zamrażarki i dzisiaj rozłożyłam go. Teraz czekam aż wyschnie by dołączyć do mojej małej kolekcji owadów.
Ponieważ jest bardzo ciepło i odrobinę chłodniejszego powietrza do pokoju mogę wpuścić jedynie wieczorem to już od tygodnia siedzę i śpię przy otwartym oknie. Tym razem zapaliłam dużą lampę bo do lampki nocnej było mi za ciepło i zostałam zaatakowana przez wielgachną ćmę. No i niestety motylek nie skończył najlepiej. Bo po tym jak go odruchowo pacnęłam wleciał do klosza lampy i troszkę się usmażył.
Wyciągnęłam wiec nastrosza topolowca z lampy, profilaktycznie włożyłam do zamrażarki i dzisiaj rozłożyłam go. Teraz czekam aż wyschnie by dołączyć do mojej małej kolekcji owadów.
Na razie to tyle. Po weekendzie powinna pojawić się pierwsza notatka dotycząca "Templariusze. Miłość i krew", którą obiecałam przy okazji recenzji "Whisky dla aniołów". Pewnie wkrótce skończę też "Pana Lodowego Ogrodu", ale o moich ochach i achach opowiem jak dobrnę do ostatniej strony.
Masz talent do plastycznych rzeczy. Kartki też Ci ciekawie wychodzą, wiem z autopsji. A robale mi się potraciły. Muszę na przyszły rok zmotywować się i stworzyć zestaw do odłowu i preparowania.
OdpowiedzUsuńDzięki ^^ w sumie najgorzej jest sie w siatkę zaopatrzyć, a do reszty wystarczy styropian, szpilki i zmywacz do paznokci :D
UsuńA ja się tego zmywacza boję, na forach entomologicznych czytałam, że tym ciężko nawet komara uśpić a co dopiero motyla czy chrząszcza.
UsuńStary zmywacz z biedry dawał rade, a jak kupiłam octan to niestety z nim było lichutko i plułam sobie w brodę, że kupiłam jakiś zwietrzały. A żeby nie było żem brutalna to wkładam jeszcze na noc do zamrażarki
Usuń