środa, 21 sierpnia 2013

The chemistry of death

Gdy siostra przeczytała pierwszy rozdział książki Simona Becketta stwierdziła, że to obrzydliwe i nie wie jak mogę takie rzeczy czytać. No cóż... Chyba się już troszkę uodporniłam na opisy rozkładających się zwłok. W każdym bądź razie początek "Chemii Śmierci" dla osób wrażliwych może być mało przyjemny i jeśli ma ktoś bujną wyobraźnie to może dorobić się jakiegoś koszmaru wieczorem. Jednak książka ta nie składa się tylko z makabrycznych opisów.
Doktor David Hunter po tragedii jaka go spotkała postanowił uciec od dawnego życia. W tym celu odpowiada na ogłoszenie i zostaje lekarzem w małej, położonej na odludziu miejscowości Manham. Brzmi znajomo? Mi od razu na myśl przyszła postać Jacka Stapletona z thrillerów Cooka. Bohaterów dotknęła podobna tragedia i w niektórych aspektach bardzo podobnie sobie z nią poradzili, a raczej od niej uciekli.
Gdy tą małą miejscowością wstrząsa odkrycie przez małych chłopców zwłok kobiety w daleko posuniętym stadium rozkładu Davida Huntera dopada jego przeszłość. Policja dowiaduje się kim był i stara się go wciągnąć do pomocy przy identyfikacji ofiary, mimo iż lekarz zapiera się rękami i nogami. Kiedy w końcu zgodził się pomóc i wykorzystać zdobyte doświadczenie antropologa sądowego dochodzi do kolejnego zaginięcia kobiety. Rozpoczyna się rozpaczliwa walka z czasem, która z góry skazana jest na porażkę. Porywacz-morderca utrudnia śledztwo oraz poszukiwania porwanej kobiety zastawiając sidła i pułapki. Do ciężko znaleźć jakiekolwiek dowody. Mieszkańcy stają się co raz bardziej podejrzliwi, a do wymierzania sprawiedliwości na własną rękę podburza ich jeszcze pastor miejscowego kościoła. Atmosfera robi się jeszcze cięższa, gdy odnajdują się zwłoki porwanej i znika następna kobieta. Kobieta, z którą Davida Huntera zaczęło łączyć coś więcej. W tym momencie dla lekarza, który ledwo pogodził się z jedną stratą świat zaczyna się walić. Jednocześnie z pełną świadomością, że czasu jest co raz mniej zaczyna działać trochę na własną rękę.
Autor serwuje makabryczne i szokujące opisy rozkładających się ciał martwych zwierząt oraz ofiar szalonego mordercy, który sterroryzował wręcz małą angielską miejscowość. Dodatkowo wykazuje się bardzo dużą wiedzą z zakresu antropologii sądowej, dlatego tym bardziej zaskoczył mnie fakt, że jest on dziennikarzem, a nie antropologiem. Wszystko jest bardzo realne i prawdopodobne, a sama postać Davida Huntera choć bywa nieco irytująca to na pewno jest o wiele bardziej prawdziwa niż dr Brennan z serialu "Bones".
Kolejnym atutem pisarza jest sposób w jaki buduje atmosferę całego miejsca. Bardzo skupia się na emocjach jakie towarzyszą głównym bohaterom oraz zmianie nastrojów w miasteczku. Przyznam się jednak, że nie atmosfera nie pasowała do pory roku albo inaczej. Atmosfera powodowała, że w mojej wyobraźni cały czas pojawiał się obraz małej szarej miejscowości skąpanej w jesiennym deszczu i mgle, natomiast w Manham panowało upalne lato. Także nie byłam w stanie trochę tego przeskoczyć, ale nie przeszkadzało to jakoś specjalnie w odbiorze książki. Sposób narracji też w genialny sposób budował klimat. O dziwo, nie przeszkadzał mi pierwszoosobowy narrator. David Hunter okazał się dobrym opowiadaczem i mimo paru irytujących wstawek nie doprowadzał mnie do szału. Przedstawiał w miarę możliwości różne punkty widzenia i świetnie opowiadał o tym co się działo w mieście, jak reagowali różni mieszkańcy, a komentarze okazywały się bardzo trafne.
Beckett stworzył świetny trzymający w napięciu thriller, który trochę przypomina filmy Hitchcocka. Narastające stopniowo napięcie i przyspieszenie akcji książki powodują, że nie mogłam się od niej wręcz oderwać, gdy wszystko zbliżało się już ku końcowi. Do tego jeszcze otwarte zakończenie, które zaprasza do sięgnięcia po następną książkę o losach Davida Huntera i jego trupów.
Jest jednak mały minus. Niestety fabuła okazała się dość przewidywalna, dlatego już na samym początku miałam przeczucie, co do tego kto był mordercą, a drugie zwłoki utwierdziły mnie w tym przekonaniu już na 100% i okazało się, że się nie pomyliłam. Dzięki temu, że wszystkie pozostałe aspekty  poruszone w książce (antropologia sądowa, trudności z akceptacja obcych, obsesje) były bardzo ciekawie opisane i mocno absorbujące to w gruncie rzeczy prosta i trochę oklepana zagadka kryminalna aż tak bardzo nie kuła w oczy.
"Chemia Śmierci" to świetnie napisany, mocno trzymający w napięciu thriller dla ludzi, którzy są w stanie znieść dość makabryczne opisy. Beckett nie pisze lekko, ale za to bardzo ciekawie i obrazowo. Także umiejętnie prowadzi narrację pierwszoosobową za co ma u mnie dużego plusa, bo nie każdy pisarz to potrafi. Chętnie więc sięgnę po "Wołanie grobu" i "Szepty zmarłych", bo "Zapisane w kościach" już dane mi było przeczytać.


Źródło ilustracji:
www.lubimyczytac.pl

7 komentarzy:

  1. Opis mnie zaintrygował, ciekawa lektura

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie książki! mam już na półce i czeka na mnie spokojnie w kolejne. Jakoś mimo rozkładających się zwłok - antropologia sądowo i ogólna identyfikacja czy szukanie śladów wydają się niesamowicie fajnym zajęciem...choć w rzeczywistości to trudna praca...A ja osobiście bardzo lubię "Kości"...jestem ich wierną fanką! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też się "Kości" podobały, ale w pewnym momencie scenarzyści przeciągnęli strunę i odniosłam wrażenie, że na pierwszy plan wyszły inne wątki

      Usuń
    2. fakt Ci aktorzy są naprawdę fajni, ale te nowsze odcinki to już nie to samo co początek serii;))

      Usuń
  3. Wow, świetnie napisana recenzja, aż chce się sięgnąć po książkę: teraz, natychmiast. "Chemię śmierci" od jakiegoś już czasu mam na liście książek do natychmiastowego przeczytania. Z drastycznymi opisami aktualnie oswajam się za sprawą "Otchłani zła" Chatamma, więc będzie lżej ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki ^^ Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić do zaprzyjaźnienia się z Beckettem i zaglądania do mnie od czasu do czasu ^^

      Usuń