czwartek, 31 października 2013

Kruk

Wszędzie dookoła panuje nastrój tego śmiesznego amerykańskiego Halloween. Mimo, że jakoś do mnie to nie przemawia i na mój gust jest to niepotrzebne zaśmiecanie kultury amerykanizmami to postanowiłam się tutaj na swój sposób w to włączyć, a wszystko przez "Kruka".
Jest to jeden z moich ulubionych filmów, ale nie mogę go sobie puścić od tak jak "Dumy i uprzedzenia", muszę mieć odpowiedni nastrój na to, żeby dać się pochłonąć tej historii bez reszty. Inaczej nie umiem i chyba dobrze,bo zbyt częste oglądanie spowodowałoby, że znika ten specyficzny klimat.
Film jest owiany legendą nie tylko ze względu na opowiedzianą w niesamowity sposób historię, ale kilka wydarzeń podczas jego kręcenia. Zacznijmy jednak od początku.
"Kruk" to film nakręcony w 1994 roku na motywach komiksu o tym samym tytule. Opowiada on historię Erica Dravena młodego chłopaka, który został brutalnie zamordowany 30 października, dzień przed Halloween. Jednak z nim mordercy obeszli się dużo lepiej niż z jego dziewczyną Shelly. Rockman zginął praktycznie na miejscu, ale nad dziewczyną znęcali się o wiele dłużej w skutek czego zmarła w męczarniach w szpitalu. Duch Erica jest niespokojny i rok później wraca szukając zemsty. Nie jest ani żywy, ani martwy, ale nie tylko to stawia go o krok przed prześladowcami. Obdarzony nadludzką siłą i zwinnością oraz kilkoma innymi umiejętnościami konsekwentnie wymierza sprawiedliwość eliminując poszczególnych członków gangu. W czym pomaga mu kruk, który według legend przeprowadza duszę do świata umarłych.
Jednak Eric nie tylko mści się za śmierć Shelly i swoją. Staje się też kimś w rodzaju anioła stróża małej Sarah, która błąka się po ulicach tego bliżej nieokreślonego miasta zapomniana przez cały świat. Wspiera też pewnego policjanta, który rok wcześniej starał się pomóc jego dziewczynie i w jakiś sposób ma oko na Sarah.
Film jest dość ciężki. Dominuje tam przytłaczający i nieco gotycki, mroczny klimat, który jest podbijany
odpowiednią scenografią, świetnie dobraną muzyką oraz całkiem dobrą grą aktorów. Miasto nie wygląda jak wycięte z post apokaliptycznych wizji świata, ale i tak nie miałabym ochoty znaleźć się tam nawet w środku dnia. Nawet w środku dnia wydaje się, że wszystko jest przysypane popiołem, a noc i padający deszcz jeszcze bardziej potęgują to wrażenie. W tle nie dzieje się zbyt wiele, ale i tak wiadomo, że rządzi tam Top Dollar razem ze swoimi zbirami, a policja nie jest z tym w stanie nic zrobić.
Główna postać też przyprawia o dreszcze. Brandon Lee wykreował postać demonicznego mściciela, któremu odbieranie zemsty za śmierć miłości jego życia sprawia wręcz przyjemność. Aktor odegrał to w sposób mistrzowski! Od demonicznego uśmiechu spotęgowanego rozpoznawalnym chyba wszędzie makijażem, którym żegna swoje ofiary, po chwile w których oglądamy Erica szczęśliwego i zakochanego.
Każda kolejna postać wypada przy Ericu trochę blado, ale jego główny wróg, który chociaż nie brał fizycznie udziału w mordowaniu pary to wydał na nich wyrok, też jest bohaterem wartym uwagi. Zimny, wyrachowany, ale i szalony Top Dollar wykreowany przez Michaela Wincotta przyciąga uwagę stając się przeciwwagą dla krucjaty Dravena. A kiedy tych dwóch spotyka się w bezpośredniej walce to dosłownie lecą iskry.
Jednak nie jest to tylko bezsensowna rzeź w wykonaniu mściciela z zaświatów, którego dusza nie jest w stanie doznać ukojenia. Znajdzie się tam kilka momentów, które mają dużo głębsze przesłanie. Chociażby to główne o sile miłości albo to, gdy Eric po zabiciu jednego z morderców Shelly uświadamia matce Sarah, że nie ma nic ważniejszego niż miłość do dziecka. Mogę więc śmiało powiedzieć, że chociaż film jest mroczny i raczej brutalny to ma drugie ważniejsze dno.
Nie wiem czemu, ale po "Kruka" sięgam jak mi jest naprawdę źle, w jakiś sposób przynosi on taki spokój po, którym mogę zebrać myśli i znów chwycić się z życiem za barki. Może to trochę głupie, ale co zrobić.
Wypadałoby jeszcze powiedzieć kilka słów o tym co zbudowało legendę tego obrazu. To, co powoduje, że ten film jest często oglądany to śmierć Brandona Lee. Aktor zginął po tym jak jeden ze współpracowników strzelił do niego z pistoletu, w którym zamiast ślepaka był ostry nabój (czy przypadkiem, czy nie to już do rozstrzygnięcia pozostawiam fanom teorii spiskowych). Do tego na planie działo się mnóstwo dziwnych wypadków. Począwszy od poparzenia stolarza prądem przez to, że do studia podczas kręcenia filmu wjechał samochód skończywszy na tym, że jeden z członków ekipy przypadkiem przewiercił sobie rękę.
Film naprawdę warto obejrzeć i wyrobić sobie o nim zdanie. Może nie jest to arcydzieło na miarę Oscara i
może gdyby nie tragiczna śmierć aktora grającego głównego bohatera mógłby nie być w ogóle zauważony, ale ja ten film uwielbiam i mogę go polecić każdemu, chociaż w niektórych miejscach dobrze jest mieć mocne nerwy.
No i nie byłabym sobą na pewien błąd rzeczowy. Ptak, który prowadzi Erica to w zasadzie wrona i tak też powinno się przetłumaczyć tytuł (ang. crow = wrona). Rozumiem jednak, że bardziej medialnie i mroznie brzmi kruk.


Źródła ilustracji:
www.filmweb.pl
cinekatz.com
catinthewell.com

4 komentarze:

  1. Rodzaj ptaka też mi leży na sumieniu, ale wrona nie brzmi dumnie. Sam film oglądałam wielokrotnie i naprawdę lubię do niego wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby taaaak, ale odzywa się natura biologia :P

      Usuń