wtorek, 8 października 2013

Burza słoneczna

Na poprawę humoru po kiepskiej książce, no może nie kiepskiej, ale takiej, która kompletnie nie trafiła w moje klimaty dobra jest tylko dobra książka, a najlepiej ulubionego autora. Dlatego postanowiłam zrobić wyjątek od reguły i zabrałam się w końcu za "Burzę słoneczną" (stary tytuł "Burza z krańców świata") Asy Larsson. Murakami musiał, więc trochę poczekać.
Książka ta czekała na mnie troszkę długo najpierw w postaci e-booka, dlatego że średnio lubię czytać z komputera, a zdobycie wersji papierowej okazało się praktycznie niemożliwe. Dlatego bardzo ucieszyło mnie wznowienie tytułu przez Wydawnictwo Literackie i promocja w Matrasie, dzięki której zamiast jednej książki przytargałam do domu dwie ("Póki pies nas nie rozłączy" kupiłam za 1zł!).  Kiedy w końcu uporałam się z "Eryniami" wróciłam do przeszłości Rebeki Martinsson.
"Burza słoneczna" to pierwsza z książek o nieco upartej pani adwokat, która wraca w rodzinne strony z powodu dość tragicznego zdarzenia i pewnej rozpaczliwej prośby. W świątyni należącej do zboru, do którego należała kiedyś Rebeka dochodzi do brutalnego morderstwa. Nieznany sprawca zabija i okalecza ciało Wiktora Strandgårda, człowieka, który przyczynił się do powstania zboru "Źródło Mocy" i aktywnie działał na jego rzecz, ale był też poniekąd uważany za kogoś kto widział samego Boga. Samo to zdarzenie nie zmusiłby prawniczki do powrotu do Kiruny i mieszania się w sprawy zgromadzenia, z którym nie rozstała się w najlepszych stosunkach. Jednak dzwoni do niej jej dawna przyjaciółka Sanna, siostra zamordowanego. Kobieta która poszła w środku nocy do świątyni, znalazła zwłoki brata i zawiadomiła policję mimo iż twierdzi, że jest niewinna ucieka. Rebeka Martinsson obiecuje jej pomóc i dogadać się z policją. Dla adwokatki miał to być krótki wyjazd, ale sprawy zaczynają się co raz bardziej komplikować i kobieta zostaje uwikłana w sprawę, która dotyka czułych punktów. Do tego nagle z ciemnych zakamarków wspólnoty zaczynają wychodzić różne mroczne sprawy, które jej przewodników nie stawiają w jasnym świetle. 
Oczywiście akcja jest podzielona na dwie części. Działania i przemyślenia, wspomnienia Rebeki oraz policyjne śledztwo, które teoretycznie powinien prowadzić ktoś inny, ale w praktyce zajmuje się nim Anna Maria Mella. Policjantka, która jest w zaawansowanej ciąży miała do rozwiązania "siedzieć przy biurku", ale jakoś tak wszystko się toczy, że jej partner włącza ją w śledztwo i koalicję przeciwko upierdliwemu, żądnemu sławy prokuratorze. Pojawiają się różne teorie, które często potwierdza dziwne zachowanie pastorów i samej wspólnoty. Mord rytualny albo zwykłe morderstwo, które upodobniono do mordu rytualnego po to żeby zatuszować inne sprawy?
Jest to pierwsza książka Asy Larsson i często da się to odczuć, chociażby ze względu na zbytnie rozwleczenie niektórych fragmentów. Przyznam się, że na początku bywało to trochę irytujące, ale dość szybko wpadłam w rytm powieści i przestało mi to przeszkadzać. Zwłaszcza, że dla głównej bohaterki sam przyjazd do Kiruny był czymś w rodzaju podróży sentymentalnej. Często pojawiają się wspomnienia Rebeki, które wyjaśniają jej postępowanie w czasie prywatnego dochodzenia, niechęć do powrotu do miasta, z którego pochodzi lub głęboko zakorzenione pragnienie powrotu do domu babci i spokojnego życia na północy. Dlatego jestem w stanie wybaczyć czasem ślimacze tempo, ale wydaje mi się, że w tej książce akcja nie mogła pędzić na złamanie karku.
Również sam pomysł na fabułę był ciekawy. Larsson uchyliła trochę rąbka tajemnicy i pokazała jak działają tego typu wspólnoty, które niby nie mają nic do ukrycia, ale gdy przychodzi co do czego zamykają się szczelniej niż małże. Dodatkowo poruszone zostały kwestie fanatyzmu i fałszywego przeświadczenia o tym co jest dla wspólnoty dobre. 
Kolejna bardzo ważna rzecz to bohaterowie. Fajnie było spojrzeć na początki głównych postaci z cyklu i zobaczyć jak ewoluowały. Wiele też wyjaśnia zachowanie niektórych z nich np. Carla von Posta w dalszych częściach. Po za tym cała reszta bohaterów też była genialnie zrobiona i w jakiś sposób ich ewolucja też została pokazana, zwłaszcza w przypadku grupki pastorów, którzy faktycznie rządzili "Źródłem Mocy". Pisarka pokazała z różnych perspektyw jak z ludzi, którym na początku naprawdę zależało na wierze stali się swoimi zupełnymi przeciwieństwami. Do tego stopnia żeby nawet morderstwo tłumaczyć wolą Boga.
Książkę czyta się bardzo dobrze i nie przeszkadza to, że czyta się ją w zasadzie na końcu, choć oczywiście jak ktoś zacznie swoją przygodę z Kiruną w tle to warto zacząć od początku.
Przy okazji "Burzy słonecznej" warto też wspomnieć o filmie na jej podstawie, nakręconym w 2007 roku.
Scenariusz dość mocno jest osadzony na realiach książkowych jednak jest też dość sporo różnic (pojawia się znacznie mniej retrospekcji). Akcja podobnie jak w książce biegnie dość spokojnie i rozwija się dość powoli. Do tego wszystkiego w filmie praktycznie nie ma podkładu muzycznego, więc całe zadanie zbudowania odpowiedniego klimatu spadło na aktorów i zdjęcia, co jest chyb cechą charakterystyczną szwedzkich filmów. Izabella Scorupco na mój gust świetnie się spisała w tym filmie, a jej osoba nie przypominała ciągle dziewczyny Bonda, czego się troszkę bałam, gdy zobaczyłam ją na plakacie.
Warto zobaczyć film, ale proponowałabym oglądać go po lekturze całego cyklu. Bo zawsze warto jest skonfrontować swoja wyobraźnię z wizją reżysera i zadecydować czy nam się podoba, czy nie.


Źródła ilustracji:
filmaster.pl

2 komentarze:

  1. dość ciekawa pozycja o której nie pierwszy raz słyszę! Fajna fabuła, morderstwa, wspólnoty...no i gratuluję nowego zakupu;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie się czyta, w ogóle Larsson fajnie pisze. No mam już wszystkie wydane części :D

      Usuń