czwartek, 18 lipca 2013

Dziewczyna w tunelu

Jakiś miesiąc temu pisałam o "Trzech sekundach" duetu Anders Roslund i Börge Hellström. Podobała mi się, więc po raz kolejny postanowiłam zaryzykować i sięgnęłam "Dziewczynę w tunelu"
Na początku myślałam, że źle mi się ją czytało, bo nie miałam głowy do książek innych niż "Fizjologia człowieka" Traczyka i "Fizjologia zwierząt" Nielsena. Niestety okazało się, że nawet po egzaminie nie jestem w stanie skupić się na książce dłużej niż 10 minut. Z czego to wynikało? Jest kilka powodów, między innymi fabuła.
Panowie zdążyli przyzwyczaić do poruszania trudnych i niewygodnych tematów, więc nie oczekiwałam lekkiego kryminału. Często też sprawa pokazywana jest z różnych perspektyw, więc jakiejś super spójnej książki też nie oczekiwałam, ale też nie spodziewałam się takiej sieczki!
Dobrze już nam znana maruda i człowiek nie do życia jakim jest Grens dostaje rano telefon o tym, że dostanie kolejną sprawę i to na dodatek piekielnie dziwną. Ktoś w środku zimy wyrzucił w Sztokholmie ze starego autobusu czterdzieścioro dwoje rumuńskich dzieci ubranych w jednakowe dresy. Wszystko jest dziwne i nie do końca wiadomo od której strony to wszystko ugryźć. Dzieci są przerażone, zaniedbane i uzależnione od narkotyków (jeden z chłopców pogryzł Svena Sundkvista, gdy ten próbował mu odebrać tubę z klejem). Jakby tego było mało Grensowi i jego zespołowi przydzielono jeszcze jedno śledztwo. W podziemiach szpitala znaleziono zwłoki kobiety, której twarz pogryzły szczury. Dodatkowo na na miejscu zbrodni znaleziono odciski kogoś kto okradał budynki użyteczności publicznej, ale nigdy nie zostawił śladów włamania. Później też okazuje się, że kobieta była matką dziewczynki, która zaginęła dwa i pół roku wcześniej.
No i oczywiście wszystko dodatkowo komplikuje ten upiorny komisarz. Wydaje się, że wyładowuje swoje frustracje i niemoc związaną z pogorszeniem stanu zdrowia jego żony/partnerki (nie wiem, bo tłumacz używa zamiennie, a z tekstu nic nie wynika) na wszystkich, którzy nawiną się pod rękę i ewidentnie wpływa to na jego ocenę śledztwa. Tak nie pomyliłam się te dwie sprawy teoretycznie prowadzi Grens, ale faktycznie sprawą dzieci zajmuje się Mariana Hermansson, a zwłokami kobiety i jej zaginionej córki, która prawdopodobnie żyje gdzieś w sieci tuneli oraz kanałów stolicy Szwecji.
Ach, no i byłabym zapomniała, jest jeszcze jedna ważna perspektywa. Oglądamy jak wygląda życie młodej dziewczyny w kanałach w towarzystwie człowieka, który spędził tam większość życia. Na początku nie wiadomo kim jest, ale potem łatwo jest się tego domyślić i rozjaśniają się też przyczyny tego dlaczego uciekła pod ziemię.
Na początku bardzo mnie to wszystko zainteresowało. Dwa pozornie różne i bardzo trudne tematy. Problem dzieci ulicy, które zostały potraktowane jak śmieci i dziewczyna, która wolała uciec z domu niż zmagać się z piekłem jakie zgotowali jej najbliżsi. Rzeczy, o których się nie mówi bo są niewygodne i przeczą wizerunkowi społeczeństwa jaki chcemy mieć. Niestety duet Roslund i Hellström porwali się z motyką na słońce.
Każda z tych spraw mogła by być spokojnie osobną książką, a tak mamy dwa dochodzenia, w które czytelnik nie ma możliwości się zagłębić, bo sami autorzy pływają przez większość czasu po powierzchni. A jeśli nawet już kopią głębiej to nagle przerywają i przenoszą nas do drugiej sprawy. Z resztą sprawa dzieci wywiezionych do Sztokholmu i jak się okazuje też innych europejskich państw w ogóle schodzi na drugi plan. Częściej oglądamy ją z perspektywy sfrustrowanej, zmęczonej i nie mogącej za wiele zrobić Hermansson niż patrzymy na jej działania. Jak się łatwo domyślić dominuje sprawa prowadzona przez Grensa i Sudkvista, ale i tutaj jest niewiele lepiej. Krótkie, poszarpane informacje o śledztwie przeplatają się z życiem prywatnym komisarza i historią bezimiennej dziewczyny. Odbiór też dodatkowo podział książki, bo nagle okazuje się, że druga część rozgrywała się 50 godzin wcześniej niż pierwsza i tak dalej. 
Traciłam rachubę czasu i wątek. Czułam się sfrustrowana, zawiedziona i wkurzona, bo wydawca obiecał mroczny thriller, a dostałam bubel. Poszatkowany tekst (znów mam wrażenie, że ten duet nie umiał się dogadać pisząc te książkę), pomieszana oś czasu, pływanie po powierzchni, nerwowe ruchy jednego z głównych bohaterów i próba wzruszania na siłę. Koszmar!
Jeżeli ktoś chce zapoznać się z twórczością tych panów to polecam wspomniane już "Trzy sekundy", a te które do tej pory przeczytałam, czyli "Dziewczyna, która chciała się zemścić", "Odkupienie" i "Dziewczyna z tunelu" lepiej unikać szerokim łukiem. Czyta się fatalnie i choć poruszane tematy wydają się ciekawe to niestety na tym wszystko się kończy. Książki męczą, a najbardziej "Dziewczyna z tunelu". Naprawdę nie wiem jak można z ciekawego tematu i niezłego pomysłu na historię zrobić coś takiego, co zamiast przyciągać odrzuca. To już nie chodzi o temat, który jest trudny i najchętniej wielu zamiotło by to pod dywan, ale sam sposób pisania doprowadzał mnie do szału. Panuje tam po prostu kompletny chaos. Wiem jedno długo o ile w ogóle nie sięgnę już po ich książki, bo przynajmniej na ten moment to strata czasu, siły i energii.
No i jeszcze jedno. Okładka kompletnie do książki nie pasuje i nie wiem jak ma się kawałek faceta z rewolwerem do jej treści. Gdyby chociaż miał glocka albo sig sauera może by jakoś można to było powiązać, a tak?


Źródło ilustracji:
www.inbook.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz