środa, 5 czerwca 2013

Zostały tylko trzy sekundy

Pamiętacie pewnie jak przy okazji recenzji "Krzyku pod wodą" wspominałam, że do pisarskich tandemów mocno zrazili mnie Anders Roslund i Börge Hellström. Po przeczytaniu "Odkupienia" i "Dziewczyny, która postanowiła się zemścić" obiecałam sobie, że już nie sięgnę po żadną ich książkę.
Obie książki poruszały dość trudne, ale i ciekawe tematy, bo kary śmierci i handlu ludźmi. Niestety na tym się skończyło. W pierwszej nie przekonała mnie historia, która była zbyt naciągana. W drugiej podejście policjanta prowadzącego śledztwo i fakt, że zniszczył mocny dowód rzeczowy tylko dlatego żeby nie zszargać dobrego imienia swojego zmarłego współpracownika. Po za tym sposób pisania, który na mój gust był bardzo niespójny, jakby panowie czasem nie potrafili się dogadać i doszli do wniosku, że nic już z tym więcej nie zrobią.
Na szczęście, czy może nieszczęście w stosiku, który dała mi pani w bibliotece była piąta w ich dorobku książka: "Trzy sekundy". Panowie znów poruszyli bardzo niewygodny i trudny temat jakim jest rozpracowywanie mafii narkotykowych z wykorzystaniem tzw. wtyczek. Jak wypadli tym razem?
Po raz kolejny spotykamy Ewerta Grensa, którego nie lubię chyba jeszcze bardziej niż Van Veeterena z "Punktu Borkmanna" Nessera. Zarozumiały, arogancki, trudny we współpracy opryskliwy dziwak, który potrafi nękać swoich współpracowników telefonami w środku nocy, bo akurat ubzdurało mu się uzyskać odpowiedź na jakieś trudne pytanie. Śpi w swoim gabinecie na komendzie, a mieszkanie traktuje jak coś w rodzaju sanktuarium które rzadko kiedy odwiedza. Potrafi też w kółko puszczać piosenki Siv Malmkvist i generalnie wszystkim uprzykrzać życie. Nawet szef ma z nim problem, więc starają się sobie nie wchodzić wzajemnie w drogę. Po za tym jest oczywiście świetnym śledczym. Nie wiem, czy jego wizerunek miało ocieplać przywiązanie do żony, która w wyniku poważnego wypadku stała się rośliną. Mogłabym to podziwiać, cieszyć się, że istnieje taka miłość, której nic nie przekreśli, ale niestety ogólna niechęć jaką wzbudził we mnie komisarz Grens na to nie pozwoliła.
Wszystko zaczyna się od morderstwa, którego przebieg dokładnie poznajemy. W pewnym sztokholmskim mieszkaniu ma się odbyć transakcja narkotykowa. Szwedzki kontakt i dwóch polaków odbierają amfetaminę z żołądków kurierów, którą miał kupić pewien gangster. Niestety wszystko się skomplikowało, gdy kupiec okazał się policyjną wtyczką, a szwed, który również był wtyczką nie był w stanie powstrzymać jednego z polaków przed zastrzeleniem intruza. Gdyby próbował robić coś więcej to pewnie i jego by zabili.
Śledztwo w tej sprawie ma prowadzić Ewert Grens, nie wie on jednak, że jego przełożeni z góry ustalili, iż nigdy tej sprawy nie rozwiąże. Bo priorytetem jest nie złapanie mordercy, a rozbicie polskiej mafii narkotykowej.
W czasie trwającego śledztwa policyjna wtyczka o pseudonimie Paula ma zostać umieszczona w zakładzie karnym, gdzie na zlecenie mafii ma przejąć handel narkotykami. Żeby to się udało jego oficer prowadzący "udoskonala" kartotekę Pieta Hoffmanna  i tworzy z niego nieobliczalnego groźnego przestępce, mimo iż wcześniej był tylko drobnym złodziejem, który kradł żeby mieć kasę na prochy. Bardzo wiarygodnie odgrywa on swoją rolę brutalnego przestępcy i w końcu trafia do więzienia, gdzie powoli zaczyna zdobywać szacunek oraz stopniowo przejmować kontrolę nad handlem narkotykami.
Wszystko byłoby w porządku i może Pietowi udałoby się dociągnąć zadanie do końca, gdyby nie dociekliwy Grens i fakt, że przełożeni utajnili wszystko zamiast wprowadzić śledczego w sprawę. Niestety uznali oni, że łatwiej jest wsypać wtyczkę i się jej pozbyć żeby nie wyszło na jaw nadużycie władzy.
W tym momencie akcja książki zaczyna pędzić na złamanie karku. Piet rozpoczyna szaleńczą walkę o życie. Zaczyna wykorzystywać swój plan awaryjny i reputacje groźnego socjopaty. Tymczasem Grens chce uwolnić zakładników i robi wszystko żeby to było możliwe łącznie z próbą ściągnięcia wojskowego strzelca wyborowego mimo iż jest to niezgodne ze szwedzkim prawem. Czas upływa co raz szybciej i komisarz jest zmuszony podjąć decyzję, której unikał całą swoją służbę. Po tym wydarzeniu ciągle czuje niepokój, a co raz bardziej doskwierające mu poczucie winy zmusza go do zadawania kolejnych pytań, na które uzyskuje niespodziewane odpowiedzi.
Mówi się, że ciekawość zabiła kota, ale nie tym razem. Dociekliwemu komisarzowi udaje się rozwiązać kilka trudnych i niesamowicie frustrujących spraw, a mi udało się dobrnąć do końca tej pokaźnej książki bez ochoty wyrzucenia jej za okno. Tym razem udało się temu duetowi stworzyć ciekawą i trzymającą w napięciu wielowątkową historię. Książka ta ma swoje plusy i minusy, ale tym razem jest troszkę więcej pozytywów niż w dwóch wcześniejszych.
Śledzimy losy i wewnętrzną walkę policyjnej wtyczki, która mimo zapewnień policji może być w każdej chwili wystawiona. Także to jak taki człowiek stara się prowadzić w miarę normalne życie, ale prowadzona działalność i tak w końcu je niszczy. Autorzy próbują także dokonać moralnej oceny takiego postępowania i ceny jaką za to ponosi informator, jego rodzina oraz wykorzystująca go policja. Panowie oprócz faktów dotyczących pracy takiej osoby przyłożyli się do tego od strony psychologicznej dzięki czemu Piet Hoffman i jego rozterki są bardzo realne.
Roslund i Hellström także pokazali jak bardzo ludzie mający władze są jej w stanie nadużywać i naginać przepisy do własnych potrzeb. Zmusza to do zastanowienia się kto w tym momencie jest większym przestępcą. Ten, kto działa na zlecenie policji rozpracowując jakąś organizację, czy ci którzy coś takiego zlecili i wszystkie niewygodne fakty oraz przekroczenia zamiatają pod dywan.
Zaskoczyła mnie też bardzo postać Ewerta Grensa. Nie stało się tak, że od razu go polubiłam, ale zaszła w nim pewna zmiana. W "Trzech sekundach" spotykamy go w jakiś czas po śmierci żony z czym nie bardzo potrafi sobie z tym poradzić. Dopiero lekarka z domu opieki uświadamia go, że nie może żyć żałobą, a musi ją przeżyć, bo to czego się najbardziej obawiał już się stało. Całą książkę trawi on te słowa i zaczyna się powoli zmieniać. Potrafi nawet zacząć współpracę ze znienawidzonym dotąd młodym prokuratorem. W końcu też przełamuje się i idzie odwiedzić na cmentarzu żonę.
Jest to chyba najlepsza z książek tego tandemu jaką czytałam i myślę, że warto po nią sięgnąć, mimo iż finał całej historii wydaje się mocno nieprawdopodobny. Historia jest świetnie zbudowana i mocno dopracowana, co ją bardzo uwiarygodnia. Czasem wydaje się ciągnąć i odnosi się wrażenie, że panowie się nie dogadali, ale na szczęście dzieje się tak tylko czasami. Jeśli więc ktoś chce zacząć przygodę z książkami Andersa Roslunda i Börge Hellströma to niech sięgnie po "Trzy sekundy".


Źródło ilustracji:
www.merlin.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz