niedziela, 30 marca 2014

Komisarz i cisza

Cały czas się zastanawiam dlaczego czytam książki z Van Veeterenem. Nie lubię tej postaci i irytują mnie jej przemyślenia, a akcja cieknie jak krew z nosa, ale w bibliotece nigdy nie wyrzucam jej z przygotowanego stosiku. Nie inaczej jest w przypadku "Komisarza i ciszy", piątej z serii książek o Van Veeterenie, chociaż tym razem zaczęło się ciekawiej.
Upalne lato wszystkim daje w kość do tego stopnia, że wydaje się iż nawet przestępcy nie mają siły mordować. Van Veeteren od jakiegoś czasu rozważa porzucenie zawodu policjanta i zastanawia się czy aby przypadkiem nie wdać się w romans z kobietą, którą poznał w czasie jednego ze śledztw. Tymczasem na komendę w miejscowości Sorbinowo dzwoni kobieta, która mówi, że z obozu sekty Czyste Życie zniknęła dziewczynka. Policjant zastępujący komendanta sprawdza, czy to prawda, ale w obozie twierdzą, że wszystko jest w porządku. Po drugim telefonie młody policjant postanawia sprowadzić posiłki w osobie Van Veeterena, który ma jakiś dług wobec komendanta Sorbinowa. Tym sposobem komisarz zostaje włączony w sprawę, w której nikt nie chce powiedzieć prawdy albo uparcie milczy.
Na początku bardzo mi się podobało. Nie zapowiadało się na kryminał, ale bardziej na książkę psychologiczną, gdzie mamy starego zmęczonego życiem i pracą policjanta, który rozważa różne warianty przyszłości, a także w jakiś sposób próbuje rozliczyć się z przeszłością. Nawet sam Van Veeteren mnie w tedy tak bardzo nie irytował, a o dziwo stał się ciekawą postacią.
Po za tym sama sprawa była szalenie interesująca. Pokazanie jak działają na ludzi sekty (choć nie była to dogłębna analiza) i jak wiele są w stanie dla niej zrobić. Jak bardzo pracę śledczym może utrudniać uparte milczenie nawet osób, które nie są nawet bezpośrednimi świadkami. Nawet samo rozwiązanie sprawy, choć jest dziełem przypadku i wyskakuje jak Filip z konopi było bardzo ciekawe.
Niestety im dalej w las tym więcej drzew, a "Komisarz i cisza" zaczyna przypominać wszystkie książki z serii jakie miałam okazję czytać. Klimat robi się nieznośny, zupełnie tak jak opisywany upał, wydarzenia cieknące jak krew z nosa i do tego Van Veeteren. Komisarz i jego stosunek do wszystkiego i wszystkich, w tym przekonanie o własnej nieomylności doprowadzały mnie niemal do szału, a książka gdzieś tak mniej więcej w połowie książka zaczęła się robić najzwyczajniej w świecie nudna. Pod koniec zdarzało mi się omijać fragmenty dialogów i opisów, bez szkody dla całości, chociaż akcja zdecydowanie przyspieszyła. Cały czas mam wrażenie, że gdyby wyrzucić postać komisarza i zastąpić go kimś mniej bubkowatym byłoby o wiele lepiej, a sama seria by dużo zyskała.
Lubię sposób pisania Hakana Nessera, ale do serii o Van Veeterenie chyba już nie mam siły i następnym razem wykażę odrobinę więcej asertywności.

Książka bierze udział w Wyzwaniu Bibliotecznym u MK.


Źródło ilustracji:
http://www.czarnaowca.pl/files/elibri/648364948.jpg

3 komentarze:

  1. Główny bohater tej serii trochę przypomina mi Wallandera, który też mnie irytuje swoim nieustannym narzekaniem. Widać w skandynawskich kryminałach zmęczony życiem policjant to standard. Na razie chyba podziękuję za ten cykl i za twórczość Nessera w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym, że Wallander raczej nie jest przekonany o swojej nieomylności i nie twierdzi, że jest w stanie rozwiązać każdą sprawę, czy tylko spojrzeć na człowieka i stwierdzić, że ten, a ten jest mordercą.
      No i jakoś bardziej wolę bohatera książek Mankella.

      Usuń
    2. To prawda, Wallander nie uważa się za nieomylnego, co poczytuje mu za plus :)

      Usuń