sobota, 29 marca 2014

Jak dawniej po Tatrach chadzano

Tatry to góry, które mają w sobie coś magicznego. Takie swojego rodzaju magnetyczne przyciąganie, które sprawia, ze chce się tam wracać mimo dzikiego tłumu, który góry ma sobie za nic i wybiera się na Rysy w baletkach. Przy czym ja w cale nie mówię, że ja jestem lepsza, choć trochę rozsądniej do gór podchodzę, bardziej przypominam japońskiego turystę z aparatem. Kiedy jednak wychodzi się po za granicę regla górnego baletnice i japonki przestają irytować, a człowiek nabiera dystansu nie tylko do tego, ale też do całej reszty.
Mimo to zawsze się zastanawiałam jak wyglądały Tatry bez tego dzikiego tłumu, bez utartych ścieżek i ludźmi, którzy mają do gór szacunek. No i udało mi się choć na chwilę przenieść w czasie i razem z Walerym Eljaszem, Tytusem Chałubińskim oraz wieloma innymi wybrać na wyprawę w te niedostępne, majestatyczne góry. A moim wehikułem czasu była książka Krzysztofa Pisery "Jak dawniej po Tatrach chadzano".  
Jest to pięknie wydana, bogato ilustrowana książka, w której autor stara się przybliżyć historię początków turystyki w Tatrach. Od samej drogi z Krakowa, przez zabitą dechami wiochę jaką było Zakopane, po górskie bezdroża, w które turystów wiedli wielcy, legendarni wręcz przewodnicy. Oprócz bogatych ilustracji i relacji autora mamy mnóstwo cytatów z książek, pamiętników, prasy, ówczesnych przewodników, a nawet listów, które pozwalają choć trochę poczuć się jak w XIX w dodając książce życia. Bo nie jest to sucha relacja, w której dowiadujemy się, że w tedy a wtedy powstało Towarzystwo Tatrzańskie, a do Zakopanego przyjeżdżała ówczesna śmietanka artystyczno-naukowa. Sam autor sprowadza się jedynie do roli komentatora, który niczym wytrawny przewodnik prowadzi nas po gąszczu informacji na temat Tatr z XIXw.
Fajnie było doczytać i dowiedzieć się więcej o postaciach, o których zawsze opowiadał Jasiek Krzeptowski na szkoleniach dla wolontariuszy, bo nagle te postacie zaczęły żyć i mówić swoim głosem. Nie były już tylko kolejnymi ciekawostkami ze szkoleń. Po za tym Krzysztof Pisera uświadomił, że kiedyś wycieczka w Tatry była wyprawą, którą trzeba było dużo wcześniej zorganizować, bo już sam dojazd z Krakowa zajmował kilka dni (a teraz większość narzeka, że pociągiem jedzie się ponad 5 godzin). W Zakopanem nie było Biedronki żeby zakupy na miejscu zrobić, ale za to byli już górale zachęcający turystów do skorzystania z ich oferty noclegu.
Można się też sporo dowiedzieć o tym jak wyglądały ówczesne stroje do chodzenia po górach, jak rozwijały się szlaki i schroniska, a przede wszystkim obserwować rozwój i działalność Towarzystwa Tatrzańskiego, bo "Jak dawniej po Tatrach chadzano" jest książką przede wszystkim o ludziach, którzy w te góry chodzili i je pokochali do tego stopnia, że niejednokrotnie byli w stanie wykładać z własnej kieszeni, żeby tylko je spopularyzować.
W tym wypadku muszę się w 100% zgodzić z recenzją na plecach książki i z czystym sercem polecam ją wszystkim tym, co w Tatry chodzą i chcą pójść. Bo czytając ją wystarczy zamknąć oczy i można się przenieść w te majestatyczne góry i wybrać na wyprawę z Tytusem Chałubińskim w towarzystwie Jana Roja, posłuchać Sabały, a potem zasnąć gdzieś w skalnej kolibie wysłanej gałęziami kosówki.
Fajnie byłoby się tak naprawdę wybrać w wiek XIX i przejść na taki spacer tatrzańskimi bezdrożami, choć przyznam się szczerze, że taki spacer w odpowiednim dla kobiety stroju byłby niesamowicie uciążliwy. No bo jak tu wdrapać się na Zawrat w spódnicy do kostek?

P.S.
Może w tamtym czasie chciałoby mi się wleźć na kopułę szczytową Giewontu, który nie był w tedy miejscem pielgrzymek ;)

Książka bierze udział w wyzwaniu u MK Czytamy polecone książki

Źródło ilustracji:
http://ksiegarnia.pwn.pl/public/pic/hcovers/240/5f/jak-dawniej-po-tatrach-chadzano_204950.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz