Też macie czasem wrażenie, że czas przemyka gdzieś obok was? Albo nawet nie wiecie kiedy upłynął kolejny tydzień i zanim się dobrze obrócicie to już zaczyna się następny?
Ja mam tak od początku października i trochę mnie to przeraża, bo mam wrażenie, że coś mi umyka. Ledwo przygotuję się do jednych zajęć to za chwilę okazuje się, że upłynął kolejny tydzień i znów trzeba przygotować trzygodzinne zajęcia dla grupy z fizjologii człowieka. Trochę to dziwne i męczące. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze masa rzeczy, które trzeba zrobić oprócz zajęć dydaktycznych. Chociażby nakarmić moją pajęczą hodowlę, która po czwartkowym wypadzie do Krakowa rozrosła się do niebotycznych rozmiarów. No, ale nie narzekam bo sama tego chciałam.
Czas na czytanie ogranicza się teraz do jazdy w autobusie, bo jak przychodzę do domu to dosłownie padam na pyszczek i wlekę się do łóżka spać. Zwyczajnie nie mam siły. Dlatego przeczytanie "Córki kata" zajęło ponad tydzień. Przyznam się nawet, że nie mam siły napisać jej porządnej recenzji, a nie chcę robić tego na odczepnego i niedokładnie. Ponieważ książka mi się podobała to teraz napiszę o niej tylko kilka słów, a może kiedyś wystawię jej dokładniejszą notatkę.
Książka była ciekawym kryminałem osadzonym w średniowiecznych realiach (gdzieś mniej więcej po wojnie trzydziestoletniej) z katem-detektywem w roli głównej. Fajnie się czytało choć w niektórych momentach akcja była troszkę rozwleczona, ale Olivier Pötzsch stworzył książkę o fajnym klimacie i ciekawych bohaterach. Jeśli więc ktoś ma ochotę na odrobinkę Średniowiecza i domorosłych inkwizytorów to może spokojnie sięgnąć po te pozycję. Ten autor zdecydowanie bardziej mi się podobał niż jego rodaczka Charlotte Link.
Jedyne, co mi się w tym tygodniu udało nadprogramowo zrobić to była wycieczka do biblioteki. Rufik kokietował dzieci, a ja pobuszowałam trochę w książkach i przytargałam ich do domu całkiem sporo.
Przede wszystkim z braku dobrego nowego fantasy i sci-fi (nie tylko w bibliotece) postanowiłam się wziąć za klasykę. Ambitnie postanowiłam przeczytać kolejne tomy "Diuny" Herberta. Kiedyś czytałam "Dzieci Diuny", ale byłam chyba za młoda, a i osoba, która mi ją pożyczyła wywinęła mi niezbyt przyjemny numer jeszcze zanim skończyłam. Pewnie dlatego też niezbyt dobrze mi się kojarzyła. Teraz natomiast postanowiłam wyrobić sobie zdanie o całej sadze, tym bardziej, że pierwszą część czytałam (po raz kolejny) całkiem nie dawno i w dziejach Paula Atrydy jestem całkiem na bieżąco. Na półce więc leży sobie spokojnie "Mesjasz Diuny", a towarzyszą mu "Władcy Niebios". Nie jest to, co prawda książka z sagi, ale chciałam zobaczyć jak wyglądają inne książki Herberta.
Do tego dochodzą oczywiście kryminały: "Kilka sekund od śmierci" Cobena, "Ostatni, który umrze" Gerritsen oraz polecana przez panią z biblioteki Marta Zaborska i jej "Uśpienie".
Dostałam też książkę "Krzyż Romanowów" Roberta Masello. Nie wiem, co to jest i nie będę grzebać po sieci za opiniami. Romanowowie mieli bardzo ciekawą historię, więc zanosi się na coś ciekawego i nie chcę sobie zepsuć niespodzianki.
Wzięłam sobie też dwa odmóżdżacze. W tej roli występuje niezawodny Andrzej Pilipiuk ze zbiorem opowiadań "Szewc z Lichtenrade" oraz Katarzyna Grochola z "Houston, mamy problem". Swojego czasu krążyłam wokół tej książki i zastanawiałam się czy warto ją kupić. No to teraz się okaże czy zrobiłam dobrze, czy nie.
Ach! Byłabym zapomniała. Ostatnia moja wycieczka do księgarni skończyła się kupieniem książki "Dobry Omen" duetu Gaiman i Pratchett. Dwóch świetnych pisarzy, których uwielbiam. Ciekawa jestem tego połączenia bo każdy z panów przedstawia zupełnie różny styl. Będzie ciekawie. No i przy okazji udało mi się w końcu wykreślić jedną książkę z listy życzeń.
Teraz idę spać i nie wstaję do poniedziałku. Na szczęście jest długi weekend i mam szansę porządnie odespać ostatnie szaleństwa.
Czas na czytanie ogranicza się teraz do jazdy w autobusie, bo jak przychodzę do domu to dosłownie padam na pyszczek i wlekę się do łóżka spać. Zwyczajnie nie mam siły. Dlatego przeczytanie "Córki kata" zajęło ponad tydzień. Przyznam się nawet, że nie mam siły napisać jej porządnej recenzji, a nie chcę robić tego na odczepnego i niedokładnie. Ponieważ książka mi się podobała to teraz napiszę o niej tylko kilka słów, a może kiedyś wystawię jej dokładniejszą notatkę.
Książka była ciekawym kryminałem osadzonym w średniowiecznych realiach (gdzieś mniej więcej po wojnie trzydziestoletniej) z katem-detektywem w roli głównej. Fajnie się czytało choć w niektórych momentach akcja była troszkę rozwleczona, ale Olivier Pötzsch stworzył książkę o fajnym klimacie i ciekawych bohaterach. Jeśli więc ktoś ma ochotę na odrobinkę Średniowiecza i domorosłych inkwizytorów to może spokojnie sięgnąć po te pozycję. Ten autor zdecydowanie bardziej mi się podobał niż jego rodaczka Charlotte Link.
Jedyne, co mi się w tym tygodniu udało nadprogramowo zrobić to była wycieczka do biblioteki. Rufik kokietował dzieci, a ja pobuszowałam trochę w książkach i przytargałam ich do domu całkiem sporo.
Przede wszystkim z braku dobrego nowego fantasy i sci-fi (nie tylko w bibliotece) postanowiłam się wziąć za klasykę. Ambitnie postanowiłam przeczytać kolejne tomy "Diuny" Herberta. Kiedyś czytałam "Dzieci Diuny", ale byłam chyba za młoda, a i osoba, która mi ją pożyczyła wywinęła mi niezbyt przyjemny numer jeszcze zanim skończyłam. Pewnie dlatego też niezbyt dobrze mi się kojarzyła. Teraz natomiast postanowiłam wyrobić sobie zdanie o całej sadze, tym bardziej, że pierwszą część czytałam (po raz kolejny) całkiem nie dawno i w dziejach Paula Atrydy jestem całkiem na bieżąco. Na półce więc leży sobie spokojnie "Mesjasz Diuny", a towarzyszą mu "Władcy Niebios". Nie jest to, co prawda książka z sagi, ale chciałam zobaczyć jak wyglądają inne książki Herberta.
Do tego dochodzą oczywiście kryminały: "Kilka sekund od śmierci" Cobena, "Ostatni, który umrze" Gerritsen oraz polecana przez panią z biblioteki Marta Zaborska i jej "Uśpienie".
Dostałam też książkę "Krzyż Romanowów" Roberta Masello. Nie wiem, co to jest i nie będę grzebać po sieci za opiniami. Romanowowie mieli bardzo ciekawą historię, więc zanosi się na coś ciekawego i nie chcę sobie zepsuć niespodzianki.
Wzięłam sobie też dwa odmóżdżacze. W tej roli występuje niezawodny Andrzej Pilipiuk ze zbiorem opowiadań "Szewc z Lichtenrade" oraz Katarzyna Grochola z "Houston, mamy problem". Swojego czasu krążyłam wokół tej książki i zastanawiałam się czy warto ją kupić. No to teraz się okaże czy zrobiłam dobrze, czy nie.
Ach! Byłabym zapomniała. Ostatnia moja wycieczka do księgarni skończyła się kupieniem książki "Dobry Omen" duetu Gaiman i Pratchett. Dwóch świetnych pisarzy, których uwielbiam. Ciekawa jestem tego połączenia bo każdy z panów przedstawia zupełnie różny styl. Będzie ciekawie. No i przy okazji udało mi się w końcu wykreślić jedną książkę z listy życzeń.
Teraz idę spać i nie wstaję do poniedziałku. Na szczęście jest długi weekend i mam szansę porządnie odespać ostatnie szaleństwa.
Niestety na nadmiar wolnego czasu też nie narzekam. Staram się czytać w każdej wolnej chwili, ale nie zawsze się udaje. "Córkę kata" mam zamiar poznać i liczę, że będzie mi się podobać :)
OdpowiedzUsuńMi się podobała. Fajny kryminał na wieczór.
UsuńNie ma to jak wariatkowo 7dni w tygodniu, co? Książki są o tyle wdzięczne, że grzecznie czekają i jeść nie wołają. W przeciwieństwie do pajęczaków. Co to za nowi przybysze?
OdpowiedzUsuńSteatoda grossa i kilka zyzusiów tłuściochów. Będę sie nad nimi pastwić i karmić je muchami z kadmem :D
UsuńZ tym czasem to faktycznie katastrofa. Co prawda dzieci nie mam, więc i obowiązków mniej, ale blog i okołoblogowe wydarzeni pożerają ogromnie dużo czasu, a nie zawsze udaje się go wygospodarować tyle, ile bym chciała.
OdpowiedzUsuńNo coś w tym jest. Ja dzieci nie mam, ale mam pod opieką wspomnianą hodowle pająków i to też pożera sporo czasu.
Usuń