wtorek, 17 września 2013

Dystrykt 9

Na wstępie zaznaczam, że wręcz nie nienawidzę filmów o obcych, choć może to trochę być hipokryzją bo uwielbiam "Star Treka" i SW. Tam jednak obcy są albo humanoidalni albo mają w sobie coś co aż tak bardzo nie odstręcza. Niestety potem oglądałam "Obcy 8 pasażer Nostromo" i przez kilka dni bałam się wystawić w nocy czubek głowy bądź kończyny spod kołdry. Ostatnio poprawiłam sobie skądinąd kiepskim  "Prometeuszem", ale był ten ociekający kwasem stwór, było ciemno i ogólnie "ble", choć nie powiem tętno mi skoczyło parę razy dość mocno. Nie będę jednak pisać o filmach, które oglądałam z kocem na głowie i przez tydzień miałam lekką psychozę. Z tego powodu troszkę ostrożnie i z lekką paniką postanowiłam obejrzeć "Dystrykt 9". Zajęło mi trochę czasu zanim się za niego zabrałam, ale fakt że w niedziele wieczorem człowiek w telewizji ma do wyboru śpiewanie lub gotowanie, więc to trochę pomogło i w końcu obejrzałam!
Historia sama w sobie jest nieco dziwna. W 1982 roku na Ziemi pojawia się statek obcych i na trzy miesiące zawisa nad... Johannesburgiem. No i w zasadzie nic się nie dzieje, a ciekawscy ludzie po jakimś czasie decydują się zajrzeć na pokład. Okazuje się, że obcy są w kiepskim stanie. Pod statkiem w dystrykcie 9 powstaje coś w rodzaju getta dla obcych i właściwie zostaje ono pozostawione same sobie na prawie 20 lat. Robi się niezły bałagan. Szerzy się przemoc, handel bronią w zamian za kocią karmę (bo okazuje się, że obcy dostają na jej punkcie kręćka), prostytucja choć nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Dystrykt 9 przypomina śmietnik. W końcu rząd postanawia przenieść obcych w inne miejsce i zleca to firmie Multi-National United. MNU jednak nie robi tego w cywilizowany sposób. Chęć zdobycia technologii i broni obcych, która uruchamia się tylko, gdy wykryje ich DNA powoduje, że nie przebierają w środkach, przekraczają pewne granice. To jest jednak osobna historia.
Całą operacją eksmisji obcych zarządza Wikus van de Merwe, który traktuje to całe przedsięwzięcie jako dobrą zabawę. No, bo przecież obcy to nie ludzie, tylko coś co bardziej przypomina robala, krewetkę i nie trzeba się nimi przejmować. Wszędzie z obstawą przekupuje obcych kocią karmą, zastrasza albo gdy próbują się bronić spokojnie patrzy jak ich zabijają. Jego perspektywa zmienia się o 180 stopni, gdy opryskuje się zawartością kanistra, którą wyprodukowali inteligentni przedstawiciele obcych. Nagle zaczyna się zamieniać w obcego i sam staje się zwierzyną łowną. Poluje na niego MNU łącznie z teściem, którzy chcą go rozebrać do atomów żeby zobaczyć dlaczego nagle może obsługiwać broń obcych. Polują też Nigeryjczycy, których przywódca twierdzi, że ta umiejętność należy się jemu i chce ją w jakiś sposób przejąć. Pierwszy raz ucieka, czuje się zaszczuty przez cały świat i niespodziewanie znajduje wsparcie w tych których do tej pory prześladował. W końcu jego losy toczą się tak, że pomaga uciec tej dwójce, a ci obiecują, że wrócą za mniej więcej trzy lata. Sam Wikus w końcu
zamienia się w obcego i pozostaje w dystrykcie, który w końcu przeniesiono w inne miejsce.
Film jest nakręcony w formie dokumentu, w którym bieżące wydarzenia przeplatają się z wypowiedziami ekspertów jak entomolodzy (bo obcy przypominają robale), socjologów, politologów, czy newsami z wiadomości. Pod koniec pojawiają się wypowiedzi członków rodziny Wikusa, jego współpracowników a czasem nawet jego samego w formie zdjęć archiwalnych. Co przyznam w pewnych momentach było troszkę nudnawe, bo ileż można patrzeć na wiecznie uśmiechniętego faceta, który za nic ma sobie innych. Człowieka, który z uśmiechem na ustach i żartując opowiada o tym jak likwidować jaja kosmitów. Przecież kosmici to zwierzęta i można z nimi robić co tylko się chce. Nikt tam nie dopatruje się w tym zbrodni ludobójstwa, dyskryminacji rasowej. A właśnie to w zachowaniu ludzi obnaża reżyser. Ludzką ksenofobię, która może przybierać monstrualne rozmiary.
Pokazuje też jak trudno jest samemu zmienić punkt widzenia. Dopiero naprawdę ekstremalne doświadczenia
jak w przypadku Wikusa stopniowa przemiana w obcego sprawia, że zaczyna się postrzegać wszystko zupełnie inaczej. Główny bohater musiał dopiero na własnej skórze poczuć jak to jest, gdy nagle staje się po drugiej stronie barykady.
Co ważne. Film nie jest napakowany górnolotnymi hasłami i nie moralizuje nikogo na siłę. Każdy odgrzebie w tym obrazie różne rzeczy, łącznie z krytyką obecnego świata. Blomkamp wbija ludzkości co raz to nowe szpilki krytykując brak współczucia i poszanowania innych, brak jakiejkolwiek etyki, rządzę zysku, władzy i wiele wiele innych. Trzeba tylko uważnie patrzeć i wystarczy trochę znać historie nie tylko tamtego obszaru żeby umieć to rozszyfrować. Choć poczucie wbijania przez reżysera kolejnej szpilki nie staje się przez to znośniejsze.
Po za tym reżyser Neill Blomkamp stworzył naprawdę ciekawy obraz. Film ma świetnie skomponowaną fabułę, w niektórych momentach bywa widowiskowy i dość krwawy. Świetne efekty specjalne, w tym same postacie obcych, które wyglądają bardzo realistycznie. Do tego genialnie dobrana muzyka, która sprawia, że całość ogląda się naprawdę bardzo dobrze.
Trudno jeszcze nie wspomnieć słowem o aktorach, którzy genialnie wpisali się w klimat stworzony w filmie. Sharlto Copley doskonale poradził sobie ze stworzeniem Wikusa van de Merwa, a miał ciężki orzech do zgryzienia. Z jednej strony miał normalnego faceta, a z drugiej faceta zaszczutego przez zatrudniającą firmę, która za wszelką cenę chciała sprawdzić jak to się stało, że nagle może on obsługiwać broń obcych.
Jest to film, do którego na pewno jeszcze wrócę nie raz. Bo chociaż jest to film o obcych to niesie on takie treści, że warto nad nim dłużej przysiąść i zapamiętać. Wcale się nie dziwię, że Peter Jackson zaufał młodemu reżyserowi i pozwolił mu nakręcić film, taki film. Po takim czymś chyba zaprzyjaźnię się z Blomkampem nna dłużej i chętnie obejrzę "Elysium".


Źródła ilustracji:
www.filmweb.pl
www.students.pl
iptak.pl

6 komentarzy:

  1. Ten film jest wspaniały, jeden z moich ulubionych. Że Copley nie dostał za tę rolę Oscara ani nawet nominacji, to dla mnie skandal. Niesamowitą rolę odegrał. Od nieczułego sukinsyna przez zaszczutą zwierzynę do szlachetnego bojownika o wyzwolenie obcych, a we wszystkich tych wcieleniach jednako wiarygodny :) Jaka szkoda, że tak rzadko gra w filmach! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieczuły... Wobec "krewetek" jak najbardziej, ale z drugiej strony bardzo kochał swoją żonę. Taki dysonans. Genialna rola i zagranie ewolucji bohatera niemalże w tempie przyspieszonym to nie lada osiągnięcie. Z jednej strony szkoda, że rzadko gra, ale z drugiej strony jeszcze nie zagrał w złym filmie ;)

      Usuń
    2. Właśnie z tym "nieczułym" chodziło mi, że wobec krewetek :) A przecież doskonale zdaje sobie sprawę, że są podobne do ludzi, bo szantażuje jedną, że jak się nie wyprowadzi, zabiorą jej syna i szantaż działa ;P

      Usuń
    3. Coś w tym jest. Postać do wszechstronnej analizy.

      Usuń
  2. Nie lubię filmów o obcych. Są tak naciągane jak tylko się da. Nikt mnie nie przekona by odpalić ten film :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ten nie jest aż tak bardzo naciągany. Wyszedł świetnie, a jak mi się podobają filmy o obcych to już naprawdę wielkie osiągnięcie :P

      Usuń