poniedziałek, 29 lipca 2013

Powrót

Kolejna książka o komisarzu Van Veeterenie za mną i muszę się przyznać, że moje uczucia wobec tego cyklu są coraz bardziej mieszane. Tym razem czytałam "Powrót", który jest trzecią z kolei książką z serii i cieszę się, że po za małą wpadką z "Punktem Borkmanna" zaczęłam czytać w miarę w odpowiedniej kolejności.
Tym razem do kryminału wprowadza nas opis przeżyć człowieka, który właśnie wyszedł z więzienia. Przechodzi on piechotą drogę z zakładu karnego na dworzec, a potem wraca do domu, który przez prawie dwanaście lat stał pusty i tylko jakaś tajemnicza kobieta trochę ogarnęła obejście. Następnie przenosimy się rok do przodu i obserwujemy wycieczkę przedszkolaków, która zalicza kolejne wpadki jeszcze przed dotarciem do celu. Największa katastrofa wydarzyła się jednak dopiero, gdy dzieci miały wracać z wycieczki do domu. Jedna z dziewczynek oddaliła się od grupy i znalazła zwłoki zawinięte w dywan, a traumę powiększyło to, że trup nie miał głowy, dłoni i stóp.
Sprawa zostaje początkowo przydzielona zespołowi, który zazwyczaj prowadzi Van Veeteren. Jednak nie zanosi się na rychłe rozwiązanie sprawy, nie ma głowy, dłoni, stóp, a na ciele nie ma znaków szczególnych i to powoduje, że identyfikacja jest niemożliwa. Dodatkowo komisarz idzie do szpitala na operację usunięcia guza jelita grubego, a mężczyźni z rejestru zaginionych mniej więcej odpowiadający wiekowi i długości leżenia denata w dywanie okazują się jak najbardziej żywi. Sprawa wydaje się być beznadziejna dopiero, gdy na komendę zgłasza się kobieta, która twierdzi, że zwłoki to być może jej brat Leopold Verhaven. I tak oto rozwiązuje się zagadka tajemniczego więźnia z początku książki. Verhaven przesiedział w więzieniu 24 lata za dwa morderstwa kobiet i w zasadzie zniknął w dniu, w którym opuścił zakład.
Policja zaczyna odgrzebywać stare sprawy i szukać dowodów, które wskazałyby kto mógłby zabić Verhavena, ale nie jest to takie proste. Denat okazał się być osobą bardzo dziwną, zamkniętą w sobie, a w dodatku oba jego procesy były bardziej niż poszlakowe i co raz więcej zaczyna wskazywać, że mógł być niewinny. Żeby policjantom prowadzącym śledztwo utrudnić życie jeszcze bardziej do sprawy ze szpitalnego łóżka włącza się Van Veeteren i ... Cały czas miałam wrażenie, że Munster i spółka trochę sobie odpuścili, bo w końcu komisarz rozwiąże sprawę, co w końcu robi, ale na własną rękę bo jest na zwolnieniu.
Przez kilka pierwszych rozdziałów sprawa naprawdę mnie wciągnęła. Tajemnicze niemalże niemożliwe do zidentyfikowania zwłoki, poszlaki wskazujące, że kogoś niewinnego skazano na 24 lata więzienia i widmo potężnego skandalu poddającego w wątpliwość pracę wymiaru sprawiedliwości. Niestety im dalej biegła historia tym mniej przypominała ona kryminał, a bardziej bezsensowną powieść obyczajową. Wszystko się wlecze, a retrospekcje wydają się co raz bardziej bez sensu i nie rzucają nowego światła na to co się dzieje w teraźniejszości.
Myślałam, że Van Veeteren przez operację trochę złagodnieje i stanie się bardziej ludzki. Niestety stał się jeszcze bardziej upierdliwy i przekonany o własnej wielkości. Dodatkowo postanawia na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość nie mając nic po za własnymi domysłami.
No, ale tym razem muszę przyznać, że nie irytowało mnie aż tak bardzo to, że miejsca, w których wszystko się działo tak naprawdę nie istnieją. Nie miałam potrzeby umiejscowienia wydarzeń ponieważ nie było żadnych pościgów, a małe wioski i mieszkający w nich ludzie są bardzo podobni do siebie w każdym państwie. Denerwowały mnie natomiast nazwiska postaci przewijających się przez książkę. Tym razem do brzmiących skandynawsko i polsko nazwisk dołączyły typowo włoskie, a sam autor czasem zapominał jak one brzmiały (dwa czy trzy razy zmieniało się nazwisko tej samej postaci). Kompletne pomieszanie z poplątaniem.
Nie była to jednak książka zupełnie zła. Miała w sobie jakiś taki urok który przyciągał i zachęcał do przerzucania kolejnych stron. Przy czym bardzo łatwo się zapomina, o co tak naprawdę chodzi i czasem trzeba wrócić do początku żeby sobie przypomnieć. Na pewno powinna się spodobać fanom wrednego i gderliwego komisarza. Dla mnie jest to raczej książka neutralna i chyba dość szybko o niej zapomnę.


Źródła ilustracji:
www.merlin.pl

1 komentarz:

  1. Hejka! to zapraszamy do zabawy zakładkowej i to bardzo;DDD ....wiesz już co robić;DDDD
    http://mkczytuje.blogspot.com/2013/07/zabawe-nie-niszcz-ksiazek-uzywaj.html

    OdpowiedzUsuń