czwartek, 4 lipca 2013

Mózg Kennedy'ego

Większości ludzi Henning Mankell kojarzy się przede wszystkim z Kurtem Wallanderem. Dość specyficznym komisarzem policji, który słucha muzyki operowej, nie jest zbyt miły w obyciu (chociaż stara się) jest melancholikiem o napiętych stosunkach z ojcem i ma talent do stopniowego rozplątywania najbardziej skomplikowanych spraw. Niewielu jednak wie, że Mankell napisał też kilka książek dla dzieci oraz kilka poważniejszych, w których nie ma słowa o komisarzu z Ystad. Jedną z tych książek jest właśnie "Mózg Kennedy'ego".
Główną bohaterką tej książki jest Louise Cantor. Kobieta jest archeologiem specjalizującym się w antycznej Grecji wraca z wykopalisk do Szwecji na konferencję, ale nie zostaje na niej długo. Wykręca się z dalszego uczestnictwa tym, że musi jechać do chorego krewnego. Niestety wypowiada te słowa w złą godzinę. Gdy dociera do Sztokholmu do mieszkania syna, którego postanowiła odwiedzić okazuje się, że spełnił się największy koszmar jaki może wyobrazić sobie rodzic. Znajduje w łóżku martwe dziecko, swojego jedynaka Henryka. Od tego momentu całe jej życie staje na głowie.
Wszystko wskazuje na to, że chłopak popełnił samobójstwo połykając dużą dawkę leków nasennych i policja zamyka sprawę. Natomiast zrozpaczonej matce ciągle się coś nie zgadza, takie drobne szczegóły, których nikt inny nie jest w stanie zauważyć. Kobieta nie będąc do końca pewną, czy nie jest to próba niedopuszczenia do siebie prawdy zaczyna zagłębiać się w życie syna i podążać jego śladami. Odnajduje byłego męża, który dosłownie zniknął z życia jej i syna, a potem razem próbują rozwiązać te zagadkę. Odkrywają, że ich Henryk był bardziej tajemniczy niż normalny chłopak w jego wieku i, że ukrywał przed matką wiele rzeczy, które prawdopodobnie go zabiły.
W końcu pogoń za tajemnicami i rozpaczliwa próba wyjaśnienia tajemniczej śmierci jedynego dziecka wiodą Louise do Afryki, gdzie dowiaduje się coraz bardziej szokujących rzeczy o swoim synu. Stopniowo choć nie bez oporów przyjmuje do wiadomości okropności jakie dzieją się na tym kontynencie, a także fakt, że dalej poniekąd tkwi w kolonializmie.
"Mózg Kennedy'ego" nie jest książką łatwą w odbiorze, chociaż czyta się go dość dobrze. Pierwsze, co się rzuca w oczy to duże nagromadzenie cierpienia w każdej postaci: ból matki po utracie dziecka, ból rozstania, cierpienia ciężko chorego człowieka, cierpienia ludzi wykorzystywanych i ten rodzaj bólu, gdy prawda wydaje się być nie do zniesienia. Mankell razem z Louise przeprowadza nas stopniowo przez każdy z etapów żałoby. Widzimy fazę szoku i zaprzeczenia, w której Louise nie wie co się dzieje i nie dopuszcza do siebie, że jej świat nagle runął. Potem nie do końca jest się w stanie ogarnąć. W końcu dochodzi do trzeciego etapu, w którym się buntuje i postanawia sama wyjaśnić, co tak naprawdę się stało. Ten etap trwa najdłużej i jest przeplatany momentami akceptacji oraz depresji. Widać więc dobrze, że psychologiczne teorie to jedno, a rzeczywistość drugie. Dlatego też jedyną osobą, której punkt widzenia znamy w całości jest właśnie Louise Cantor inne osoby poznajemy przez pryzmat jej odczuć i oceny danej sytuacji. Często też patrzymy jak bardzo ją to wszystko przerasta. Czasem tak bardzo, że nawet organizm odmawia posłuszeństwa.
Mankell porusza także inny temat, który w jego powieściach pojawia się też dość często. Jest to Afryka. Był głównym tematem "Białej lwicy", pojawiał się też czasami w innych książkach o Wallanderze dotykając problemu emigracji i rasizmu. Tutaj pojawia się w zupełnie innym kontekście. Louise gwałtownie zderza się z różnicami pomiędzy zamożnymi białymi, a resztą Afrykańczyków, którzy często żyją w skrajnej nędzy. Dociera do niej prawda, że kolonializm tak naprawdę nie odszedł, ale zmienił tylko nazwę i ubranie. Zaskakuje ją to, że mimo skrajnej nędzy ci ludzie potrafią uśmiechnąć się bez powodu i rozmawiać o najprostszych rzeczach, potrzebach podczas, gdy europejczycy utracili te umiejętność. Często też ocenia ludzi według utartych stereotypów, co dobitnie wytyka jej dziewczyna, która kiedyś była blisko z jej synem.
Tu wypływa też powoli kolejny temat, który mocno dotyka Afrykę, ale i też resztę świata. Chodzi o AIDS, której nie da się wyleczyć, można tylko łagodzić jej skutki i jakoś wydłużyć pacjentowi życie. To jest kolejna rzecz, która mocno uderzyła w Louise ze względu na to, że jak się dowiedziała Henryk też był seropozytywny. No i na swój sposób drążył ten temat. Temat AIDS, a konkretnie badań nad znalezieniem lekarstwa na nie.
Mankell porusza tu dość istotny temat nielegalnych badań na ludziach. Zwłaszcza w Afryce, gdzie tak naprawdę nie ma nad tym kontroli, a jeśli jest to wystarczy odpowiednio zapłacić, porozmawiać z odpowiednimi ludźmi i kontroli nie ma. Porusza także sprawę etyki i sumienia. Jak człowiek może robić takie okropności drugiemu człowiekowi? Zwłaszcza pod koniec książki stara się odpowiedzieć na to pytanie.
Jest jeszcze jedna rzecz. Zanim przeczytałam te książkę mocno zastanawiałam się o co chodzi z tym mózgiem i zabitym w zamachu prezydentem USA. Odpowiedź pojawia się w trakcie książki i nie jest ona oczywistą oczywistością. Jest to rodzaj metafory, która wyjaśnia się stopniowo i zmusza do uruchomienia szarych komórek.
Co mogę jeszcze o samej książce powiedzieć? Jest bardzo dobra i porusza mnóstwo trudnych tematów, ale pojawia się też kilka wątków kryminalnych. Ciężko mi zaklasyfikować ją do obyczajówki albo kryminału, bo jest czymś pośrednim. Ci co znają prozę Mankella wiedzą czego się spodziewać. Nie pisze on językiem lekkim, ale jest na tyle obrazowy, że pozwala zajrzeć bardzo głęboko w psychikę postaci szczególnie Louise, na której skupia się cała książka.
"Mózg Kennedy'ego" jest wart uwagi i przeczytania, chociaż nastrój jaki wprowadza jest dość depresyjny (z drugiej strony może to już mój stres związany z magisterką bardziej dał o sobie znać). Nie jest jednak aż tak bardzo źle i pojawiają się jasne punkty w całej tej historii. Na pewno polecam ją miłośnikom Mankella, a ci co chcą się z nim poznać niech lepiej zaczną przygodę od Wallandera, który nie przyprawia o depresję, ale o lekką melancholię.
Muszę też pomarudzić na polskie wydawnictwa. Może mi ktoś wyjaśnić dlaczego książki tego autora są wydawane bez jakiejkolwiek kolejności? Przynajmniej wiem, że w tym przypadku nie mogę mieć do siebie pretensji o czytanie nie po kolei. Mocno rzuca się to w oczy przy książkach o Kurcie Wallanderze, ale i "Mózg Kennedy'ego" nie okazał się totalną nowością. Na szczęście wydawnictwu WAB udało się dobrać niemal idealną okładkę.



Źródło ilustracji:
www.empik.com

2 komentarze:

  1. Jak zwykle wnikliwa recenzja. Sama znam autora tylko z jednej ksiazki z Kurtem i musze przyznac ze ten tytul mnie intryguje. Mam nadzieje ze bede miala okazje ja poznac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, staram się ^^
      Warto choć jest dość przygnębiająca. Porusza kilka ciekawych i trudnych tematów, więc jest o czym myśleć.

      Usuń