środa, 24 lipca 2013

Martwi, niemartwi przebierańcy

Zachciało mi się odpoczynku od kryminałów. Zachciało mi się fajnego urban fantasy. Zachciało mi się też czegoś z dreszczykiem. No to dostałam, ale... Nie do końca to co chciałam, a wszystkiemu winna Biedronka, w której książki były po 9,99 zł i moje wrodzone książkowe łakomstwo. Bo przecież mogę mieć trzy w cenie jednej! Dlatego między rzodkiewką, a olejem wylądowały "Duma i uprzedzenie" Jane Austen (wreszcie mam swoje i pani z biblioteki nie będzie dziwnie patrzeć jak biorę te książkę po raz tysięczny), "Córka kata" Oliviera Pötzsch i ci nieszczęśni "Przebierańcy" Mike'a Carey'a.
Czemu nieszczęśni? Bo jak zwykle zaczęłam od środka serii (a dokładniej od trzeciej), narracja jest pierwszoosobowa i doprowadzała mnie do szału no i fakt, że skuszona hasłem: "Powieść twórcy Constantine'a" oczekiwałam czegoś w podobnym tonie, a dostałam coś kompletnie innego też raczej nie pomógł.
Felix 'Fix' Castor jest londyńskim egzorcystą, który świadczy usługi duchowe czymkolwiek one są. A tego nawet sam usługodawca nie wie. Wszystko zaczyna się na pogrzebie jednego z jego dawnych współpracowników, który popełnił samobójstwo. Cyrk zaczyna się już na samym początku, bo na przyspieszony pogrzeb wpada prawnik, który grozi, że ekshumuje ciało żeby pogrzebać je zgodnie z wolą jego zmarłego klienta. Potem wdowa prosi Castora o pomoc, ale ten się wykręca jak piskorz i dopiero, gdy ktoś chce go zabić w windzie zaczyna się zastanawiać, czy aby nie zająć się tą sprawą. Do tego jeszcze dochodzi dziwaczne zlecenie, w którym egzorcysta ma udowodnić, że brutalnego mordu młotkiem nie dopuścił się mąż klientki, ale... zmarła przed dwudziestu laty seryjna morderczyni ze Stanów Zjednoczonych. Egzorcysta zaczyna dostrzegać pewne powiązania pomiędzy zleceniem, a sprawą w jaką wplątał się jego kolega po fachu. W rozwiązaniu zagadki pomagają mu sukub Juliet i bardzo niechętnie geniusz komputerowy, który jest zombi. No i zapomniałabym jeszcze o próbie utrzymania z dala od przyjaciela Castora pewnej kobiety, która kolekcjonuje zombi, wampiry, łaki i inne takie, a potem nieraz w brutalny sposób bada to jak zmarłe dusze oddziałują na resztę świata. Tym bardziej chce dorwać przyjaciela Fixa, bo opętał go Asmodeusz i został na stałe.
Brzmi trochę kretyńsko? No i niestety przez większość czasu historia wydawała mi się potwornie kretyńska, bo główny bohater coś tam do siebie bełkocze bez ładu i składu. Fix nie potrafi opisywać historii nie potrafi, ma kiepskie poczucie humoru i dziwaczne porównania, których nie potrafiłam za nic zrozumieć. Po za tym gdy robiło się ciekawie to jednym słowem potrafił zabić całą atmosferę. No i do tego dochodzi jego podejście do całości. Niby nie chce się mieszać, nie interesuje go to wszystko, a kolega który popełnił samobójstwo to tylko znajomy i w dodatku niezbyt lubiany. Ciągle powtarza wymówki w stylu: Nie chciałem, ale jednak zrobiłem bo nie umiałem powiedzieć nie i zżerała mnie ciekawość. Nie cierpię tego typu zblazowanych bohaterów, którym wszystko przeszkadza i cokolwiek mają zrobić nie jest im na rękę.
Gdy już mniej więcej w połowie zaczęłam ogarniać zasady rządzące tym światem (tak znów zaczęłam od środka serii) to akcja zamiast przyspieszyć zaczęła się dosłownie wlec. Rozwleczone rozważania głównego bohatera/narratora na temat i nie na temat różnych wydarzeń doprowadzały mnie dosłownie do szału i powodowały, że odkładałam książkę. Kiedy wszystko zaczynało nabierać tempa człowiek nagle rozbijał się o jakieś niepotrzebne przemyślenia i akcja znów mocno zwalniała, a to powodowało, że zaczynałam omijać różne partie tekstu.
Muszę jednak przyznać, że sama końcówka była bardzo dobra i musiałam 
Odniosłam wrażenie, że każdy nawet najbardziej drugoplanowy bohater "Przebierańców" jest zmęczony i znudzony życiem. Natomiast jedyna osoba z jakiej autorowi udało wykrzesać się choć troszeczkę emocji była dusza gangstera-mordercy, który nagle doznał olśnienia, że to co robi on i jego współtowarzysze jest bardzo złe. Takie pozbawienie emocji miało sens przy opisywanych demonach, ale wdowa zachowująca kamienną twarz podczas pierwszego i drugiego pogrzebu męża? No nie wiem, więcej życia w sobie miał zombi, który robił wszystko żeby zakonserwować swoje zwłoki.
Po za tym język jakim jest napisana książka pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem może to przez tłumaczenie, ale miałam wrażenie, że autor za bardzo chciał zobrazować świat, w którym się poruszali jego bohaterowie i przesadził. W niektórych miejscach czasem aż prosiło się o to żeby dać komuś słownik synonimów. No cóż... Mam wrażenie, że Carey lepiej czuje się jako twórca komiksowy niż pisarz.
Zdaję sobie sprawę z tego, że zaczęłam czytać od środka serii i powinnam przeczytać pierwszą część, ale po czymś takim raczej nie będę w stanie. Książka mnie mocno rozczarowała. Liczyłam na coś dużo lepszego i niestety nie dostałam ani porządnego fantasy, ani horroru. Historia rozłaziła się bardziej z każdą kolejną stroną, główny bohater doprowadzał mnie do szału, a cała reszta była nijaka i matowa. Wieś w USA nie różniła się niczym od peryferii Londynu.
"Przebierańcy" mogli być dużo fajniejszą książką, bo pomysł był bardzo dobry, ale cała reszta pozostawia wiele do życzenia. Mój egzemplarz poszedł do biblioteki, może komuś innemu bardziej przypadnie do gustu (w Internecie książki tego autora cieszą się całkiem dobrymi opiniami). No i też na przyszłość będę pamiętać, że jak zachce mi się fajnego urban fantasy to mam sięgać po polskich autorów, ewentualnie po Gaimana.



Źródło ilustracji:
www.merlin.pl

3 komentarze:

  1. U mnie pierwsza część tego cyklu stoi na półce... uuu, już chyba z 2 lata jak nie lepiej. Muszę się w końcu zabrać. Może będzie lepsza ;)

    Czytanie serii od środka jest złeeee, bardzo złe :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem winna jest Biedronka ;)
      Może być lepsza, bo przynajmniej poznasz świat Castora od początku

      Usuń
  2. Chętnie zaczęłabym czytać tą książkę od pierwszej części :)

    OdpowiedzUsuń