poniedziałek, 15 lipca 2013

Danina dla aniołów

Ostatnio nosi mnie trochę na filmowo. Jakiś czas temu (trochę mam kilka dni wyciętych z życiorysu) w telewizji leciał film "Templariusze. Miłość i krew", który jako wersja kinowa był po prostu katastrofą w czystym wydaniu, ale jego dwuczęściowa wersja to po prostu cud miód i orzeszki, więc pewnie kiedyś o nim skrobnę porządną notkę. Pomijam też fakt, że trochę się nakręciłam na książki Jana Guillou na podstawie, których je nakręcili. Dzisiaj natomiast będzie o czymś zupełnie innym i w zupełnie innej epoce. 
Zamiast średniowiecznej Szwecji będzie współczesna Szkocja. Przeniosłam się tam za sprawą wujka, któremu poleciłam jakiś czas temu "Wszystko za życie", a on mi w ramach rewanżu "Whisky dla aniołów". Długo nie mogłam się zebrać żeby go obejrzeć, aż w końcu znalazłam trochę wolnego czasu i mobilizacji. No i stało się polubiłam tych specyficznych człowieków*.
Na początku filmu poznajemy specyficzną grupę młodych ludzi Robbie, Albert, Rhino i Mo, którzy za mniejsze lub większe, a czasem nawet kretyńskie przestępstwa zostali skazani na roboty społeczne. Każdy z nich jest w trudnej sytuacji i musi jakoś ogarnąć swoje życie.
Cała opowieść skupia się najbardziej na losach Robbiego, który z całej czwórki popełnił największe przestępstwo: bez powodu dotkliwie pobił chłopaka w swoim wieku. Kara jaką dostał w tym momencie zaczyna zdawać się niewspółmierna do winy, ale jest jedna rzecz, która przemawia w jego obronie. Robbie chce się zmienić i jest w stanie zrobić wszystko żeby mu się udało. Do tego ma bardzo silną motywację. Ma zostać ojcem i nie chce by jego syn był dzieckiem kryminalisty.
Chłopak ma i szczęście i pecha. Jego pech polega na tym, że ukochana jest córką przywódcy lokalnej mafii i nie jest zbytnio przez niego lubiany (został nawet bardzo dotkliwie pobity). Ma też jednak dużo szczęścia, bo człowiek, który nadzoruje grupę odrabiających prace społeczne, w której jest Robbie mimo całej swojej szorstkości okazuje chłopakowi serce i chce mu pomóc. Harry staje się dla niego kimś w rodzaju ojca. Mężczyzna odkrywa przed chłopakiem zupełnie nowy nieznany mu świat. A co to jest? Zgodnie z tytułem jest to whisky! Harry pokazuje, że picie alkoholu to nie tylko urżnięcie się do nieprzytomności, ale może być czymś więcej i tak Robbie zaczyna się coraz bardziej interesować dumą szkotów. Okazuje się, że chłopak ma wrażliwy smak i węch, a co za tym idzie mógłby być smakoszem zawodowo. Harry stara się podtrzymać w chłopaku to zainteresowanie na różne sposoby. Nie przewiduje jednak jednego, że Robbie i jego nowi przyjaciele wybiorą się na małą wycieczkę, która może nie być do końca zgodna z prawem.
Film jest... Dziwny. Ni to komedia, ni to dramat, choć w zasadzie od pierwszych minut można płakać ze śmiechu za sprawą naczelnego głupka całej ekipy. Dresa, który o mało nie wpadł pod pociąg i nie wie kto to jest Mona Lisa nie mówiąc, że ma problemy z umiejscowieniem sobie Edynburga. Zapewnia on stały dopływ absurdalnego humoru, który w jakiś sposób równoważy inne części tego obrazu.
Ważniejsze są tu jednak inne elementy. Reżyser pokazuje w zasadzie jedną z niższych klas społecznych i odmalowuje ją różnymi barwami. Głównie przez pryzmat Robbiego, który ma problemy z kontrolą gniewu, jest raczej nieokrzesany i agresywny, ale w ciągu 106 minut oglądamy jego stopniową przemianę. Bo chłopak bardzo chce się zmienić i spotyka na swojej drodze ludzi, którzy chcą mu pomóc. Jego dziewczyna, Harry, nierozgarnięci przyjaciele z prac społecznych sprawiają, że zaczynamy mu kibicować, a w końcu nawet lubić.
Loach w tym filmie łamie kilka dość twardych stereotypów. W tym ten, że niższe klasy społeczne nie doceniają wartościowych trunków jakim jest whisky. Pokazuje także, że dla kogoś kto według większości społeczeństwa nie ma nadziei, ta nadzieja jest. Wystarczy tylko pomocna dłoń, która pojawi się w odpowiednim momencie i będzie wiedzieć jak pomóc żeby do siebie nie zrazić.
"Whisky dla aniołów" to w zasadzie ciepły obraz, który pozwala spojrzeć z dystansem na różne problemy i nie popaść w czarną rozpacz.
Warto też wspomnieć skąd tytuł. W filmie jest moment kiedy grupka recydywistów została zabrana na wycieczkę do gorzelni. Tam kobieta, która ich oprowadzała opowiada o tym, że w trakcie dojrzewania whisky w beczkach jej część odparowuje i to jest właśnie tytułowa "Angel's share" danina dla aniołów. Kogo jak kogo, ale mnie to urzekło i to nawet bardzo, zwłaszcza, że też w troszkę pokrętny sposób oddaje urodę całego filmu. No, bo aniołowie stróżowie tej grupki wariatów chyba do końca trzeźwi nie byli.
Film jest inny niż to co zazwyczaj dostajemy w kinach i telewizji. Nie jest to obraz wyidealizowany, czy jak to ujął jakiś spec z telewizji "aspirujący". W swoim małym szaleństwie jest bardzo prawdziwy, mimo iż czasem wieje poważnym absurdem. No i ten akcent, który sprawił, że musiałam włączyć napisy też jest tego wart.
Jeśli ktoś ma ochotę na taką nietypową wycieczkę w szary światek Glasgow i świat whisky bardzo polecam. Mi się bardzo podobał i chętnie do niego wrócę mimo, że samej w sobie whisky nie lubię ;)


Źródła ilustracji:
www.filmweb.pl


* żeby nie było, że piszę nie po polsku, ale hasełko Króla Juliana pasuje tu jak najbardziej

4 komentarze:

  1. Zachęciłaś mnie do obejrzenia tego filmu... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :)
      Zwłaszcza, że film warty jest uwagi :)

      Usuń
  2. Z brytyjskimi komediami często tak jest, że są właśnie takie ... dziwne. Mimo to mają swój niepowtarzalny charakter i dlatego film chętnie bym obejrzała :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, bo takie połączenie absurdu i powagi rzadko się zdarza ^^

      Usuń