czwartek, 27 czerwca 2013

Lekarz, który wiedział za dużo...

Czy lekarz może wiedzieć za dużo? Przecież jakby nie patrzeć im lepszy wywiad o pacjencie tym dokładniejszą można postawić diagnozę. Bo są przecież choroby są różne i dotykają nie tylko tego konkretnego pacjenta, ale czasem i jego rodziny. Zdarza się jednak, że nadmiar wiedzy może być mocno problematyczny. Nie bez powodu przecież Anglicy mówią: Curiosity kill the cat. Czy bohaterowie książki Christera Mjåseta "Lekarz, który wiedział za dużo" byli jak ten nieszczęsny kot?
Mad Hellmer od jakiegoś czasu pracuje jako lekarz w przychodni na Hitrze. Jest to praca tymczasowa i dodatkowo rodzaj pokuty z zesłaniem na prowincję, które sobie wymierzył za błąd jaki popełnił podczas operacji małej dziewczynki. Nie rozumie mieszkańców wyspy i nie za bardzo potrafi się odnaleźć w roli lekarza rodzinnego małej społeczności. Dodatkowo nie informował pracodawcy, że cierpi na epilepsję, która atakuje go dość rzadko, ale może to zrobić w najmniej spodziewanym momencie. Nie jest więc najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Jego kłopoty pogłębia jeszcze jedna rzecz. Na kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem znajduje rozbity samochód i zwłoki swojego szefa szanowanego na całej wyspie lekarza rodzinnego. Gdy jest zmuszony przejąć jego pacjentów zaczyna dowiadywać się o nim dziwnych rzeczy np. o tym, że niektórym pacjentom podawał pastylki z cukru zamiast leków albo nie wpisywał wyników badań do kart. Dowiaduje się też, że prowadził ogromne archiwum, w którym oprócz danych medycznych są zupełnie niemedyczne informacje mogące służyć nie koniecznie w dobrych celach. Wszystko, co dotyczy Starego Doktora zaczyna robić się co raz dziwniejsze i młody lekarz trochę na prośbę córki zmarłego kolegi prowadzi coś w rodzaju śledztwa. Przez co pakuje się też w spore tarapaty, z których może nie udać mu się wyjść obronną ręką. Bo dowiaduje się różnych rzeczy, o których pewni mieszkańcy wyspy najchętniej woleliby zapomnieć, a i córka doktora ma nie do końca czyste intencje. A wszystko to w dość ponurym zimowym klimacie norweskiej Hitry i okolicznych wysp.
"Lekarz, który wiedział za dużo" ma wszystko czego możemy się spodziewać po kryminale skandynawskim. Jest bogate tło społeczno-kulturalne i dobrze zbudowany portret psychologiczny głównego bohatera oraz niektórych otaczających go postaci. Jest też dość ponuro i wszystko wydaje się tonąć w górach ciągle sypiącego śniegu, bywa nawet niebezpiecznie ze względu na pojawiające się znikąd jelenie i ciężarówki wiozące łososie. Czasem wyspa pokazuje też drugie bardziej wesołe oblicze. Jej mieszkańcy stanowią gamę barwnych postaci, które na co dzień są dość szorstkie w obyciu, ale po wpuszczeniu za próg domu zupełnie się zmieniają. Przykładów można mnożyć np. Åge Fjellær. Madsowi wydaje się, że kierownik ratownictwa go nie znosi i najchętniej utopiłby go w łyżce wody, a tak naprawdę całe ich napięcia wynikają z powodu uczuć jakie żywią do tej samej kobiety. Generalnie mieszkańcy Hitry wydają się być specyficznym odrębnym ludkiem, do którego trzeba przywyknąć i nie zrażać się, że tak mała społeczność uwielbia plotki, o czym lekarz zdążył się kilka razy przekonać na własnej skórze. Przez całą książkę obserwujemy jak Mads stopniowo przywiązuje się do tych ludzi i kiedy kłopoty sprawiają, że grozi mu wyprowadzka to jest mu ciężko.
Mjåset porusza w tej książce kilka ważnych problemów, które wydają się dotykać nie tylko Norwegów. Są to problemy z opieką zdrowotną na prowincjach, zatajanie błędów w sztuce lekarskiej (np. ordynator szpitala, w którym pracował kiedyś Mads przez swoje niedopatrzenie zabił kobietę i całą sprawę zamieciono pod dywan), czy rasizm i brak tolerancji, który pojawia się nie tylko w wielkich miastach. W przypadku Hellmera dochodzi jeszcze niechęć niektórych ludzi, którzy traktują go jak intruza, bo jest obcy i nie zna zasad rządzących życiem społeczności, do której został wrzucony.
Kolejnym ważnym aspektem tej książki jest medycyna i etyka lekarska. Autor książki sam jest lekarzem,
więc różnego rodzaju przypadki i zabiegi mamy dość szczegółowo opisane. Mjåset nie przesadza z typowo medycznym żargonem i nie sypie co chwilę zawiłymi terminami. Rzeczy, które trudno byłoby znaleźć w innym miejscu niż podręcznik medycyny są opisane w bardzo prosty i moim zdaniem wystarczający sposób. Jeśli mimo to ktoś czegoś nie rozumie to wystarczy wpisać hasło do przeglądarki i dostanie w miarę wyczerpującą odpowiedź. W ciekawy sposób także konfrontuje dwa rodzaje etyki lekarskiej. Tą reprezentowaną przez Starego Doktora, który należy jeszcze do pokolenia lekarzy nieudzielających pacjentowi wszystkich informacji na temat jego stanu oraz tej reprezentowanej przez Mada, w której lekarz sprowadza się do roli doradcy, który ma zrobić wszystko żeby pomóc choremu, ale też nie narzucać mu swojej woli. Pokazuje też, że powinna ich łączyć jedna podstawowa zasada Primum non nocere, ale... Nie powiem, co bo zdradziłabym ważną rzecz.
Sprawa kryminalna przez większą część książki schodzi na dalszy plan. Owszem ciągle gdzieś się tam w przemyśleniach i działaniach naszego głównego bohatera przewija, bo chcąc nie chcąc Mad musi przejąć pacjentów zmarłego, a co za tym idzie jakoś odtworzyć ich karty, bo jego przełożony nie uzupełniał ich tak jak powinien bo tworzył w piwnicy prywatne archiwum. Wszystko nabiera tempa gdzieś tak nieco po połowie książki. Pytań i dziwnych rewelacji zaczyna pojawiać się coraz więcej, a sam Hellmer bardzo chce znaleźć ich rozwiązanie. Sama końcówka biegnie już w szaleńczym tempie i nie można odłożyć książki do momentu dotarcia do ostatniej strony.
Na pytanie, które zadałam na początku każdy musi sobie sam odpowiedzieć. Ja w każdym bądź razie mam troszkę mieszane uczucia i nie wiem czy da się łatwo na nie odpowiedzieć, ale to dobrze, bo książka jeszcze długo po przeczytaniu zostanie w pamięci.
"Lekarz, który wiedział za dużo" to pierwszy norweski kryminał jaki dane mi bylo przeczytać i miałam wobec niego całkiem spore oczekiwania. Całe szczęście autorowi udało się wybrnąć i oprócz książki społeczno-obyczajowej jaką w głównej mierze jest jego ta książka dostałam ciekawy kryminał z nietypową zagadką i detektywem. Bardzo mi się podobała i z chęcią przeczytam kolejne książki Christera Mjåseta. Te natomiast polecam wszystkim tym, którzy uwielbiają skandynawskie klimaty i dobry kawałek prozy.


Źródła ilustracji:
www.merlin.pl
www.christermjaset.no

5 komentarzy:

  1. Czyli jest szansa, że ta książka mogłaby mi się spodobać. Kiedyś znajdę znów czas na książki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to duża. Czas się pewnie kiedyś znajdzie, a ja pewnie cieszę się już jego resztką.

      Usuń
  2. Kusisz :) Rzadko mam styczność ze skandynawskimi kryminałami. Z chęcią sięgnę po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to chyba dobrze ;) To polecam, wiadomo nie wszystko jest warte uwagi, ale Mjåset na pewno ^^

      Usuń
  3. Zaczyna się trochę jak serial Doktor Martin: małe miasteczko, niekonwencjonalna kartoteka mieszkańców, ale z tego co piszesz potem jest dużo mroczniej. Nie powiem, całość brzmi ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń