czwartek, 5 czerwca 2014

Takeshi. Cień Śmierci

Kolejna książka wobec, której mam mieszane uczucia i tak naprawdę nie wiem, czy mi się podobała ani też nie bardzo wiem, co o niej myśleć. W sumie nad nowościami moich ulubionych pisarzy ciąży chyba jakieś fatum, które dotknęło też Maję Lidię Kossakowską. "Takeshi. Cień Śmierci" to najnowsza książka tej pisarki, którą większość kojarzy z bardzo plastycznymi opowiadaniami i cyklem anielskim (o jednej tutaj) jednak ta pozycja jest czymś zdecydowanie innym.
Historia zaczyna się dość brutalnie, bo grupka nudzących się, niezbyt rozgarniętych bandziorów postanawia napaść na jakiegokolwiek samotnego przechodnia, który pójdzie w stronę wsi. Kiedy drogą idzie wędrowny artysta nie spodziewają się oporu i starają się brutalnie go brutalnie ukatrupić. Nie przewidują jednak tego, że to ich flaki będą fruwać w powietrzy, gdyż "szpak" jest genialnym szermierzem. 
Trupy zostają, a wędrowiec idzie dalej chcąc uniknąć kolejnych tarapatów. Niestety w gospodzie z dziwkami i hazardem, gdzie liczył na łatwy zarobek pakuje się w następne kłopoty i mamy kolejną rzeźnie. Takeshi ucieka mając nadzieję, że nikt go nie widział postanawia zajrzeć do wsi Zimna Woda, gdzie ma nadzieję na uczciwy zarobek oraz odrobinę spokoju. Niestety jest tam zbyt długo, a gwoździem do jego trumny jest córka wójta, który zamówił dla dziewczyny u wędrownego artysty portret. Mała Haru niestety widziała Takeshiego i zadłużyła się w wojowniku okraszając to wszystko swoją bujną wyobraźnią o wielkiej miłości jaka ich połączyła. Samo to w sobie nie byłoby tragedią, gdyby nie to, że mała wpada w ręce szalonej siostry lokalnego mafiosa nic by się nie stało. Jednak Haru wypaplała Mariko, że holopacykarz, który jest we wsi ukatrupił ludzi jej brata w gospodzie i Czarna Gejsza idzie wyzwać go na pojedynek. Takim oto sposobem dochodzimy do kolejnej rzeźni, choć poprzedzonej tradycyjnym pojedynkiem. I tak w kółko...
Takeshi z kolejnych kłopotów, po chwilowym przestoju wpada w kolejne większe. A za nim ciągnie się mała Haru, która ma swój malutki świat, chociaż wcale nie jest głupiutką laleczką, tylko mocno rozpuszczoną przez ojca córeczką ze swoim własnym romantycznym wyobrażeniem świata.
Niestety nie potrafię sprecyzować do jakiego gatunku te książkę zaliczyć. Nie wiem, czy to steam punk, cyber punk, sci-fi albo fantasy. Świat przedstawiony jest bardzo dziwaczny. Przypomina feudalną Japonię, ale wszędzie pełno biostworów (krzyżówki maszyn i zwierząt), pędzą bolidy (nie umiem ich sobie wyobrazić, a na 100% autorka nie chciała bym wyobrażała sobie kobietę odzianą w kimono za sterami bolidu F1), a co najważniejsze to chyba jakaś planeta, którą kiedyś skolonizowali ludzie. Po za tym dziwacznie też czytało mi się o ludziach przeróżnych kolorów skóry, oczu i włosów wciśniętych w ramki podrasowanego okresu Edo oraz o magicznych zwierzętach z japońskich legend, demonach oraz innych takich.
Żeby było jeszcze śmieszniej wszystko jest utrzymane w klimacie Kill Billa. Zdecydowanie mocno pachnie filmami Quentina Tarantino, którego swoją drogą nie lubię. Jest brutalnie, absurdalnie i krew leje się gęsto, a do tego większość bohaterów ma bardzo poważne problemy z psychiką oraz zadatki na psychopatów lub są ewidentnymi socjopatami. Jedynym normalnym w całym tym szaleństwie wydaje się być mnich o tęczowych oczach, którego dusza może przeskakiwać z ciała na ciało jeżeli się ono zużyje. Sam Takeshi również wydaje się być postacią z krwi i kości (pomijając dziwne właściwości) z prawdziwymi problemami natury moralnej. Człowiek ten ukrywa się po tym jak został renegatem i uciekł z zakonu, który go brutalnie wykorzystał, potem zdradził, a w końcu urządził na niego polowanie. Walczy on nie tylko z tym żeby się nie wydała jego prawdziwa tożsamość, ale i walczy z tym kim jest naprawdę. Nie chce wrócić do poprzedniego życia, ale ono uparcie chce go odzyskać. Pozostałe postacie jak wcześniej wspomniałam są zupełnie skrajne i ze świecą szukać kogoś kto nie biega po tym dziwacznym świecie z mieczem w ręce oraz mordem w oczach.
Język jakim jest napisana książka nie przypomina tego do czego przyzwyczaiła mnie Kossakowska we wcześniejszych swoich pracach. Jest brutalnie i filmowo, zupełnie jakby ktoś przeniósł na papier scenariusz filmowy nie zapominając o rozbudowanych opisach zwłaszcza krwawych jatek. Gdyby to był film na dekoracje pewnie poszło by bardzo dużo ketchupu. Dialogi w większości nie powalają na kolana, ale mimo wszystko jest to w jakiś sposób ciekawe. Nie nudziłam się czytając te książkę, ale czasami bywała męcząca, bo przypominała filmy klasy B.
Kolejną słabą stroną tej książki w moim odczuciu był pojedynek. Było dość nudno i piekielnie przewidywalnie. O ile taki sposób opisywania sprawdzał się przy masowych rzeźniach, ale przy walce jeden na jeden było zwyczajnie nudno.
Pożalić muszę się też na zakończenie książki. Skończyła się równie brutalnie i gwałtownie jak bijatyki w niej opisywane. Zdenerwowało mnie to trochę i nie pozostaje mi czekać na kolejną część. Na pewno nie jest to książka, która zostanie ze mną na dłużej i nie będę zbierać kolejnych tomów jak to było w przypadku "Kłamcy", czy serii z Rebeką Martinsson. Pewnie dam ją kuzynce, bo ona lubi takie japońskie klimaty, w których historia przypomina krwawe anime w stylu Hellsinga, którego w przeciwieństwie do "Kill Billa" uwielbiam. Dalej też nie wiem, co o niej myśleć. Z jednej strony była dobra i zgrabnie napisana, a z drugiej kompletnie nie moja bajka i chyba dalej wolę te plastyczne nieco oniryczne książki Mai Lidii Kossakowskiej z jej zestawem skrzydlatych bohaterów.
Wydaje mi się, że "Takeshi" idealnie nadaje się do tego żeby wzbogacić moją listę dziwnych książek.



Źródło ilustracji:
http://fabrykaslow.com.pl/uploads/media/okladka/0001/04/thumb_3047_okladka_duzy.jpeg

3 komentarze:

  1. Jak lubisz tego typu klimaty to polecam, a jak wolisz wcześniejsze książki Kossakowskiej to możesz się troszkę rozczarować albo mieć jak ja mieszane uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię dziwne książki :) a bohater też wydaje się zagmatwany, chętnie go poznam :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zagmatwany jest i to bardzo z tym, że mi dużo w książce jako takiej zgrzytało, ale może Tobie bardziej to przypadnie do gustu :)

      Usuń