środa, 10 września 2014

Run through the hills

U mnie ostatnio tempo jak w piosence Iron Maiden "Run throug the hills", choć niespodziewane przeziębienie, które w tym całym szaleństwie upchnęło mnie do łóżka i między jedną drzemką, a drugą pozwoliło na skreślenie kilku słów.
Mój mały światek ostatnio stanął troszkę na głowie i w zasadzie nie potrafi wrócić do normalności od połowy sierpnia. Wakacji jako takich nie miałam, ale trochę sama sobie jestem winna, bo wybrałam sobie takiego, a nie innego zwierzaka do badań, a jak wiadomo wszem i wobec mało kto lubi pająki. Już sam ten fakt drastycznie zmniejsza ilość ludzi, który zerknęli by do moich zyzusiów jak mnie nie ma. Ilość ta topnieje niemal do zera, gdy pokazuję czym je trzeba karmić, a osiąga zero absolutne mówię, że są spokrewnione dość blisko z czarnymi wdówkami i mogą dziabnąć. No, cóż... Chciałam to mam i nie powinnam narzekać. Na szczęście lubię swoją pracę i patrzenie jak hodowla się rozrasta cieszy.
Nie udało się nigdzie daleko pojechać, ale mimo wszystko jakiś kilka małych wypadów udało się zaliczyć. Kilka razy z tatą na ryby. Mała wycieczka do zamku w Mosznej, choć w zasadzie powinnam powiedzieć pałacyku, ale Winckler miał fantazję i zrobił sobie zameczek jak Neuschwanstein, do tego wszystkiego piękny park w stylu angielskim. Jednodniowa trasa po miasteczkach Beskidu Śląskiego i Małego. No i już bardziej na luzie wypad ze znajomymi w okolice Piotrkowa, gdzie czasem czułam, że mentalnie odpowiadam jamochłonowi, ale no cóż... Nie jestem wyszczekaną bohaterką komedii romantycznych, ot życie : )
W międzyczasie przyplątało się nietypowe wesele, na którym po raz pierwszy ganiałam po górach w butach na obcasie, bo zapomniałam trampek, a treki zdecydowanie nie mieszczą się w torebce. Osobiście obcasów na Stożku nie polecam, ale przyjaciołom, którzy brali ślub życzę wszystkiego, co najlepsze. Wszystko było trochę na wariackich papierach, ale wiem, że oni tacy są, inaczej być nie mogło i bardzo dobrze! A ten widok z okna o wpół do siódmej to była najlepsza rzecz jaka mnie ostatnio spotkała. Żałowałam tylko, że te moje durne treki jednak nie wlazły do torebki i nie mogłam się zapuścić na wycieczkę ze Stożka na Czantorię.
Były też dwa wyjazdy trochę służbowe. Pierwszy to w sumie jeszcze nie wakacje, ale siałam dość mocno panikę przed wyjazdem. Na szczęście Lublin okazał się pięknym miastem, a doktorantka z UMCS, która mnie wzięła pod swoje skrzydełka w labie okazała się bardzo fajną dziewczyną. Dużo się dowiedziałam i czekam aż przyjdą moje zamówienia do mojego labu, by można było ruszyć z robotą. Udało się też całkiem sporo zobaczyć, a co najważniejsze to niemal wszystko było w zasięgu spacerowym. Tylko do Muzeum Wsi Lubelskiej było za daleko na piechtobus. Fajnie by było jeszcze raz tam pojechać i zobaczyć Ogród botaniczny UMCS, czy przejść się tą podziemną trasą.
Druga wycieczka była na konferencję do Poznania i to w tempie ekspresowym. 6:30 autobus jednego dnia i 6:20 pociąg drugiego dnia. Stolica Wielkopolski wydaje się być naprawdę pięknym miastem, więc kiedyś pewnie wybiorę się tam na dłużej, żeby ją na spokojnie obejrzeć. Przede mną jeszcze dwie konferencje i dwa miasta do zobaczenia, czyli Olsztyn i Siedlce. W tym pierwszym pewnie będę miała troszkę więcej czasu dla siebie, bo tak na dobrą sprawę jadę sama, a nie wszystkie sesje na konferencji mnie interesują. W Siedlcach zaś są tylko dwa dni i to dość ciasno upchane, no i nie będę sama, ale z innymi pajęczarzami z mojego labu.
Także jest teraz trochę szaleństwa, bo w zasadzie od ostatniego tygodnia sierpnia mam maraton wyjazdowo-laboratoryjny. Nie jest też tak, że nie czytałam. Udało się połknąć całkiem sporo książek, obejrzeć kilka filmów, a nawet z uporem godnym maniaka wsłuchiwać się w "01011001" Ayreona. Muszę tylko znaleźć chwilkę i uporządkować wrażenia żeby napisać coś sensownego, a na to na razie nie mam czasu, a głowa z gorączką temu nie sprzyja.

2 komentarze:

  1. Już myślałam, że ten blog całkiem spowił kurz. Miło widzieć, że wciąż żyje, choć pewnie jestem ostatnią osobą, która może to wytykać... cóż, może i ja się poprawię i coś naskrobię. Temat mijających wakacji jest wdzięczny :). Wbrew temu co sądzisz miałaś dość intensywne wakacje z punktu widzenia kogoś podróżującego w nowe miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać na załączonym obrazku żyję :) tylko z pisaniem gorzej i w sumie masz trochę racji jak się na to z boku popatrzy to było dość intensywnie ^^

      Usuń