wtorek, 14 stycznia 2014

Wyszło jak zwykle

No i znów zrobiłam to, co zawsze. Poszłam do biblioteki tylko odnieść książki... No, ale skończyło się jak zwykle, czyli przytarganiem kolejnych czterech pozycji w miejsce tych odniesionych. Pewnie skończyłoby się tylko na "Dzieciach Diuny", ponieważ za biurkiem tym razem siedziała nowa pani, ale wychodząc natknęłam się na Panią Basie i znów dostałam malutki pakiecik kryminałów. Zdecydowanie nie można mnie samej do biblioteki puszczać, tym bardziej, że powinnam na chwilę książki odstawić na rzecz artykułów o immunologii.
No, ale skoro już przytargałam te kilka pozycji do domu to warto by się pochwalić, co to jest. Oprócz wspomnianej dalszej części sagi Diuny przyniosłam jeszcze trzy kryminały. Dwa Nelle Neuhaus "Przyjaciele po grób" i "Głębokie rany" oraz "Kobietę, która spadła z nieba" Simona Mawera. Wszystkie trzy zapowiadają się ciekawie. Natomiast "Dzieci Diuny" trochę się boję, bo trochę smutnych wspomnień się z nimi wiąże, po za tym będzie to moje drugie podejście do tematu. No cóż zobaczymy.
Muszę jeszcze troszkę powiedzieć o książce Palmera "Piąta fiolka". Powinnam napisać recenzję, ale jakoś nie bardzo mi się chce, no chyba, że ktoś bardzo chce przeczytać takową. Niestety moje zniechęcenie jest wprost proporcjonalne do przeciętności książki.
Pomysł i styl pisania Palmera są bardzo poprawne. Są nawet momenty, w których robi się ciekawie, ale gdzieś się gubią. Przez większość czasu nic się nie dzieje, do tego trzech osobnych głównych bohaterów w trzech osobnych wątkach, które się w końcu splatają, ale bez jakiegoś większego zaskoczenia. W pewnym momencie łatwo domyślić się jak cała ta awantura z handlem narządami, dużą korporacją medyczną się skończy. Nie ratuje tego nawet charyzmatyczna główna bohaterka, a jej upór kończy sie przeważnie na bezsensownym biciu piany i walką z otoczeniem.
Jest to wszystko mocno przewidywalne i poprawne, ale mam wrażenie, że bez cienia emocji, które powinny towarzyszyć thrillerowi medycznemu. Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle.
Mam wrażenie, wrażenie że najlepsze tego typu książki powstawały w latach 90-tych, a teraz to jakieś próby wskrzeszenia czegoś, co dawno zgasło. Michael Palmer już zawsze będzie mi się kojarzył z genialną "Krytyczną terapią" i nie wiem, czy inne książki będą w stanie ją dogonić.
Pomarudziłam sobie dzisiaj troszkę, ale no cóż... Znów dopadła mnie chandra, podczas małego wypadu ze znajomymi piwo mi uciekło z kufla i stałam prawie półgodziny dłużej na deszczu bo autobus sobie zamarzył nie przyjeżdżać. Nawet mandarynki i kakao nie pomogły mi poprawić humoru. No, ale ja już tak mam, a jeszcze zamiast zapuścić sobie jakąś pozytywną muzykę to katuje całe otoczenie Tarją i buczę, że nie śpiewa już w Nightwish'u (niestety w przeciwieństwie do Kamelotu panowie słono zapłacili za zmianę wokalistki).
Podsumowując mój dzisiejszy dzień, wyszło jak zwykle czyli nijak.
W następnym poście obiecuję nie wylewać swoich żali, bo przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.

5 komentarzy:

  1. Immunologia - brzmi strasznie ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie strasznie tylko ciekawie, ale mam lenia i to nie motywuje o.0

      Usuń
  2. Herbert jest po prostu świetny, a niestety biblioteki czarują;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam do mnie na mały konkurs! http://aanneke.blogspot.com/2014/01/candy-candy-candy.html :)

    OdpowiedzUsuń