niedziela, 26 stycznia 2014

Hobbit: pustkowie Smauga

Nareszcie! W sobotę byłam w kinie na drugiej części "Hobbita". Ci co mnie znają pewnie zastanawiają się dlaczego wybierałam się na niego ponad miesiąc. No cóż... Gdyby nie to, że nie lubię chodzić do kina sama, bo po filmie muszę kogoś zagadać na śmierć to pewnie byłabym już w dniu polskiej premiery, ale albo nikt nie miał czasu albo nagle coś wypadało i plany się sypały. W końcu udało mi się zmotywować mojego szanownego rodziciela, ale niestety pod jednym warunkiem. Tata powiedział, że pójdzie ze mną pod warunkiem, że nie będzie napisów. Musiałam więc obejrzeć film z polskim dubbingiem, ale o tym za chwilę.
Kto czytał oryginalnego "Hobbita" ten wie czego się spodziewać i chyba nie muszę streszczać historii o tym jak to Bilbo Baggins dołącza do szalonej wyprawy trzynastu krasnoludów. W książce dzieje się dużo, nawet bardzo dużo jak na książeczkę, która ma raptem 200 stron. Mój pierwszy foch o filmową adaptację "Hobbita" był taki, że rozbito ją na trzy części i w zasadzie do wczoraj zastanawiałam się, co też ten Peter Jackson nawymyślał, żeby przygody Bilba, Gandalfa i spółki rozdmuchać na 9 godzin filmu, podczas, gdy mi wchłoniecie oryginału zajmuje raptem trzy. No i już wiem.
Historia rozpoczyna się niewielką retrospekcją, w której Gandalf i Thorin Dębowa Tarcza spotykają się w Bree w karczmie "Pod rozbrykanym kucykiem" (gdzieżby indziej mogli się przecież spotkać?). Dodatkowo kto był uważny zaraz na samym początku mógł zobaczyć szanownego reżysera w filmie.
Kiedy już dowiadujemy się jakie motywy kierują wspomnianymi panami nagle przenosimy się w dalszy ciąg historii, w której Bilbo jak to na złodzieja przystało został wystawiony na czujkę i potem leci z górki. Wizyta w domu Beorna, tarapaty w Mrocznej Puszczy, brawurowa ucieczka w beczkach, kłopoty w Mieście na Jeziorze i w końcu randka ze Smaugiem Straszliwym.
No i tu się zaczyna radosna twórczość własna reżysera i scenarzystów, bo film z książkowym oryginałem ma całkiem sporo wspólnego, ale też masę rzeczy, o których Tolkien słówkiem nie wspomniał.
Tak więc pojawiają się orkowie, którzy prześladują Thorina i jego kompanię, pojawia się Nekromanta, który koniec końców okazuje się jednym z dziewięciu (Ci co znają Władcę Pierścieni wiedzą o kogo chodzi). Ucieczka w beczkach jest o wiele bardziej brawurowa niż w książce. Do tego wszystkiego pojawia się jeszcze Legolas i dziwaczny wątek miłosny, który przyprawiał mnie o parskanie śmiechem w kinie (co chyba nie bardzo spodobało się pani, która siedziała obok mnie). No i jeszcze ta szalona walka ze Smaugiem pod Górą. szaleństwo w czystej postaci, ale to sprawiło, że końcówka była mocna, choć nie do końca taka jak się spodziewałam.
O ile pierwsza część była dość mocno osadzona na książce Tolkiena, to "Pustkowie Smauga" jest radosną wariacją na jej temat, w której Peter Jackson upycha nawiązania do "Władcy Pierścieni". W niektórych przypadkach bywa to piekielnie irytujące, bo wiem, że nie powinny się tam znaleźć.
Oprócz tego była w całym filmie jeszcze jedna irytująca rzecz. Niektóre sceny wydawały mi się zbyt długie, niepotrzebnie rozwleczone, co powodowało, że przez pierwszą połowę filmu brakowało nieco dynamiki.
Warto też wspomnieć o polskim dubbingu. Spodziewałam się jawnego koszmaru, zwłaszcza, że Smaug w wykonaniu Benedicta Cumberbatcha jest niesamowity, po za tym aktorzy mają genialne akcenty i bałam się, że cała przyjemność słuchania dialogów mi gdzieś umknie. Na szczęście moje obawy okazały się trochę na wyrost i choć Gandalf nie mówił genialnym głosem McKellena, a Wiktora Zborowskiego byłam to w stanie przełknąć. Aktorzy podkładający głosy postarali się, choć dalej zamiast Jacka Mikołajczyka wolałabym słyszeć Cumberbatcha w roli Smauga.
Mimo, że jestem freakiem na punkcie twórczości Tolkiena i czasem bym za te wszystkie pomysły najchętniej zamknęła reżysera w jakimś lochu to muszę przyznać, że film bardzo mi się podobał. Smok był idealny! Znów miałam przyjemność z Gandalfem i Bilbem oraz tą całą wesołą gromadką, choć w wydaniu, które nie było wierne literackiemu ideałowi książki dla dzieci.


Źródła ilustracji:
1.fwcdn.pl/po/98/67/469867/7552619.3.jpg
www.filmweb.pl/film/Hobbit%3A+Pustkowie+Smauga-2013-469867#picture-1
static3.wikia.nocookie.net/__cb20121225145947/lotr/images/d/dd/Smaug_eye.jpg


6 komentarzy:

  1. Film widziałam tydzień temu, więc też dość późno, ale również pozytywnie go oceniam. Chociaż nie obyło się bez małych minusów, wątek miłosny był bardzo dziwaczny i niepotrzebny. Jeśli chodzi o wierność książce, to czytałam "Hobitta" parę lat temu, ale już wiele rzeczy zapomniałam, więc ewentualne nieścisłości w filmie mnie nie raziły.
    Jak będziesz jeszcze miała możliwość to koniecznie obejrzyj film w oryginale, głos smoka jest naprawdę fantastyczny :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam, się po tym, co przesłuchałam na YT, że Smaug jest świetny. Pewnie kiedy wyjdzie na DVD się pokuszę o obejrzenie jeszcze raz :)

      Usuń
  2. mnie się także film podobał i fakt czasem był aż za bardzo rozwleczony, ale efekty, historia - świetne - smok i siedziba elfów leśnych suuuper! może nie do końca zgadza się z książka, ale według mnie taki jest bardziej filmowo;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe i trafne spostrzeżenia :) Książki nie czytałam jeszcze... Ciekawe jak mi się spodoba po obejrzeniu dwóch części Hobbita. Smok w wykonaniu Cumberbatch'a rzeczywiście rewelacyjny. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, miło coś takiego czytać :)
      Koniecznie weź książkę, ale nie spodziewaj się takich akcji jak w filmie, bo Tolkien napisał ją do swoich dzieci, które miały po 7-8 lat o ile dobrze pamiętam. Po za tym uwielbiam ją :D

      Usuń