Kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki "Diunę" byłam oczarowana filmem Lyncha i niemal instynktownie poczłapałam z nią do kasy. Jakiś czas później pewna osoba uświadomiła mnie, że są dalsze części i wcisnęła "Dzieci Diuny". Niestety zanim zdążyłam je przeczytać, to coś się popsuło i książkę powiązałam z bardzo bolesnymi wspomnieniami. Trochę wody musiało upłynąć zanim postanowiłam znów zmierzyć się z kolejnymi częściami sagi Herberta i nie żałuję tego czasu. Człowiek czasem musi do pewnych rzeczy dorosnąć i tak znów zaczęłam swoją przygodę wśród pustynnych piasków Arrakis.
W
"Diunie" obserwowaliśmy jak Paul Atryda z chłopca stawał się mężczyzną, jak stawał się legendą walcząc z Harkonnenami, jak dążył do tego by uwolnić ludzi od prześladowców i w końcu zasiąść na imperialnym tronie. W
"Mesjaszu Diuny" obserwujemy konsekwencje tych wydarzeń. Dwanaście lat po tym jak Diuna stała się centrum znanego wszechświata i rozpętaniu dżihadu, który pochłonął życie 61 miliardów ludzi Paul zaczyna dostrzegać w swoich wizjach konsekwencje tych wydarzeń. Jednocześnie wpada w rodzaj czarnej dziury i nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego, a w wizjach pojawiają się pewne nieścisłości. Młody, ale jednocześnie najpotężniejszy imperator w historii zaczyna czuć odrazę do tego wszystkiego, co stworzył i tego, że ludzie nie widzą w nim człowieka, a boga. Boi się też o swoją ukochaną Chani, chociaż wie, że jej śmierć jest nieunikniona.
W międzyczasie przeciwko Muad'Dibowi zawiązuje się spisek, w którym każdy ma jakieś ukryte cele. Wielebna Matka zakonu Bene Gesserit chce za wszelką cenę odzyskać kontrolę nad planem hodowlanym, który zaburzyła Lady Jessica. Nawigator Gildii chce odzyskać kontrolę nad przyprawą, która umożliwia międzygalaktyczne podróże, księżna Irulana pragnie dziecka, a Tancerz Oblicza Scytallus też ma jakiś ukryty cel, ale trudno go odgadnąć. Do tego spisku włączają się też kiedyś najbliżsi współpracownicy, przyjaciele Paula.
W całej książce pojawia się mnóstwo wątków i niedomówień. Są one jednak konsekwencją tego, co Herbert zaczął opisywać w pierwszej części sagi. W świetny sposób autor pokazuje jak Paul, Alia, czy członkowie spisku miotają się pomiędzy dobrem, złem, a swoimi planami.
Paul zaczyna dostrzegać mroczną stronę procesu, który uruchomił, że stworzył religię, która podczas dżihadu wymknęła się spod kontroli i stała się czymś czego on wręcz nienawidzi. Widzi, że ta wojna nie ma sensu i w konsekwencji doprowadzi do zagłady ludzkości. Jest też zmęczony tym, że umiejętności Kwisatz Haderach nie pozwalają mu żyć normalnie i wpada też w swojego rodzaju czarną otchłań, która zaciemnia wizje i nie pozwala znaleźć alternatywnych rozwiązań.
Alia, która ma dorosłą świadomość i zna doświadczenia nie tylko swoje, ale i tych którzy byli przed nią nie jest w stanie do końca pojąć tego jak dorastające ciało wpływa na jej świadomość. Dodatkowo zdaje się widzieć to, czego nie dostrzega Paul, ale bardziej krótkowzroczna.
Ważnym elementem całej książki zdaje się też być ghola, czyli
wskrzeszeniec, który na zlecenie spiskowców został stworzony z ciała
Duncana Idaho dawnego wychowawcy i przyjaciela Paula Atrydy.Postać ta miota się pomiędzy świadomością, którą dostała podczas wskrzeszania, a tym co pamięta ciało. Jest wierny Paulowi, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że ktoś chce by stał się jego końcem.
Wielebna Matka, która za wszelką cenę chce uchronić plan hodowli Bene Gesserit też się miota pomiędzy poczuciem obowiązku, a złamaniem zasad, których strzegła do tej pory. Nie ma jednak zamiaru cofać się przed niczym by osiągnąć cel.
"Mesjasz Diuny" nie jest książką, w której oglądamy zwyczajne życie bohaterów znanych z "Diuny". Herbert pokazał w nim, że każda decyzja ma swoje konsekwencje i nie każda historia kończy się happy endem.
Podobnie jak w pierwszej części dzieje się dużo. Zarówno w polityce jak i działaniach podejmowanych przez bohaterów. Znów możemy patrzeć na wydarzenia w pałacu imperatora z różnych perspektyw i zastanawiać się nad tym do czego tak naprawdę prowadzą działania bohaterów. Pisarz odkrywa wszystko przed czytelnikiem stopniowo, to trochę taka pisarska matrioszka. Pełno ukrytych znaczeń i sprytnie przemycanych mądrości. Znaczenia ukryte w znaczeniach. Przez cały czas żałowałam tylko jednego,
że nie jest to moja prywatna książka i, że nie mogę bezkarnie wziąć
ołówka i podkreślać.
Przyznaję się. Brakowało mi tego sposoby pisania i tego uniwersum. Brakowało mi Paula Atrydy i tego jak radził sobie z sytuacjami bez wyjścia.
Książka jest genialna i chyba dobrze, że zwlekałam z zabraniem się za nią. Musiałam dorosnąć do niej, tak
jak jej bohaterowie. Teraz z niecierpliwością czekam na
"Dzieci Diuny", które co prawda już czytałam, ale mam nadzieję spojrzeć na nią z innej perspektywy.
Muszę jeszcze tylko trochę pomarudzić. Tłumaczenie samo w sobie nie było złe, ale było parę rzeczy, które strasznie mnie irytowały np. te nieszczęsne kule świętojańskie. Naprawdę nie dało się wymyślić innej nazwy lub używać tych które zaproponował Łoziński?
Teraz nie pozostaje mi nic innego niż uzbroić się w cierpliwość i czekać aż do biblioteki wrócą "Dzieci Diuny", a ja jakimś sposobem uzbieram ponad 200 zł na uzupełnienie swojej biblioteczki o całą sagę, którą bardzo ładnie wydał Rebis.
Źródło ilustracji:
http://www.sklep.zysk.com.pl/product/image/3026/83-7150-414-4.jpg
http://www.matras.pl/media/catalog/product/cache/1/image/9df78eab33525d08d6e5fb8d27136e95/k/r/kroniki_diuny_komplet_IMAGE1_277386_7.jpg