Jako, że czytanie idzie mi ostatnio raczej opornie (udział ma w tym też dziwaczny format "Krzyża Romanowów", który ledwo mieści się w torbie) i częściej słucham muzyki, to postanowiłam się pochwalić moim mocno amatorskim handemadem. Tutaj też dość mocno daje o sobie znać moje biologiczne zafiksowanie, więc nie przeraźcie się, ale zdarza mi się chodzić z plasterkami drewna i żołędziami w uszach.
Te ostatnie to taki mały recykling z kółek z lizaków smoczków i resztek kordonka. Miały być łapacze snów, ale wyszło coś średnio do nich podobne.
przepiękne "łapacze snów" najlepsze;))
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńNie wiem jak powinny wyglądać łapacze. Za to szyszki są cudne, też mi chodzą po głowie. Często paraduję w swoich orzeszkach laskowych. Jak udało Ci się przemowić do rozsądku żołędziom, żeby nie straciły kupuli? Kropelka? Muszelki bałabym się, że potrzaskam...
OdpowiedzUsuńKlej i lakier do drewna plus szpilka, którą przebiłam "czapeczkę".
UsuńDo łapaczów przyczep piórka i będzie super ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie! :D
http://ksiazkowy-kacik.blogspot.com/
Świetne kolczyki :D Moją uwagę zdecydowanie przykuły szyszki i żołędzie :D
OdpowiedzUsuńDzięki :D
Usuń