Odpowiedź na to pytanie zafundował nam Jakub Ćwiek pisząc "Chłopców".
Tym razem nietypowo zacznę od okładki, bo ta już dużo nam mówi o zawartości książki. Motory, skóry, noże i wygląd bohaterów z okładki dają mocno do zrozumienia, że nie będzie to grzeczna opowiastka, bo i nie jest.
Wieczni chłopcy z opowieści sir Jamesa Matthew Barrie dorośli, chociaż może jest to powiedziane na wyrost, bo dorósł tylko Stalówka, a pozostali jak Milczek, Kędziorek, czy Bliźniaki w dalszym ciągu pozostają dzieciakami. Zachowanie bardziej odpowiadające grupie aroganckich mających dużym poważaniu wszelakie zasady nastolatków niż dorosłych. Ot, sławny syndrom Piotrusia Pana. Całą sprawę dodatkowo zaostrza fakt, że Dzwoneczek ani trochę nie przypomina tej małej sympatycznej, acz złośliwej wróżki. Jest raczej wykreowana na bezwzględnego przywódcę gangu, a zanim wieczni chłopcy dorośli zastępowała im mamę i wbrew pozorom nadal trzyma w ryzach (w zasadzie gniew wróżki jest jedyną rzeczą, której ci muskularni harleyowcy się boją). Zagubieni Chłopcy tworzą gang motocyklowy, który zagnieździł się w starym wesołym miasteczku i handluje proszkiem, który przyspiesza podróżowanie, ale także potrafi w czasie tego podróżowania wciągnąć w nie lada tarapaty. A wszystko to w realiach współczesnej Polski.
Książka Ćwieka to tak w zasadzie zbiór opowiadań, które są ze sobą dość mocno splecione. W zasadzie to, co nie wyjaśnia się w jednym może się rozwiązać w kilku kolejnych. Podoba mi się taka konstrukcja, bo opowiadania nie są powyrywane z kontekstu jak to miało miejsce w "Kłamcy" i nie wkrada nam się chaos. Co do prowadzenia samej opowieści autor poprawił się i opisy już nie są takie drewniane, nabrały plastyczności (na pewno w jakimś stopniu wymusiła to obecność Milczka). Bohaterów poznajemy bardziej przez akcję niż opis i to jest jeden z większych plusów. W dalszym ciągu mocną stroną Ćwieka są dialogi, które czasem stanowią większą część tekstu. Są momenty, które zmuszają niekiedy do głośnego parsknięcia śmiechem. Wartko prowadzona akcja z zaskakującymi zwrotami sprawia, że nie można się przy tej książce nudzić, a do nieprzyjemnych typów grających główną rolę zapałać pewnego rodzaju sympatią.
Inną sprawą jest język. Po za dobitnością, charakteryzuje się on znaczną wulgarnością i to nie tylko przy dialogach lub przemyśleniach postaci. Narratorowi też zdarza się popłynąć, ale jestem w stanie to zrozumieć, bo opisywanie gangu motocyklowego rządzi się swoimi prawami, co nie znaczy, że mi się to podoba. Podobnie jest z dość mocno szowinistycznym humorem, w którym kobieta została uprzedmiotowiona i sprowadzona do roli blondyny, która poleci za każdym. Kolejnym minusem dla mnie jest zakończenie, które stoi troszkę w opozycji do reszty książki. Wymuszona powaga, powoduje rozczarowanie, a ewidentne zostawienie przez autora furtki na kolejny tom drażni tym bardziej, że jest realna możliwość długiego czekania na kolejne części.
Warto też zwrócić uwagę na to, że książka wydana przez Wydawnictwo SQN mocno nawiązuje do oprawy książek charakterystycznej dla fabryki słów np. błyszczący nadruk wybranych elementów. Dużymi plusami są też ilustracje Roberta Adlera, które wpasowują się idealnie w klimat książki. Fajnym mykiem tez było dodanie wstążeczki jako zakładki
Książka jest lekkim czytadłem, które pozwala się należycie odmóżdżyć po ciężkiej pracy, dlatego autorowi można wybaczyć brak realizmu i humor czasem wciskany na siłę. Podobnie jak w przypadku wcześniej recenzowanego przeze mnie "Kłamcy" można wyłapać wiele nawiązań do popkultury.
Swoją drogą czasem czytając te książkę nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to taka zinfantylizowana wersja "Synów Anarchii".
Wieczni chłopcy z opowieści sir Jamesa Matthew Barrie dorośli, chociaż może jest to powiedziane na wyrost, bo dorósł tylko Stalówka, a pozostali jak Milczek, Kędziorek, czy Bliźniaki w dalszym ciągu pozostają dzieciakami. Zachowanie bardziej odpowiadające grupie aroganckich mających dużym poważaniu wszelakie zasady nastolatków niż dorosłych. Ot, sławny syndrom Piotrusia Pana. Całą sprawę dodatkowo zaostrza fakt, że Dzwoneczek ani trochę nie przypomina tej małej sympatycznej, acz złośliwej wróżki. Jest raczej wykreowana na bezwzględnego przywódcę gangu, a zanim wieczni chłopcy dorośli zastępowała im mamę i wbrew pozorom nadal trzyma w ryzach (w zasadzie gniew wróżki jest jedyną rzeczą, której ci muskularni harleyowcy się boją). Zagubieni Chłopcy tworzą gang motocyklowy, który zagnieździł się w starym wesołym miasteczku i handluje proszkiem, który przyspiesza podróżowanie, ale także potrafi w czasie tego podróżowania wciągnąć w nie lada tarapaty. A wszystko to w realiach współczesnej Polski.
Książka Ćwieka to tak w zasadzie zbiór opowiadań, które są ze sobą dość mocno splecione. W zasadzie to, co nie wyjaśnia się w jednym może się rozwiązać w kilku kolejnych. Podoba mi się taka konstrukcja, bo opowiadania nie są powyrywane z kontekstu jak to miało miejsce w "Kłamcy" i nie wkrada nam się chaos. Co do prowadzenia samej opowieści autor poprawił się i opisy już nie są takie drewniane, nabrały plastyczności (na pewno w jakimś stopniu wymusiła to obecność Milczka). Bohaterów poznajemy bardziej przez akcję niż opis i to jest jeden z większych plusów. W dalszym ciągu mocną stroną Ćwieka są dialogi, które czasem stanowią większą część tekstu. Są momenty, które zmuszają niekiedy do głośnego parsknięcia śmiechem. Wartko prowadzona akcja z zaskakującymi zwrotami sprawia, że nie można się przy tej książce nudzić, a do nieprzyjemnych typów grających główną rolę zapałać pewnego rodzaju sympatią.
Inną sprawą jest język. Po za dobitnością, charakteryzuje się on znaczną wulgarnością i to nie tylko przy dialogach lub przemyśleniach postaci. Narratorowi też zdarza się popłynąć, ale jestem w stanie to zrozumieć, bo opisywanie gangu motocyklowego rządzi się swoimi prawami, co nie znaczy, że mi się to podoba. Podobnie jest z dość mocno szowinistycznym humorem, w którym kobieta została uprzedmiotowiona i sprowadzona do roli blondyny, która poleci za każdym. Kolejnym minusem dla mnie jest zakończenie, które stoi troszkę w opozycji do reszty książki. Wymuszona powaga, powoduje rozczarowanie, a ewidentne zostawienie przez autora furtki na kolejny tom drażni tym bardziej, że jest realna możliwość długiego czekania na kolejne części.
Warto też zwrócić uwagę na to, że książka wydana przez Wydawnictwo SQN mocno nawiązuje do oprawy książek charakterystycznej dla fabryki słów np. błyszczący nadruk wybranych elementów. Dużymi plusami są też ilustracje Roberta Adlera, które wpasowują się idealnie w klimat książki. Fajnym mykiem tez było dodanie wstążeczki jako zakładki
Książka jest lekkim czytadłem, które pozwala się należycie odmóżdżyć po ciężkiej pracy, dlatego autorowi można wybaczyć brak realizmu i humor czasem wciskany na siłę. Podobnie jak w przypadku wcześniej recenzowanego przeze mnie "Kłamcy" można wyłapać wiele nawiązań do popkultury.
Swoją drogą czasem czytając te książkę nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to taka zinfantylizowana wersja "Synów Anarchii".
No, to teraz nareszcie mogę się tu dopisać. Ni diabła nie chciałam czytać Twojego wpisu za szybko, bo pewnie inaczej sformułowałabym swoją recenzję. A nie ukrywam, że o wiele lepiej czyta mi się recenzje książek, które już znam. Moja wyszła mi znacznie dobitniejsza i o wiele bardziej subiektywna. Myślę, że ludzie którzy nie znają innych publikacji Jakuba lepiej zrobią jeśli najpierw przeczytają Twoją. A ja jak tylko się ogarnę zacznę szukać opowiadań Ćwieka online :).
OdpowiedzUsuń