Lubię swoją "pracę". Naprawdę lubię, choć w dniu takim jak dzisiaj mam ochotę wziąć trzasnąć drzwiami i rzucić wszystkim w cholerę. A czemu? Nie było mnie raptem półtora tygodnia i okazało się, że w tym czasie chyba ze sto razy zmieniały się wersje tego, co kto gdzie i jak ma nam wpisać do indeksu. Kiedy myślałam, że w poniedziałek dowiedziałam się czegoś konkretnego to nagle dzisiaj w ciągu chyba niecałej godziny wszystko zdążyło się siedem razy zmienić. Naprawdę czekam kiedy ta papierologia się skończy i będę mogła zająć się tym, co naprawdę ważne.
Szczęściem w nieszczęściu u mnie jest to, że droga z uczelni do domu troszkę trwa i w autobusie mam czas żeby ochłonąć. W czym ostatnio skutecznie pomaga mi pewien ponad dwumetrowy holender z kudłatym psem. Chodzi oczywiście o Arjena Lucassena i jego projekt Ayreon, o którym pisałam przy okazji "Theory of Everything". Ten album oczywiście nie zniknął z mojej playlisty, ale przy okazji odkurzyłam wcześniejsze płyty wydane pod tym szyldem między innymi "The Human Equation" i "01011001", które sprawiają, że od pierwszych dźwięków odpływam w zupełnie inne światy. Oba albumy są doskonałe, dlatego oba doczekają się krótkich notatek. Dzisiaj będzie o "The Human Equation", w którym jest kilka takich momentów, gdzie odnoszę wrażenie, że ta muzyka jest ze mną gdzieś od zawsze i może to dziwacznie zabrzmi, ale siedzi gdzieś tam już na poziomie kwasów nukleinowych w komórkach.
Jak każdy album Ayreona "The Human Equation" opowiada pewną historię. Tym razem jest to opowieść o człowieku, który miał w dość niejasnej sytuacji wypadek samochodowy. W biały dzień na pustej drodze dobija do drzewa i zapada w trwającą 20 dni śpiączkę. Każdy z tych dni jest reprezentowany przez jeden utwór będący alegorią różnych uczuć, czy wydarzeń z jego życia. Przed głównym bohaterem otwierają się wspomnienia z trudnego dzieciństwa (jako dziecko doświadczał przemocy ze strony ojca i kolegów ze szkoły), wyborów jakie sam podejmował (zdradzenie najlepszego przyjaciela). Pojawia się też potencjalne rozwiązanie zagadki tajemniczego wypadku. Jego powodem może być to, że przyłapał żonę ze swoim przyjacielem na zdradzie i z tego powodu umyślnie wjeżdża w drzewo. W końcu wszystko prowadzi do tego, że bohater musi poradzić sobie ze wszystkimi swoimi negatywnymi emocjami, żeby wyrwać się z koszmaru w jakim się znalazł.
Pewnie coś poplątałam w fabule. No cóż... Zazwyczaj pozwalam porwać się muzyce i potem ciężko jest mi się skupić na tym, by móc w kilku słowach ją streścić.
Od strony muzycznej album jest niesamowity! Chociaż mam mieszane uczucia do dwóch, może trzech utworów, ale przy bliższym wsłuchaniu okazuje się, że idealnie wpisują się w historię i klimat tworzony przez muzyków zgromadzonych przez Lucassena. Z drugiej strony jest kilka takich, że człowiek momentalnie przenosi się gdzieś indziej i wydaje się czuć te muzykę każdą komórką. Zamyka się oczy i pozwala muzyce swobodnie płynąć.
Nie wiem jak to inaczej opisać, bo z muzyką mam zawsze problem, ale jeśli ktoś lubi rock opery to "The Human Equation" jest taką wobec, której nie można przejść obojętnie. Warto jej wysłuchać i pozwolić zabrać się na podróż w podświadomość.
Podobnie jak w przypadku każdej płyty Ayreona również w przypadku tej trudno przejść obojętnie wobec grafiki na okładce, która nie wiem, czy idealnie, ale oddaje klimat płyty. Artysta nie miał łatwego zadania tworząc tę grafikę, bo trudno na obrazie przedstawić czyjąś podświadomość i wnętrze.
Naprawdę z całego serca polecam , a podczas słuchania zachęcam do założenia słuchawek, podkręcenia głośności, położenia się gdzieś wygodnie i odpłynięcia razem z bohaterem na te ponad dwie godzinki.
Źródła ilustracji:
http://www.arjenlucassen.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz