O tym, że Skandynawom zdarza się kręcić dziwne filmy wiadomo nie od dziś. Nie inaczej jest z "Jabłkami Adama", które choć są duńsko-niemiecką koprodukcją to dalej mają ten absurdalny klimat, którego filmom niemieckim brakuje.
Film ten został nakręcony w 2005 roku przez Andersa Thomasa Jensena, który jest reżyserem m.in. "Księżnej" z Keirą Knightley i mocno kontrowersyjnego (przynajmniej dla mnie) "Antychrysta" z Willemem Dafoe. Czego się więc spodziewać? Mrocznego, budzącego czasem odrazę skomplikowanego obrazu? Nie tym razem. Chociaż trzeba przyznać, że czasem "Jabłka Adama" są jak film grozy, choć w zasadzie jest to czarna komedia z silnie absurdalnymi i zarazem naiwnie bezpośrednia.
Jest to opowieść o pewnej parafii, w której nieco nietypowy pastor Ivan (Mads Mikkelsen, którego część może znać z serialu "Hannibal") prowadzi ośrodek resocjalizacyjny. Mieszka tam oprócz Ivana i jego syna Gunnar, który kiedyś był sławnym tenisistą, a teraz częściej zagląda do kieliszka i do cudzej kieszeni, Khalid- arabski emigrant, który napada na stacje benzynowe i ewidentnie cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne. Pojawia się też ciężarna Sarah, która boi się, że urodzi upośledzone dziecko. Do tej zabawnej gromadki dołącza neonazista Adam, którego denerwuje wszystko. Począwszy od tego, że Ivan z uporem maniaka zaprzecza istnieniu zła, a skończywszy na jabłoni, którą ma się opiekować, bo jako cel pobytu wyznaczyli z pastorem upieczenie szarlotki z kościelnej jabłonki.
Adam uparcie walczy z Ivanem, często dosłownie, bo pastor regularnie ląduje w szpitalu ze złamanym nosem albo jakimś innym uszkodzeniem. Neonazista też za wszelką cenę chce pokazać mu, że zło istnieje i jest dużo silniejsze niż dobro, często też powtarza mu: "Jestem zły i tego nie zmienisz". Ivan oczywiście nie przyjmuje tego do wiadomości, Adam się wścieka i tak w koło. Do tego wszystko wydaje się wspierać Adama w jego misji złamania szurniętego pastora. A to psuje się kuchenka, a to na jabłonkę regularnie spadają jakieś plagi, co dodatkowo komplikuje Adamowi wykonanie prostego zadania upieczenia ciasta i jeszcze bardziej go rozdrażnia. Jednak w pewnym momencie coś się zaczyna w neonaziście zmieniać.
Film budzi mieszane uczucia. Raz jest to dramat, w którym bohaterowie po kolei wywlekają na światło dzienne swoje traumatyczne przeżycia, a za chwilę jest to surrealistyczna opowieść poprzetykana nie koniecznie poprawnymi żartami. Postacie też wydają się być przerysowane czego dobitnym przykładem jest postać pastora Ivana przerysowana do granic absurdu pod każdym względem. Do tego wszystkiego dochodzą nawiązania do księgi Hioba, które gdyby mogły chodziłyby z transparentem z napisem "Tutaj jestem!".
Film jest dziwny i gdyby nie to, że reżyser pozwala sobie na dziwne żarty oraz czasem skrajny surrealizm to mógłby to być kolejny nadęty obraz, w którym dobro walczy ze złem. A tak możemy obserwować jak w dziwnych okolicznościach Adam i Ivan oddziałują na siebie. W pewnym momencie nawet Adam stanie się odpowiedzialny za wszystko, co się dzieje na parafii, bo w końcu udało mu się złamać Ivana. Sam jest tym zaskoczony i nie rozumie czemu osiągnięty cel nie sprawia mu radości.
Dominującym uczuciem jakie towarzyszyło mi podczas oglądania "Jabłek Adama" Jensena było na pewno zdziwienie i to czasami przyjmujące rozmiary ogłuszenia po uderzeniu w potylicę. Po za tym, że czasami samemu miałoby się ochotę samemu porządnie trzepnąć Ivana to film jest jak na czarną komedię szalenie pozytywny, a dobitnie podkreśla to ostatnia scena, w której Adam i Ivan jadą samochodem nucąc "How deep is your love" Bee Gees.
Serdecznie polecam ten film, bo nie jest to sieczka jaką na co dzień serwuje telewizja, ale nie jest też obrazem tak skomplikowanym, że tylko krytyk jest w stanie zrozumieć, co autor miał na myśli. jensen udowadnia, że nie trzeba walki ze złem ubierać w wyszukane symbole. Czasem wystarczy podać coś wprost np. Ivan jako postać Hioba, Adam jako wcielenie zła, żeby pokazać, że przed bezinteresowną dobrocią ugnie się każdy, choćby nie wiadomo jak zły.
Co warto podkreślić, chyba właśnie za tę prostotę przekazu "Jabłka Adama" otrzymały nagrodę publiczności na Warszawskim Festiwalu Filmowym, a to chyba najcenniejsza z nagród jaką może dostać twórca.
Źródła ilustracji:
www.filmweb.pl
Powiem szczerze, że zdobycie nagród na festiwalach nie jest dla mnie czymś przekonywującym. Nie jeden gniot ich nazbierał, a ja potem wyłączałam tv. Bardziej przekonuje mnie Twoja recenzja :).
OdpowiedzUsuńDzięki ^^
UsuńJa jednak zostanę przy tym, że nagroda publiczności jest bardziej wartościowa niż ta od zawodowego krytyka
Świetny film, niedawno obejrzałam. Bardzo ciekawe podejście do biblijnej opowieści o Hiobie. Pewnie jeszcze nie raz po niego sięgnę.
OdpowiedzUsuńPowiem, że warto wrócić ^^
Usuń